poniedziałek, 16 czerwca 2014

Dziękuję wam bardzo za wszystko <3 że jesteście tu kochani, wiem, że moje opowiadanie nie jest jakieś genialne, ale dziękuję, bo są osoby, które to czytają :') Już niedługo 3000 wyświetleń c: dziękuję bardzo, a przy okazji zapraszam was tutaj: o moim życiu http://unorthodox.pinger.pl/

Odcinek 22

Przebolałam te dwa dni, starając się unikać Matta i Bruna. Dziś moje ostatnie zajęcia w 'Street Dance'. Trudno będzie mi się pożegnać z tymi dzieciakami... Jednak muszę. Starałam się wymyślić jak najlepszą choreografię, poświęcałam każdą minutę dla nich... Miałam nadzieję, że nie będą patrzeć na zegar, że nie zapytają o Bruna... Ale jednak.
- Będzie dziś Bruno? Spóźnia się! - krzyknęła Meg.
- Nie, dziś go nie będzie - odparłam.
- Dlaczego?
- Nie wiem, miał jakieś ważne plany. Dokończymy choreografię? - uśmiechnęłam się do nich.
- Jakie ważne plany? Alice, dzisiejsza choreografia jest po prostu genialna, Bruno musi ją zatańczyć - zaśmiał się Brandon.
- Przykro mi, ale coś mu chyba wypadło...
- Zadzwoń do niego!
- Nie! - krzyknęłam głośno pod wpływem emocji.
Dzieciaki ucichły.
- Dlaczego? - wyszeptała Emma.
- Ech, was się nie da oszukać - ukucnęłam obok nich. Miałam już zaszklone oczy, wiedziałam, że w każdym momencie mogę wybuchnąć płaczem. W końcu to Bruno, on zawsze tu przychodził, rozśmieszał ich... Ja też się świetnie bawiłam... A teraz jest koniec tego wszystkiego, zwyczajny koniec...
- Alice, co jest? - zapytali.
- Wyprowadzam się z Los Angeles. - szepnęłam.
- Dlaczego?
- To jest długa historia.. Wracam do domu, na Hawaje... Przykro mi dzieciaki, to nasze ostatnie zajęcia.
- Jak to? Jedziesz z Brunem? Wyprowadzacie się razem?
I co miałam powiedzieć..? Czy wyjaśnić im wszystko? Już miałam mówić, gdy nagle ktoś wbiegł do sali... To... Bruno?
- Hej, dzieciaki!
- Bruno - krzyknęli i podbiegli do niego. Znów się śmiali i cieszyli.
- Przepraszam, wiem, że się spóźniłem, ale odwoziłem siostrę na lotnisko.
- Przyjechała do ciebie siostra? Szkoda, że jej nie poznaliśmy...
- Taaa, Alice też nie zdążyła jej poznać - powiedział Bruno i spojrzał na mnie. - Szkoda, że wtedy.. Miałaś tak dużo planów... I nie mogłaś zostać ze mną i Presley... Pogadalibyśmy... Fajnie by było - mówił.
Co on odwala? Ach, że ta jego nowa dziewczyna to niby siostra? Jasne, nie będę już robić ich w konia, niech dzieciaki znają prawdę.
- Ja i Bruno nie jesteśmy już razem - powiedziałam.
Dzieciaki były oszołomione. Bruno spojrzał na mnie, zastanawiając się po co to robię.
- A na Hawaje wyjeżdżam sama. - mówiłam z kamienną twarzą, nic mnie już jakoś nie obchodziło. - Ups, czas się skończył... No trudno, to na razie dzieci, do widzenia, panie Mars. - powiedziałam i szybko opuściłam budynek.
Wróciłam do hotelu, spakowałam się i... Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nagle ktoś zadzwonił na mój telefon. To Bruno.
- Hm?
Cisza, Bruno nic nie mówił.
- No co?
- Chciałem po prostu usłyszeć twój głos... Po raz ostatni.
Dlaczego!? Czemu on mi to robi!? Przecież wie, że nadal go kocham... A może nie wie? Bruno, czemu mi to zrobiłeś!?
- Po co?
- Bo go kocham. Tak jak ciebie. Mam nadzieję, że ułoży ci się z Mattem - powiedział i rozłączył się.
Nie wiedziałam czy mu wierzyć. Tak czy siak on chyba już nigdy nie uwierzy mi. Za dużo razy zawiodłam jego zaufanie...

Nazajutrz. Spakowana ruszyłam na lotnisko... Po kilku godzinach byłam już na rodzinnych Hawajach!! Szybko pobiegłam do domu.
- Mamo! Tato! - krzyknęłam
- Córciu! - zawołali. - Wróciłaś! Co robiłaś tam tak długo? Nie miałaś prawie w ogóle z nami kontaktu.
Opowiedziałam im całą historię. Zupełnie całą. Od momentu, gdy poznałam Bruna, aż do teraz. Byli zdziwieni... Baaardzo zdziwieni.
Po spędzeniu czasu z rodziną postanowiłam iść do Sashy i Malie. Najwyższy czas się zobaczyć. Szłam dobrze znaną mi uliczką. Pamiętam jak często nią chodziłam... Zamyślana nawet nie zauważyłam, gdy na kogoś wpadłam.
- Przepraszam - powiedziałam.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się wysoki brunet z zielonymi oczyma. To chyba nawet na moją rękę. Myślę, że dobrze, że na siebie wpadliśmy. Jestem Johny.
- Alice - zaśmiałam się.
- Słuchaj... Dasz mi swój numer? Wyglądasz na fajną dziewczynę.
- Podrywacz? - skrzywiłam się.
- Nie... Właśnie chodzi o to, że to moja pierwsza sytuacja, gdy proszę o to nowo napotkaną osobę - zachichotał.
- Wolę się przejść i pogadać. Z numerem pomyślę.
Poszliśmy do parku... Nie myślałam o nim jako o chłopaku, w którym miałabym się zakochać, tą część nadal zajmuje Bruno i tylko Bruno...
- Masz chłopaka? - walnął nagle, gdy akurat o tym myślałam.
- Tak.. Znaczy.. Nie. Znaczy... To dziwna sytuacja.
- Chcesz o tym pogadać? - spytał.
- Wolę nie.
Szliśmy dalej i dalej, a ja widziałam jak próbuje mnie objąć.
- Słuchaj... Nie, to nie może tak być. Nie teraz, błagam.
- Może będzie lepiej jak sobie już pójdę - zasmucił się.
- Nie, to nie tak. Johny, ja po prostu przeżywam dziwny, głupi i ciężki okres w moim życiu... Wolałabym, żebyś był wsparciem, przyjacielem, niż... Niż kimś innym.
- Kiedyś powiesz coś innego - zaśmiał cię. - Zdobędę jeszcze twe serce!
- Weź się nie wygłupiaj - uśmiechnęłam się. - Moje serce jest już zdobyte... - mruknęłam.
- Niedługo będzie ponownie! No ale bądźmy jeszcze tymi 'przyjaciółmi' - odparł niechętnie.
Zaśmiałam się serdecznie. W tym momencie to on poprawił mój humor. Zaczęłam podawać mu cyfry.
- Co to za liczba?? - zdziwił się.
- Mój numer, głuptasie!
Tak też minął mi ten wieczór, Johny odprowadził mnie do domu, a z Sashą i Malie postanowiłam spotkać się jutro.
- Dziękuję za ten czas - uśmiechnął się. - Dałaś mi swój numer, szykuj się na sryliard sms-ów - zaśmiał się.
- Będę czekać - spojrzałam na niego radośnie, po czym wróciłam do swojego mieszkania.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Odcinek 21

Biegłam i biegłam... Byle jak najdalej od Bruna, od Matta... Myślałam co teraz robić... Chyba wyjadę z Los Angeles. Z powrotem do rodziny, do Malie, do Sashy... A co ze 'Street Dance'? Muszę się stamtąd zwolnić. Ale czy w ogóle stać mnie na bilet powrotny? I kiedy jest odlot? Nie wiedziałam jak to wszystko ogarnąć. W myślach zaczęłam liczyć wszystkie uzbierane pieniądze i resztę oszczędności, których nie wydałam. Miałam dość sporo kasy! Zajrzałam do kieszeni... Tam jakieś drobniaki.. Hm... Czy było mnie stać na taksówkę? Chyba tak. Zatrzymałam więc jedną z nich i kazałam zawieźć się na lotnisko.
Gdy byłam już na miejscu szybko sprawdziłam cennik. Wylot do Los Angeles wcale nie był taki drogi. Hm... A kiedy odlot? Za 3 dni. Jakoś to wszystko ogarnę... Mam nadzieję.
Wyliczając drobne z mojej kieszeni, okazało się, że stać mnie na jeszcze jedną podróż taksówką. Najpierw postanowiłam udać się do wytwórni 'The Smeezingtons' z nadzieją, że będzie tam Phil i poleci mi jakiś hotel. Otworzyłam drzwi wytwórni.
- Phil? - krzyknęłam.
- Alice? - Phil wychylił się zza drzwi pokoju nagraniowego. - Co jest?
- Wiesz może gdzie jest tu jakiś dobry, tani hotel? Tylko na 3 noclegi.
- A po co ci? - zdziwił się Phil.
- Kuzynka przyjeżdża - skłamałam.
- A Bruno nie zgodzi się, by zamieszkała z wami?
- Em.. To nie tak, chodzi o to, że moja kuzynka woli samotność.
Phil lekko się zdziwił.
- Przy ulicy Blue jest mały hotel.
- Dzięki! Pozdrów Ariego! - powiedziałam i w pośpiechu opuściłam budynek.
Postanowiłam zobaczyć jak wygląda ten hotel. Ulica Blue była całkiem niedaleko... Po 10 minutach byłam już na miejscu. Budynek prezentował się naprawdę świetnie.
- Dzień dobry! - przywitałam się z recepcjonistką.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się kobieta. - W czym mogę pomóc?
- Ile kosztują u państwa 3 noclegi?
Rozmawiałyśmy przez chwilę o ważnych sprawach. Cena wyszła niewielka, nawet razem z wyżywieniem. Wyszłam z hotelu. Teraz tylko muszę przeboleć najgorsze - wejść do domu Bruna...
Gdy byłam już niedaleko znanego i kochanego przeze mnie miejsca, zatrzymałam się. Bruno stał koło domu, widocznie przygnębiony i gadał przez telefon.
- Jest znowu z tym Mattem, nie wiem jak mogłem być taki głupi i nabierać się na to tyle razy - usłyszałam. Bruno podniósł wzrok i wtedy zobaczył mnie. - Oddzwonię - powiedział i odłożył telefon.
- Przyszłam po swoje rzeczy - mruknęłam starając się powstrzymać płacz.
- Idziesz do Matta? - spytał.
- Nie. Do hotelu. Zresztą co cię to obchodzi. Za parę dni i tak już mnie nie zobaczysz, będziesz z tą swoją nową laską i przecież w twoim życiu wszystko się ułoży. Ja teraz muszę odganiać od siebie Matta, uważać na niego na każdym kroku... Mówiłeś, że mi pomożesz, nie pomogłeś, Bruno.
- W czym miałem ci pomóc?
- Mówiłam ci, że boję się tego tajemniczego mężczyzny. Zresztą już żadna z niego tajemnica.
- Zaraz, zaraz... To Matt?
- Tak, to Matt. Ale ty mi już nie uwierzysz. Myślisz, że z nim jestem...
- Alice, po co się oszukiwać?
Spojrzałam na niego i bez słowa weszłam do jego domu, zaczynając pakować swoje rzeczy.
- Czemu odgrywałaś tą szopkę? - Bruno cały czas gadał.
- Jaką szopkę?
- Że mnie kochasz.
I wtedy już nie wytrzymałam. Po moim policzku spłynęło kilka małych łez.
- Przecież ci mówię, że Matt to zwykły drań, oszust... Który cały czas nas śledził. Niby chciał dla mnie dobrze i teraz się zastanawiam czy nie mówił prawdy - kończyłam się pakować.
- Chciał dla ciebie dobrze? W którym momencie?
- W tym. Zdradziłeś mnie, Bruno. On kazał mi od ciebie odejść.
- Alice, co ty gadasz, ja cię nie zdradziłem.
- Wcale - powiedziałam, wzięłam walizkę i wyszłam z jego domu. - Do widzenia, panie Mars - zatrzasnęłam drzwi.



Odcinek dość krótki, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Proszę o komentarze! :))

wtorek, 3 czerwca 2014

Odcinek 20

Za oknem już świt. Leżałam w pustym łóżku dokładnie okryta kołdrą. Przekręciłam się jeszcze parę razy z boku na bok, po czym wstałam. Zeszłam na dół, Bruna nie było. Na stole leżała mała karteczka.
"Byłem dziś potrzebny w studio, wrócę popołudniu"
Cały poranek miałam więc dla siebie. Poszłam do kuchni i... Stanęłam z niedowierzaniem. Zrobił mi śniadanie... Kochany! Kurczę, Bruno to jednak naprawdę wspaniały gość!

Po godzinnym nudzeniu się w domu postanowiłam, że wyjdę na dwór. Przechodziłam sobie uliczkami parku. Po drodze spotkałam... Nie zgadniecie kogo! Brandona i Emmę! Moje małe dzieciaki ze 'Street Dance' razem w parku?
- No witam was! - krzyknęłam. Widocznie się speszyli.
- Em... Hej, Alice - powiedział Brandon i podrapał się po głowie z zakłopotania.
- Wy razem..
- Co? - przerwała mi Emma. - Co my razem?
- No.. Wiecie...
- To nie to co myślisz, Alice.
- To jest dokładnie to co myślę, Brandon - sprzeczałam się z nim. - No przecież nikomu nie powiem, spokojnie - zaśmiałam się.
Gadaliśmy jeszcze chwilę. Dopiero później zorientowałam się, że od dłuższego czasu ktoś nas obserwuje, wysłuchuje każde nasze słowo. To nie mógł być nikt inny jak on. Udawałam, że go nie widzę, tylko od czasu do czasu zerkałam w jego stronę. Zrozumiałam, że muszę teraz uważać na to co mówię.
- Dobra, mam nadzieję, że będzie wam się super układało! - mówiłam z uśmiechem, próbując zakończyć rozmowę i wreszcie poznać tajemniczego mężczyznę.
- No, może kiedyś będziemy tak fantastyczną parą jak ty i Bruno!!
Od tych słów zaczęło się już piekło. Słyszał to wszystko...
- Wy już zawsze powinniście być razem - powiedziała Emma.
- Racja. Będziecie w Los Angeles już na zawsze, prawda? I zawsze będziecie do nas przychodzić na koniec zajęć? - dopytywał Brandon.
- Dzięki wam studio 'Street Dance' ma jakiś sens!
- Dziękuję wam bardzo - przerwałam, zanim powiedzieliby coś jeszcze o moim życiu co mogłoby mi zaszkodzić. - Muszę iść, przepraszam.
Bez wahania poszłam w kierunku domu. Czułam czyjąś obecność za mną. W pewnym momencie już nie wytrzymałam. Stanęłam i obróciłam się... Nikogo nie było.
- To jakiś dobry żart? Wyłaź, tchórzu!
Nagle usłyszałam śmiech.
- Śmieszne! Potwornie! - wrzasnęłam.
- Haha, nawet nie wiesz jak..
Nie wiedziałam nadal kim on jest... i gdzie jest.
- Wyłazisz czy nie?
- Może powiesz po imieniu? Nie kojarzysz mojego głosu?
I wtedy coś zrozumiałam... Ale przecież to niemożliwe...
- Weź wyłaź!
- Śmieszne, że mnie nie poznajesz. Mnie, mojego głosu... Moich pocałunków?
Wtedy byłam już pewna. Nie wiedziałam jak on się tu znalazł, co tu robi... Jednak wiedziałam, że to on.
- Matt!
- Tak, słonko.
- Nie mów tak do mnie. Wyłaź.
I wyszedł.. Ten sam co niedawno był z Malie... Malie! Biedna, jak ja za nią tęsknię! Nie pojechał z nimi na lotnisko czy jak?
- Co ty tu robisz? - spytałam.
- Hm.. Aktualnie to stoję przed najpiękniejszą kobietą na świecie.
- Dlaczego mnie śledzisz, gnojku?
Zaśmiał się.
- Bo nie mogę uwierzyć, że jesteś z tym brzydalem.
Nie wytrzymałam. Przywaliłam mu w twarz.
- Bez agresji, proszę - szepnął, a gdy znowu chciałam go walnąć, zatrzymał moją rękę. - Wiesz, że mogę ci zrobić większą krzywdę. Umowa jest taka - wynosisz się stąd raz na zawsze, a ja zostawiam cię w spokoju.
- Chciałbyś - powiedziałam i zaczęłam biec w stronę domu.
Biegłam i biegłam, aż w końcu znalazłam się pod drzwiami. Bruno był już w środku. Już miałam otworzyć drzwi, gdy nagle w jego domu ujrzałam... Jakąś kobietę... Gadali ze sobą, śmiali się... Łzy napłynęły mi do oczu. Usiadłam na ławce koło domu. Po chwili ujrzałam Matta. Szedł w moim kierunku, zajrzał do okna domu Bruna i zaśmiał się serdecznie.
- Haha, już cię zdradził - oznajmił chamsko.
- Matt, idź sobie.
- Alice, czy ty nie widzisz, że próbuję ci pomagać na każdym kroku? Mówiłem, żebyś go zostawiła. Wróć do mnie, Alice...
- Pff.. Nigdy - wrzasnęłam.
On zbliżył się do mnie, kazał mi wstać. Spojrzał w moje oczu, położył ręce na moich ramionach... Ja znów nie mogłam się oprzeć jego spojrzeniu... Matt przygryzł wargę.
- Co mówiłaś? Że do mnie nie wrócisz? Jesteś pewna tej decyzji?
- Y.. Nie, znaczy... TAK! Jestem! - mówiłam, już sama nie wiedziałam co.. Był zbyt przystojny.
- Hm... Powinnaś mieć stuprocentową pewność... Wiem jak to załatwić - powiedział szarmancko i pocałował mnie.
- Ej! Co tu się dzieje!? Alice? Matt, ty... Ty... Alice, jak mogłaś!!! - usłyszałam. To Bruno... Obok niego stała ta dziewczyna!!
- To ja zmykam, kochanie - powiedział Matt i ulotnił się. Chciał, żebyśmy wyglądali jak para! KRETYN!
- Kochanie? Alice, zaufałem ci tyle razy... - szeptał Bruno.
- Tak!? Ty mi!? Może przedstawisz mi swoją nową koleżaneczkę, co?
- Alice, przecież to jest..
- No twoja nowa dziewczyna, super! Do widzenia, panie Mars, mam nadzieję, że będziecie świetną parą! - wrzasnęłam i cała zapłakana uciekłam jak najdalej.