poniedziałek, 28 lipca 2014

kto powinien wystąpić w 2015 roku we Wrocławiu?

http://www.gazetawroclawska.pl/plebiscyt/karta/555,bruno-mars,20637,id,t,kid.html głosujemy na Bruna, kochani:)

Wyniki przekażą od organizatorów koncertów we Wrocławiu!!! czas do 31 lipca

czwartek, 24 lipca 2014

Odcinek 26

Razem z Johny'm byliśmy w moim domu. Zawiozłam Robby'ego do babci, mama z tatą wyjechali na dwudniową imprezę integracyjną. Byłam więc sama, choć w sumie niezupełnie, bo był ze mną Johny. Cały, calutki czas. Przyjaciel niósł mi właśnie herbatę, gdy ja leżałam zapłakana pod kocem.
- Dziękuję - wyszeptałam.
- Bruno to dupek - rzucił, widząc mój stan po opowiedzeniu mu historii z koncertu.
- Nie mów tak, w większości to moja wina.
- Nieprawda Alice... - Johny podał mi chusteczkę do przetarcia łez. - Zresztą nieważne, to skomplikowana historia. Nie przejmuj się nim.
- Łatwo powiedzieć. - westchnęłam.
- Ech, dobra, nie będziesz tu siedzieć w domu, zrozumiano? Idziemy na spacer - zarządził Johny i wstał z fotela.
- Dobrze, ale sama się przejdę... - wyczołgałam się jakoś z kanapy, ubrałam buty i bez słowa wyszłam.
Chciałam na chwilę pobyć sama, porozmyślać nad wszystkim i nad niczym. Kierowałam się w stronę naszego lokalnego centrum, wstępując do paru sklepów. Coś kazało mi wstąpić też do kiosku. Przeglądając gazety mój wzrok zatrzymał się na jakimś młodzieżowym magazynie, gdzie na okładce była.. Byłam ja i Bruno. Całujący się na koncercie. Wzięłam gazetę do ręki z niedowierzaniem, po czym z całej siły rzuciłam nią z powrotem na miejsce. I jak ja mam zapomnieć o Brunie!?
- Niezła akcja, co? - usłyszałam za sobą jakiś głos, niby znany, ale nie miałam pojęcia do kogo należy. Odwróciłam się, po czym zaczęłam kotłować w sobie wszystkie negatywne emocje. Dziewczyna z wczoraj, laska Bruna, niejaka Stephanie stała tuż przede mną. Laska też nieźle się zdziwiła... - To ty!
- Tak, to ja, przepraszam, że weszłam na drogę szczęścia twoją i twojego chłopaka - powiedziałam z niepohamowaną złością.
- Dobra, ale trzymaj się już od niego z daleka. - Stephanie wyglądała na naprawdę bardzo pewną siebie laskę.
- Wiesz czemu mnie pocałował? - postanowiłam jej wszystko wygarnąć. - Bo napisał tą piosenkę dla mnie.
- Bzdury gadasz, byłaś po prostu kolejną głupią faneczką, która liczy na coś więcej. Bruno nawet nie ma pojęcia kim jesteś i nigdy się nie dowie, kochana.
Miałam dość. Kupiłam ten młodzieżowy magazyn i wyszłam ze sklepu.

                                                          *       *       *

Johny został sam w moim domu. Jeszcze nie wiedział jak wielka czeka go niespodzianka. Pukanie do drzwi. Przed domem pojawił się ktoś nieznany Johny'emu. Uśmiech faceta zszedł mu z twarzy po otworzeniu drzwi, zupełnie jakby oczekiwał tu kogoś zupełnie innego.
- Przepraszam, chyba pomyliłem adresy... Nie znasz Alice Green, prawda?
- Znam... I to nawet bardzo dobrze - zaśmiał się Johny. - Poszła na spacer, ale niedługo powinna wrócić. Kim jesteś?
- Jestem... - zamyślił się facet. - Jestem starym dobrym kumplem Alice. Jakiś czas temu pokłóciliśmy się i chciałbym wszystko z nią wyjaśnić.
- Jak się nazywasz? - Johny pragnął rozszyfrować gościa.
- Peter. Peter Hernandez.
Johny nie miał pojęcia, że ten cały Peter to Bruno, natomiast Bruno nie wiedział jeszcze jak wiele Johny wie zarówno o Alice jak i o nim.
- Jakoś nie kojarzę cię z opowieści Alice... Choć wiem o niej serio dużo.
- Dobry przyjaciel, rozumiem? Czy może... Chłopak?
- Przyjaciel, nikt więcej.
- Ech.. Kiedyś też dużo wiedziałem o Alice, mówiła mi o wszystkim.. Potem kontakt się urwał.
Bruno wpadł na dobry pomysł. Udawać 'kumpla', starego dobrego 'kumpla', który wie o niej wszystko i zamierza się dowiedzieć jeszcze więcej.
- Wejdź do środka - zaprosił go Johny i razem usiedli w salonie.
- Co nowego u Alice? - rozsiadł się Bruno.
- Ech.. Głupia sprawa. Słyszałeś tą całą historię z Brunem? Biedna.
Bruna przeszły dreszcze.
- Historia z Brunem? Słyszałem, słyszałem dość wiele, ale nie mam pojęcia co działo się po wyjeździe Alice z Los Angeles...
- Co się działo, człowieku! Serio wiele, pokłócili się, Bruno powiedział, że już jej nie zaufa, a przecież Alice go kocha... Powinien o tym wiedzieć. - z pewnością odparł Johny.
- Kocha? A co z tym Mattem?
- Też wpadłeś w jego pułapkę.
- Co? Jaką pułapkę!?
- Matt owinął sobie wszystkich wokół palca. Jego gierki... Tak naprawdę Alice z Mattem ciągle się kłócili, ona próbowała w końcu uciec od niego... A gdy w okolicy pojawiała się Sasha, Malie lub Bruno mówił do niej 'kochanie' i całował ją.
- Ale przecież oni... - Bruno nie był już tak pewny wszystkiego o Alice.. Może warto jej zaufać? Co jeśli to wszystko co mówi Johny to prawda?
- Oni nie byli razem. Alice kochała tylko Bruna, nie potrafi być teraz z innym facetem... Pamiętam jak ją poznałem... Spodobała mi się, przyznaję. Ta nawet nie chciała myśleć o randkach.
- Alice mnie kocha... - wyszeptał Bruno.
- Co?
- Ee. Alice go kocha... Kocha Bruna.
- Taa.. Ale Bruno jej już nie uwierzy - Johny głęboko westchnął.


Chłopacy pogadali jeszcze chwilę, gdy nagle naszła mnie ochota, żeby zadzwonić do Johny'ego. Jeszcze nie wiedziałam kto właśnie jest u mnie w domu.
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
- Johny, nie uwierzysz co stało się po drodze! Wracam już do domu, zaraz ci wszystko opowiem...
- Alice! Przyjechał jakiś twój kumpel - Johny zmienił temat.
- Kumpel? Jaki kumpel?
- Bardzo mu na tobie zależy.. Podobno kiedyś się pokłóciliście... On naprawdę chcę się pogodzić... Czemu nic mi nie mówiłaś o żadnym Peterze Hernandezie?
Ucichłam. Po prostu nie mogłam się ruszyć.
- Wyrzuć go, proszę.
- Ale Alice...
- Nie chcę go widzieć - powiedziałam w płaczu. Pierwszy raz naprawdę nie chciałam się z nim zobaczyć. Niech wróci do swojej Stephanie.
- Dlaczego?
- Moje gratulacje, Johny. Właśnie poznałeś szanownego Bruno Marsa - wrzasnęłam i rozłączyłam się.
Johny nie mógł uwierzyć.
- Co ja zrobiłem...
- Co zrobiłeś?
- Nie udawaj, możesz już pokazać swoje prawdziwe oblicze Bruna... Wszystko wygadałem.
Bruno zaśmiał się.
- Dziękuję, stary.
- Dziękujesz? Bruno, wynoś się stąd!
- Alice mnie kocha...Uwierzyłem w to. Dzięki tobie, stary. Wszystko się ułoży.
- Nic się nie ułoży, Alice widziała cię ze Stephanie.
- Stephanie? Ale ty nic nie rozumiesz... - Bruno wyglądał na zakłopotanego.
- Czego nie rozumiem? Znalazłeś nową laskę.
- Ale.. Gdybym wiedział, że Alice jeszcze się pojawi nigdy nie zrobiłbym tych rzeczy, które zrobiłem...
Nagle nastała cisza. Bruno szybko wyjął jakiś notes ze swojej torby.
- O co ci chodzi? - Johny nic nie rozumiał.
Bruno szukał czegoś w zeszycie.. Przypomniał sobie co kiedyś w nim zapisał...
- Niecałe 3 lata temu... - zaczął Bruno - gdy widziałem się z Alice... ona... Ona powiedziała te same słowa co ja przed chwilą. Uznałem, że będzie to dobry tekst piosenki... "Gdybym wiedziała, że jeszcze się pojawisz nigdy nie zrobiłabym tych rzeczy"... Tak to było - zaśmiał się Bruno wspominając dawne chwile - Po tym, gdy widziałem ją z Mattem. Mam dokładnie tą samą sytuację co ona... Ona mnie zrozumie - Bruno wyrwał kartkę z zeszytu - Proszę, daj to Alice... Teraz już idę, dzięki za wszystko!
Johny nie miał pojęcia o co chodzi. Nieumyślnie schował kartkę do plecaka, przez co zupełnie o niej zapomniał. Niestety.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Odcinek 25

Rozległ się dzwonek do drzwi. Johny.
- Mogę wejść?
- Jasne wchodź. - zamknęłam za nim drzwi. - Jak tam? - spytałam, kierując się w kierunku kuchni.
- Po staremu. Bruno się odzywał?
Na chwilę ucichłam. "Tak, odzywał się, w radiu" - myślałam, ale nie uznałam, żeby była to konieczna informacja. Nalałam wodę do szklanki.
- Nie - podałam przyjacielowi kubek - Nie odzywał się.
- Zapomnij o nim choć na chwilę...
- Nie potrafię.
Sytuacja z Brunem była nieźle skomplikowana. Pamiętam jak jeszcze niedawno dopiero się poznawaliśmy... Chciałabym tak jeszcze raz, zacząć wszystko od nowa, żeby Matt nie pojawił się w moim życiu.

Przez najbliższe dni jedynym środkiem pocieszenia był Johny. To wspaniałe, że na siebie wpadliśmy, jestem wdzięczna losowi. Przychodził do mnie dzień w dzień.
- Gitara? - zdziwił się wchodząc pierwszy raz do mojego pokoju. - Nie mówiłaś, że grasz.
Spojrzałam na tą piękną gitarę i znów przywołały się wspomnienia z Brunem... Gdy mnie uczył.
- Uczę się. Ale straciłam ostatnio nauczyciela.
- Kto nim był?
- Bruno - odparłam po długiej ciszy. Johny westchnął.
- Słuchaj, Alice... Bruno jest teraz w Los Angeles, wiem, że ciągle o nim myślisz, ale nie jestem pewnien czy jest jeszcze szansa, że się zobaczycie.
- Przecież jest tu rodzina Bruna... Ona nie wyniosła się do Los Angeles tak jak kiedyś myślałam... Bruno ich pewnie odwiedzi. Poza tym... Mamy dar.
- Dar? - Johny skrzywił się.
- Dar wpadania na siebie, Bruno sam tak powiedział.
- Mówił tak?
Mój prawy kącik ust lekko uniósł się do góry.
- Mówił. W radiu. Bruno będzie miał koncert na Hawajach.
- Koncert? Kobieto, co ty wygadujesz - Johny jeszcze nie wiedział jak wyjątkowym człowiekiem jest Bruno, jak wiele potrafi.
- Ma piosenkę z B.o.B. - westchnęłam.

                                                         *    *     *

Minęło parę miesięcy. Sasha wyjechała na jakiś obóz, Malie do dziadków. Zawsze wyjeżdżają w tym samym momencie... Wtedy jedynym środkiem pocieszenia - jak już mówiłam - staje się Johny. Ale to teraz nieważne, nie miałam nawet czasu nad tym myśleć. Robby ciągle mnie pospieszał, nie mogłam się nawet spokojnie wymalować.
- Alice, spóźnimy się, nie rozumiesz?
- Przecież już idę.
Pewnym krokiem ruszyliśmy na przystanek. Zerknęłam jeszcze do torebki, by upewnić się czy wszystko zabrałam - telefon, kluczyki, portfel, woda...Ach, no i bilety! Są. Miejsca tuż pod sceną. Jak szybko został wyprzedany koncert B.o.B. to się w głowie nie mieści... Jakimś cudem zajęliśmy te miejsca.  Przyjechał nasz autobus. Miejsce koncertu nie było na szczęście daleko. Robby wyglądał na niesamowicie podekscytowanego... Zresztą nie powiem, że ja nie byłam. B.o.B. jest świetny, ale... Tu chodzi o kogoś jeszcze. O Bruna. Serce biło mi mocniej, gdy tylko słyszałam to imię. Nagle coś zapikało w mojej kieszeni.
Johny: Cześć, jedziecie już?
Ja: Właśnie wyjechaliśmy.
Johny: Spoko, pamiętaj, że odwiozę was po koncercie do domu!
Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Johny jak zwykle był opiekuńczy i kochany.

Dojechaliśmy na miejsce. Tłum ludzi. Przeciskaliśmy się przez niego pokazując nasze bilety Golden. Plus tego jest taki, że dzięki nim mamy pierwszeństwo. Zajęliśmy miejsca. Wiedziałam już, że Bruno gdzieś tam jest... Szykuje się na występ... Czy myśli o mnie? Może jednak już jego uczucie minęło. On przecież mi nie wybaczy. Może jest teraz sobie szczęśliwy z mieszkanką Los Angeles. Za dużo myślę.
Światła zgasły, zabrzmiała muzyka. Jakiś znany utwór B.o.B. Nagle raper wyskoczył na scenę... Mój podjarany brat wrzasnął z radości. Lubiłam patrzeć, gdy się cieszy. To musiał być dla niego niesamowity urodzinowy prezent, bo niedawno skończył 6 lat.
- Dziękuję wam za przybycie - powiedział B.o.B. tym swoim kochanym głosem. Widać, że uwielbiał śpiewać dla swoich fanów. - Teraz czas na zupełnie nowy kawałek. Nie będę go jednak śpiewać sam - uśmiechnął się.
Zapaliła się jedna lampa. W jej blasku ujrzałam Phila... Tak, tego starego kochanego Phila, wujka Malie! Zasiadł za fortepianem. Kolejna lampa, na widowni totalna cisza.
- Bruno Mars! - wrzasnął raper. Nogi miałam już jak z waty. Wszedł, wszedł na scenę, jego cudowny uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Potrzebna nam będzie jeszcze jedna osoba - powiedział Bruno i przygryzł wargę. Często tak robił, gdy patrzył na ładne dziewczyny... I też na mnie. Uwielbiałam to, to było przeurocze. Nagle spojrzał na mnie. Zamarłam totalnie. Nie mogłam się ruszyć, serce biło mi mocniej. Bruno powoli zbliżał się w moją stronę - Potrzebna nam będzie... Dziewczyna. Śliczna dziewczyna - mówił i po chwili podał mi rękę, bym weszła na scenę.
- Poczekaj tu, Robby! - krzyknęłam pospiesznie, gdy ten patrzył na mnie jak oszołomiony. Potem spojrzałam na Bruna, a on zaczął się bawić moim włosami.
- Dziewczyna - wziął głęboki wdech - dla której zaśpiewamy tę piosenkę.
Rozległa się muzyka. Potem jego cudny głos. Był taki specyficzny. Śpiewał to wczuwając się w każde wypowiedziane słowo. Piosenka była przecudna, kochana. Po chwili zabrzmiał głos B.o.B. Raper przybliżył się do mnie i spojrzał w moje oczy. Uśmiechnął się. Piosenka dobiegała już powoli końca.
- Nothin' on you... - zaśpiewał, po czym przerwał to znaczącą ciszą. Uśmiechnął się do mnie. - Baby... - zanucił takim przecudnym głosem, że nie mogłam mu się oprzeć. I już nie wiedziałam co się dzieje. Bruno się przybliżył. Objął mnie w pasie... I pocałował w usta. Tak, tak, pocałował, na oczach całej widowni. Czułam się, jakbyśmy znowu byli razem. Bruno, błagam, powiedz, że ufasz. Nic jednak nie powiedział.

Koncert dobiegał końca, razem z Robby'm opuszczaliśmy budynek. Wzrokiem szukałam auta Johny'ego. Nagle ujrzałam Bruna... z jakąś laską. Zaczaiłam się za jednym z aut, by podsłuchać ich rozmowę. Robby stanął koło mnie.
- I dlaczego ty ją niby pocałowałeś? Okej, kariera karierą, ale naprawdę nie musisz całować przypadkowych dziewczyn. Wytłumaczysz mi czemu tak się stało?
- Stephanie, zrozum...
- Co mam rozumieć? To wyglądało jak zdrada, Bruno. Obiecaj, że już to się nie powtórzy - laska przybliżyła się do niego, jakby za chwilę mieli się pocałować.
Potem chyba się jeszcze o coś kłócili... Ale ja nie wytrzymałam. Poszłam sobie w poszukiwaniu samochodu Johny'ego. Ale Robby chyba tam jeszcze został. Ja natomiast byłam... Nie wiem czy wkurzona czy smutna. Po prostu płakałam. Tyle było po mnie widać z zewnątrz. Odnalazłam ciemnozielony samochód Johny'ego i weszłam do środka.
- Alice, Alice! - krzyczał za mną braciszek. Biedak, nie miał pojęcia jak ważną dla mnie osobę posłuchał. - Zaczekaj! - wsiadł na tylne siedzenie.
- Płaczesz przez niego? - spytał Johny.
- Nie gadajmy o tym teraz - szepnęłam, wskazując na braciszka.
- Alice, oni gadali o tobie? - zapytał w końcu Robby, jakby od dawna zżerała go ciekawość.
- Nie wiem, może.
- A znasz tych ludzi?
- Nie, Robby, nie znam.
- To czemu ten pan cię pocałował?
Widziałam tylko jak Johny wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- Nieźle chyba było na tym koncercie - stwierdził przyjaciel.
- Tak, jakiś pan pocałował Alice, bo ona poszła na scenę! Do B.o.B., wiesz Johny? - krzyczał Robby.
- Naprawdę? - spojrzał na mnie. - To ci ta Alice ma szczęście - i już nie wiem czy miał być do sarkazm czy co innego. Ja już nic nie wiedziałam.

sobota, 12 lipca 2014

#HappyBirthdayKam

Hejka. Kiedy nowy odcinek? Jeszcze nie wiem :/ ale przybyłam do was, żeby was poinformować, że dziś urodziny Kamerona Whaluma :) Jest też akcja na tt, fajnie by było, gdybyście się włączyli! #HappyBirthdayKam

piątek, 4 lipca 2014

Odcinek 24

- Haloo? - powtórzył Bruno.
- Hej... - szepnęłam jak głupia z nadzieją, że nie rozpozna mojego głosu.
- Co robisz w moim rodzinnym domu? - dało się wyczuć jego zdziwienie.
- To długa historia. - powiedziałam niepewnie. - Znalazłam list.. - zmieniłam nagle temat.
- List?
- Ten w gitarze.
Bruno ucichł.
- Nie ufasz mi? - spytałam.
A Bruno nadal był cicho.
- Nie jestem z Mattem... Wiem, że mi nie wierzysz, ale...
Bruno prychnął, co miało chyba oznaczać 'nie nabierzesz mnie'.
- Oczywiście, nie jesteś z Mattem - zaśmiał się. - Alice, proszę cię...
- Nie wierzysz?
- Nie uwierzę.
- Przyjedź na Hawaje... - powiedziałam... Już nie zwracałam uwagi na to co mówię. To miało zostać w moich myślach, ach! Głupia ja!
- Jasne, zabiorę się z Mattem jednym samolotem - kpił ze mnie.
Po moim poliku spłynęła maleńka łza. Bernie od razu to zauważyła.
- Daj na chwilę słuchawkę, skarbie - wyszeptała. - Bruno? Nie widzisz, że ta dziewczyna cierpi? Nie wierzysz jej? Skarbie, Matt to zwykły pacan i snob. Tak, tak, wiem, że nie widziałam go na oczy, ale Alice płacze. Wcale nie udaje, Bruno! - słyszałam ich rozmowę... On mi już nigdy przenigdy nie zaufa.
Johny podszedł do mnie.
- Bruno to mądry chłopak - próbował mnie pocieszyć.
- Wiem... - odparłam. - Tylko to ja jestem taka głupia.

                                                                      *  *  *

Następny dzień. Byłam już w drodze do domu Sashy. Nie mogę tego przeciągać. Zapukałam do dobrze znanych mi drzwi.
- Tak? - usłyszałam jej głos i po chwili drzwi otworzyły się. - Ach, wróciłaś?
- Sasha, możemy sobie wszystko wyjaśnić?
- A co wyjaśnić? - spytała zdziwiona.
- Wszystko, błagam.
- Wyglądasz na zdenerwowaną... Spieszysz się gdzieś? Może na randkę z Brunem? Ach, nie! Przecież potem to Matt ci się spodobał. Może wolisz już iść?
Serce zaczęło bić mi mocniej.
- Wiesz, że nie potrafiłabym cię zostawić.. Ani ciebie, ani Malie.
- Jednak tak zrobiłaś - przewróciła oczami. - Ech, ale wejdź już, wejdź, pogadamy.
Zadowolona weszłam do środka.
- Zacznijmy od najważniejszej rzeczy... Nie jestem z Mattem. Obie uwierzyłyście w jego gierki.. Bruno też... Zawiodłam wasze zaufanie do końca...
- Matt ci się nie podoba? To czemu gadał takie bzdury?
- No właśnie o tym mówię. Uwierzyłyście w te rzekome bzdury, które były spowodowane tym, że podobam się Mattowi - westchnęłam.
Powoli wyjaśniałyśmy sobie wszystko.. Gdy opowiedziałam historię z Brunem i z jego "zdradą" i moją "zdradą" Sasha wyglądała na zakłopotaną.
- Czemu dałaś mu się pocałować? - spytała po długiej ciszy.
- Nie wiem... Naprawdę nie wiem. Ale Bruno już chyba nigdy mi nie uwierzy - powiedziałam rozpaczliwie i padłam na łóżko Sashy.
- Jakoś z tego wyjdziemy! Ja ci wierzę! Czekaj, zadzwonimy do Malie - uśmiechnęła się Sasha.
Po przybyciu przyjaciółki czas było wyjaśnić wszystko jeszcze raz. Malie słysząc imię 'Matt' zawsze się śmiała.
- O co chodzi, Malie? - spytałam w końcu, gdy to zaczęło być denerwujące.
- Bo nie wiem jak mógł mi podobać się taki dupek - zaśmiała się.
Resztę dnia spędziłyśmy razem... Ten jeden dzień był moją starą codziennością. Oby wszystko się ułożyło.

                                                                *  *  *

Minęło parę dni, tygodni... Sasha i Malie wyjechały, a ja siedziałam w domu pilnując mojego małego 5-letniego brata Robby-ego. Bruno nie dawał żadnych oznak życia... Nie mogłam się jednak teraz narzucać. I chociaż bardzo zaprzyjaźniłam się z rodziną państwa Hernandez to brakowało w niej jednego członka, który jest teraz w Los Angeles i zajmuje się nie wiadomo czym.
- Alice, Alice! - zaczął wołać Robby. - W radiu mówią o B.o.B.! - ucieszył się.
Mój mały braciszek stał się fanem B.o.B., kiedy tylko o nim usłyszał. Uwielbiał jego piosenki. Razem z nim zaczęłam się przysłuchiwać radiu.
- A więc czas na krótki wywiad z B.o.B. i pewnym gościem specjalnym, którego poznacie już niedługo! - rozległ się głos.
- Witajcie - rozległ się pogodny głos rapera.
- A więc co powiesz o swojej nowej trasie koncertowej?
- Hm... Póki co widzę w niej tylko Amerykę... Los Angeles, Las Vegas, wielkie miasta, ale także i wyspy, np. Hawaje!
Robby podskoczył z radości.
- Alice musimy jechać na jego koncert, musimy! - krzyczał.
Wiedziałam, że nie będzie inaczej... Dalej przysłuchiwałam się radiu.
- Mam też dla moich fanów super niespodziankę... Nową piosenkę nagraną z ... A no właśnie, wiecie z kim? Powitajcie go! Bruno Mars!
Zamarłam.
- Hej, jak się macie kochani? - usłyszałam jego pogodny głos.
- Nie jesteś znanym wokalistą, prawda? Czy to źle, że jeszcze o tobie nie słyszałem? - zaśmiał się prowadzący wywiad.
- Nie, to nic złego. To fantastyczne uczucie, że mogę teraz opowiedzieć o piosence, którą napisałem razem z moją wytwórnią... Choć było ich już pełno to ta będzie pierwszą, która ujrzy światło dzienne - zaśmiał się.
- Jak nazywa się utwór?
- Nothin' on you.
- Zdradzisz nam o czym jest? I czy pisałeś go z myślą o szczególnej osobie?
- Piosenka jest o tym, że na świecie jest pełno przepięknych dziewczyn, jednak żadna nie równa się...
- Komu? - zapytał zaciekawiony prowadzący.
- Moja mała tajemnica - zaśmiał się Bruno. - Tak czy siak nikt jej się nie równa i ona nie powinna doszukiwać się jakichkolwiek zdrad. Mogę powiedzieć dziewczynie "hej", ona powie "cześć", ale to nic nie zmieni.
- A więc piosenka jest z myślą o dziewczynie?
- Jak najbardziej. Z myślą o szczególnej dziewczynie, z którą mogłem spędzić niedawno niesamowite chwile w Los Angeles.
- Niedawno... Już jej nie ma?
- Nie ma, ale wiem, że jeszcze kiedyś ją spotkam.
- Skąd ta pewność?
- Mamy jakiś dar wpadania na siebie co jakiś czas - zaśmiał się.
- Nie możemy więc doczekać się hitu! Mam nadzieję, że piosenka zabrzmi też na trasie koncertowej.
- Nie będzie inaczej, Bruno wyrusza w trasę ze mną! - zawołał B.o.B.
Potem wywiad się skończył. Niezwykła, dziewczyna, dar wpadania na siebie co jakiś czas... I czy znów na siebie wpadniemy, Bruno? - myślałam. 'Nothin on you', kochany.

środa, 2 lipca 2014

Odcinek 23

Obudził mnie budzik. Już nawet nie pamiętałam, że go nakręcałam... Zmęczona postanowiłam jakoś wyczołgać się z łóżka. Zaczęłam rozglądać się po moim pokoju... Starym, ale jednak kochanym pokoju. Mój wzrok utkwił w jednym miejscu... Pod ścianą leżała gitara. Gitara od Bruna. Podeszłam do niej i delikatnie pociągnęłam za jej struny. Wzięłam ją do ręki. Jakieś dziwne odgłosy... Coś było wewnątrz gitary. Spojrzałam przez otwór, który znajdował się w pudle renesansowym i ujrzałam małą karteczkę. Po pewnym czasie udało mi się wyciągnąć ten mały skrawek papieru. Czyżby był to jakiś list?

Kochana Alice!

Piszę ten list w dzień przed twoim wyjazdem. Spytasz pewnie jak mi się udało schować go do gitary? Phil powiedział mi o tym, że pytałaś o niedrogi hotel. Tak, włamałem się tam... To teraz nieistotne. Chcę jedynie, żebyś wiedziała, że nadal potwornie cię kocham i tęsknię za Tobą bardziej niż myślisz... Może nie powinienem się narzucać? Może byłem dla Ciebie tylko zwykłym człowiekiem, jakimś tam znajomym, którego nigdy nie kochałaś? Jesteś przecież z Mattem... I nie mów, że jest inaczej, Alice. Nie jestem taki głupi na jakiego wyglądam. Po prostu już zrozumiałem, że ludziom nie można ufać.

                                                                                                                     "Twój" Bruno

Zamarłam. On mnie kocha. A to wszystko to tylko i wyłącznie moja wina. On już mi nie zaufa, nigdy przenigdy. Przez moje głupie zachowanie... Wzięłam do ręki telefon, ale nie po to, by zadzwonić do Bruna. Nie wiem co miałabym mu powiedzieć? Że to nie tak jak myśli? Sama bym sobie nie uwierzyła. Zadzwoniłam więc do Matta.
- Halo? - usłyszałam ten jego głos.
- Matt, nie wiem gdzie teraz jesteś, ale nie zbliżaj się do mnie już nigdy.
- Hm... Aktualnie to nadal jestem w Los Angeles, Alice, no i czekam pod twoim hotelem.
- Czekaj sobie, czekaj.
- Czyżbyś była u Bruna?
- Do Bruna się już tym bardziej nie zbliżaj - warknęłam.
- Hm... Czekaj... Mam cię teraz niby posłuchać? Alice, chyba zawiodłaś jego zaufanie. W sumie on i tak cię zdradził, więc po co się nim w ogóle przejmujesz?
- Bo w przeciwieństwie do Ciebie rozumiem znaczenie słowa 'miłość' - rozłączyłam się. Wtedy już na dobre się rozpłakałam. Już po chwili kolejne sygnały telefonu... Bez patrzenia na wyświetlacz odebrałam. - Nie rozumiesz, że masz odczepić się ode mnie i od Bruna!?
- Alice, o co ci chodzi? - usłyszałam w słuchawce zupełnie inny głos... To Johny!
- Johny? Jeny, myślałam, że dzwoni... Nieważne, przepraszam.
- Możesz się spotkać? - spytał. - Słyszę, że jesteś w naprawdę złym stanie.
- Jestem w bardzo złym stanie, Johny. I nikt ani nic tego nie zmieni, przepraszam. - wyszeptałam i rozłączyłam się.
Czułam, że i dziś nie pojawię się u Sashy i u Malie... W takiej sytuacji niepotrzebna mi kolejna kłótnia i tłumaczenie o tym, że z Mattem to nieprawda... Nikt mi już w to chyba nie uwierzy. Postanowiłam iść na spacer, jakoś się dotlenić i rozprostować kości.
Poszłam na malutki rynek. Tam zawsze się coś działo, leciała hawajska muzyka i było po prostu świetnie. Ujrzałam nagle ulicznego grajka. Jego instrument? Gitara klasyczna. Uwielbiałam takich ludzi. Nie widziałam jego twarzy, gdyż była ona przesłonięta full capem. Jednak niezależnie od tego, jakby wyglądał wrzuciłabym mu jakąś niewielką sumę pieniędzy do jego pokrowca na gitarę... Za to, że żyje z pasją. Tak też uczyniłam.
- Dzięki - odezwał się dość znajomy mi głos.
- Zaraz, zaraz... Johny? - zdziwiłam się.
- O, Alice! - odłożył gitarę i spojrzał na moją smutną twarz. Dokładnie się przypatrywał, nic dziwnego... Miałam opuchnięte oczy, byłam cała czerwona.. - Przejdźmy się - poprosił.
Początkowo szliśmy w ciszy... Nagle do moich oczu napływały kolejne łzy. Za dużo o tym wszystkim myślałam. Bez większego zastanowienia przytuliłam się do Johny'ego i zaczęłam rzewnie płakać.
- Alice... Widzę, że jest źle. Błagam, powiedz.
I opowiedziałam mu całą historię... Musiałam się komuś wyżalić. Wspominałam to wszystko tak dokładnie, pamiętałam zupełnie wszystko!
- Przepraszam.. Ja głupi jeszcze cię obejmowałem, sprawiałem pewnie jeszcze większą przykrość... - posmutniał.
- Przecież nie wiedziałeś. - mruknęłam. I teraz to on okazał się być największym wsparciem, największym na naszej planecie. Wtuliłam się w niego... Bez większego uczucia, po prostu po przyjacielsku... Potrzebuję wspierających mnie osób. - Dobrze, że się poznaliśmy...
- Też tak sądzę - uśmiechnął się.
Nagle obok nas przeszedł znajomy mi człowiek w średnim wieku. Oddaliłam się na chwilę od Johny'ego, by przyjrzeć się mężczyźnie. Z trudem powstrzymałam płacz...
- Alice? - zapytał mężczyzna... Dokładniej to Pete Hernandez. - Kupę lat! Jak tam sprawuje się nasza posiadłość? - zaśmiał się.
- Naprawdę dobrze. - uśmiechnęłam się. - A co u pana słychać?
- Jest w porządku - powiedział i spojrzał na Johny'ego. - To twój chłopak?
- Nie, proszę pana, to przyjaciel.
- Uff - zaśmiał się. - Bo nie wiem czy pamiętasz Bruna, znaczy Petera...
- Pamiętam, pamiętam. - przerwałam mu. - Możemy mówić na niego po prostu Bruno? - zachichotałam.
- Haha, oczywiście. A więc Bruno po prostu oszalał na twoim punkcie! No ale wyprowadził się do Los Angeles już parę lat temu... - mówił... Niewtajemniczony w nic.
- Ja wiem... - ugryzłam się w język. Po co ja to powiedziałam!?
- Ty wiesz? - zdziwił się.
- Niedawno wróciłam z Los Angeles... Od Bruna.
- Jesteście razem?
- Byliśmy. - posmutniałam.
A pan Pete Hernandez był kolejną osobą, której postanowiłam się zwierzyć ze wszystkiego... Wygląda jakbym mówiła to wszystkim... Nie jest tak... To już nie wyjdzie poza moich przyjaciół, moją rodzinę i rodzinę państwa Hernandez.
Po wysłuchaniu historii zapadła cisza. Dopiero po chwili odezwał się pan Pete.
- Bruno by cię nie zdradził...
- Też tak uważam - stwierdził Johny.
- Widziałam go z dziewczyną, nie wiem co myśleć... Wmawiał mi, że to jego siostra.
I wtedy pana Hernandez olśniło.
- Bo to była jego siostra! Presley! Przyjechała do niego w odwiedziny, niedawno wróciła... Zresztą sama musisz ją poznać, zapraszam do nas! - zawołał pełen optymizmu. Nie zaprzeczyłam, wręcz przeciwnie...
Byliśmy już w domu państwa Hernandez. Ujrzałam ją... To była ona.
- Alice! - krzyknęła, jakby mnie znała. - Nie jesteśmy patologiczną rodziną, naprawdę,  nie chodzę ze swoim bratem - zaśmiała się szczerze.
Zrobiło mi się lepiej na sercu... Ale przygnębiała mnie jedna rzecz... On już mi nie zaufa. Moje rozkminy przerwał dźwięk telefonu.
- Bruno dzwoni - oświadczyła pani Hernandez, która kazała do siebie mówić Bernie.
Jedna łza już poleciała po moim poliku.
- Jest tu ktoś, z którym warto teraz pogadać, kochanie... - mówiła Bernie do słuchawki, po czym zaczęła się zbliżać w moją stronę. Serce biło mi jak oszalałe.
- Halo? - usłyszałam jego najwspanialszy na świecie głos.