sobota, 18 stycznia 2014

Odcinek 12

Obudziłam się rano. Bruno siedział na łóżku i patrzył się na mnie.
- Co jest? - spytałam.
- Nic... - powiedział cicho. Był już ubrany - piękna dżinsowa koszula, czarne spodnie i kapelusz. - Zrobiłem ci śniadanie - dodał po chwili.
- Ooo, dziękuję. Jesteś kochany - wyszeptałam i szybko poszłam do łazienki, by się ubrać.
Po chwili zeszłam na dół, a tam zobaczyłam co? Stół przykryty białym, dekoracyjnym obrusem, po nim porozrzucane płatki czerwonych róż, dwa talerze naprzeciw siebie, po środku wazon z kwiatami.
- Może być jajecznica? - Bruno znowu zaszedł mnie od tyłu.
Milczałam. Choć nie byliśmy parą, on robił wszystko bym była szczęśliwa. Jego przyszła dziewczyna to farciara.
- Halo? Alice? - Bruno zaczął machać mi ręką przed twarzą.
- E.. Jasne.. - nadal wpatrywałam się na pięknie udekorowany stół.
- Odwieźć cię dziś do studia? Poprosiłem Phila, by załatwił łóżka... - mówił, przyrządzając pyszne dania.
- Naprawdę mógłbyś? Nie sprawia ci to kłopotu? Mogę przecież poprosić Sashę, Malie lub Matta, żeby po mnie przyjechali...
- No co ty? Przecież to żaden problem - uśmiechnął się. Był niesamowicie kochany, pomocny, romantyczny... Jak już mówiłam - jego przyszła dziewczyna to totalna farciara!
Zjedliśmy śniadanie, pomogłam Brunowi zmywać... On jednak nie postanawiał zachowywać powagi. Wziął szklankę, nalał do niej wody i oblał mnie nią!!
- Bruno?! Co ty zrobiłeś!? - wrzasnęłam, a on zaczął się śmiać. Nie chciałam mu tego darować. Szybko wzięłam inną szklankę i zrobiłam to samo. Bruno zdjął z głowy kapelusz, który cały był przesiąknięty wodą.
- Ach, tak? - powiedział. - A masz! - sypnął na mnie mąkę.
I tak właśnie zaczęła się bitwa na jedzenie i... nie tylko. Zachowywaliśmy się jak małe dzieci.
- Dobra, Bruno, dosyć! - zawołałam po chwili. - Mam totalnie rozmyty makijaż.. Pójdę się umyć... - powiedziałam.
Gdy już miałam iść, on zatrzymał mnie i położył ręce na moich ramionach.
- Alice.. No co ty... To zabawa.. Poczekaj jeszcze chwilę... Z makijażem czy bez - ty zawsze będziesz ślicznie wyglądać!
Po moim poliku popłynęła maleńka łza. Łza szczęścia oczywiście.
- Bruno.. Jeszcze nikt nie powiedział mi tak pięknych sł...
- Nic nie mów - przerwał mi i zbliżył się do mnie. Nasze twarze już prawie się dotykały. On otworzył usta, ja zrobiłam to samo... Już ich dotknęłam... I w końcu...
- Hej, przyjechałem po Alice! - usłyszałam głos. Momentalnie chciałam się odsunąć od Bruna, on jednak nadal mnie trzymał. Co prawda nie miał już otworzonych ust, a nasze twarze nie były tak blisko... Ech... A już myślałam, że on serio mnie pocałuje! Przecież było już tak blisko!! I to nie pierwszy raz!!! Zawsze ktoś nam przerywał, nie mogłam się z tym pogodzić... Ale tym razem nie odsunęliśmy się od siebie. Bruno patrzył w moje oczy, a ja w jego oczy... W jego śliczne, okrągłe, czekoladowe oczy...
Z zamyśleń wyrwała mnie czyjaś ręka, która odsunęła mnie od Bruna.
- Alice, chodź, jedziemy! - próbował mnie pociągnąć w stronę wyjścia. Po głosie rozpoznałam, że to Matt, ale tak naprawdę nawet na niego nie spojrzałam. Cały czas gapiłam się na Bruna.
- Alice! - ten krzyk Matta był znaczący. Nie przejął mnie jednak. - Dosyć tego! - Matt przyciągnął mnie do siebie. Nie było już możliwości nie spojrzeć na niego. Byliśmy od siebie zaledwie o kilka centymetrów. - Zastanów się kogo kochasz - powiedział i odepchnął mnie.
- Matt.. O czym ty gadasz? - zdziwiłam się.
- Zrywam z tobą, Alice...
- Przecież my nie byliśmy razem...
Matt spojrzał na mnie. Był świetnym aktorem - wymyślił to perfekcyjnie. Udawał, że byliśmy razem, żeby Bruno zrozumiał, że jestem jakąś kłamczuchą? Świetny, genialny plan...
- Jak to nie? A wtedy, kiedy cię pocałowałem? Mniej więcej w ten sposób... - podszedł do mnie, objął dłońmi moją twarz i... pocałował mnie... znowu. Ach, Matt cudownie całuje... Co ja gadam!? To kompletny dupek! Ale czemu się nie wyrwałam...? Czemu go nie odepchnęłam...?
Po chwili odsunął się, spojrzał jeszcze raz na mnie i wyszedł z mieszkania. Odwróciłam się w stronę Bruna. On patrzył na mnie, a po chwili zaśmiał się sarkastycznie.
- Urocze - stwierdził.
- Bruno, ty nic nie rozumiesz...
- Nic nie rozumiem? - patrzył na mnie jak na idiotkę. - Wszystko rozumiem... Nie mam ci tego za złe... Tylko nie rozumiem jak można nie przyznawać się do własnego chłopaka... - powiedział i poszedł schodami na górę.
Po moim poliku spłynęła jedna mała łza.. Potem druga... I trzecia. Zadzwoniłam do Sashy.
- Halo? - odezwał się ktoś po drugiej stronie.
- Sasha.. Przyjedźcie po mnie z Malie.. - powiedziałam zapłakanym głosem.
- Alice? Co się stało? - zapytała przerażona.
- Teraz to nieważne... Błagam, przyjedźcie..
Podałam dziewczynom adres i czekałam na nie. Bruno cały czas był do góry, nie chciałam prosić go o to, żeby mnie odwiózł... Ech, co ten Matt zrobił!? Kompletny idio... Zaraz... To przecież też moja wina. Pozwoliłam się mu całować. Dlaczego?
Nie chciałam zostawić Bruna bez żadnego pożegnania. Wzięłam małą kartkę oraz długopis i szybko zapisałam te słowa, które chciałabym mu w tym momencie powiedzieć. Po chwili dziewczyny przyjechały, a ja zostawiłam liścik na stole. Wyszłam. Ciągle myślałam o słowach, które tam napisałam.

Kochany Bruno!
Wiem co myślisz... Nie przyznaję się do własnego chłopaka. Uważasz mnie za totalną kłamczuchę... Ale to wszystko to nieprawda. Bruno, nie kocham Matta. Nigdy nie byliśmy razem... Zapytasz pewnie dlaczego pozwoliłam się mu całować... Dobre pytanie, na które sama nie znam odpowiedzi. To raczej pod wpływem emocji czy czegoś takiego..
A teraz proszę: spotkajmy się gdzieś... Może i w liście wyjaśniłam wszystko, ale potrzebuję z Tobą pogadać... Daj znak
Alice

czwartek, 16 stycznia 2014

Odcinek 11

Nagle Bruno zatrzymał auto. Szybko z niego wysiadł i, za nim się obejrzałam, otworzył drzwiczki samochodu od mojej strony. Zupełnie jakbym była w limuzynie, a Bruno byłby moim szoferem.
- Jesteśmy na miejscu, madame - znów śmiał się z całej tej sytuacji.
Dom Bruna był śliczny... Duży, z ogrodem. Byłam ciekawa jak wygląda w środku.
- Wow - powiedziałam. Bruno zaprowadził mnie do środka. - Mieszkasz sam? - zapytał po chwili.
- Ta... - odparł i zapalił światło. Dom był ślicznie umeblowany, przestronny, dwupiętrowy. Bruno wskoczył na kanapę i położył się na niej. Nie wiedziałam trochę co robić.
- Chcesz coś zjeść? - usłyszałam nagle jego głos.
- Nie...
- A pić?
- Też nie...
- To co tak stoisz? Chodź tu!
Usiadłam na fotelu koło Bruna. On spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Wiesz... W sumie to nawet nie zapytałam jak tam po tej umowie z Mottown... - zaczęłam.
- Ech... Szkoda gadać. Ta umowa nic mi nie dała! No może nie licząc tego, że poznałem Phila i razem z Ari'm wpadliśmy na pomysł założenia wytwórni... A u ciebie co tam?
- W sumie nic takiego. Poznałam Malie, której wujkiem jest Phil... Pamiętam ten dzień... To był właśnie ten niezapomniany dzień, w którym... Ech... Matt mnie pocałował, a ty to wszystko widziałeś... I ucie... - nie dokończyłam. Zaczęłam się nad czymś zastanawiać.
- Co? - zdziwił się Bruno.
- Dlaczego wtedy sobie poszedłeś? Tak bez słowa ani nic?
Bruno ucichł. Spojrzał na mnie z głupim grymasem.
- No co? Wytłumacz mi.. Nawet się nie pożegnałeś.
- Em.. Przełożyli godziny samolotu, przepraszam... - Bruno usiadł na kanapie i poklepał o nią, co miało znaczyć nic innego, żebym usiadła koło niego. Oczywiście po chwili tak uczyniłam. Bruno wyciągnął obie ręce na szerokość kanapy.
- Zostajesz już na zawsze w tym Los Angeles? - zapytałam po chwili.
- Raczej tak, a ty?
- Nie wiem... To miał być tylko wyjazd urodzinowy i...
W tym momencie Bruno spojrzał na mnie i patrzył tak przez dłuższą chwilę. Czułam się niezręcznie.
- I ten.. tego.. o czym ja mówiłam... - powiedziałam zakłopotana.
- O wyjeździe urodzinowym - Bruno przybliżył się do mnie. Nastała głupia cisza... Znowu. Patrzyłam mu w oczy, a on mi. Nagle zadzwonił telefon.
- E... To pewnie do mnie - wstałam szybko z kanapy i poszłam odebrać komórkę. - Halo?
- No hej, Alice.. Dojechałaś tam? Bruno nic ci nie zrobił? - usłyszałam głos Sashy.
- Jest ok, Sasha, nie martw się o mnie...
- Ach, rozumiem.. Potrzebujecie chwilę prywatności...
- Co ty gadasz?
- Nic, nic, pa! - rozłączyła się.
Wróciłam do salonu, lecz Bruna tam nie było. Dziwne. Postanowiłam, że rozejrzę się po domu. Kuchnia, łazienka, sypialnia... A to co? Podeszłam do jednych z drzwi i otworzyłam je. Garderoba? Po lewej stronie kilkanaście, a może i kilkadziesiąt koszul w kratę, po prawej stronie masa kapeluszy zawieszonych na haczykach... Chciałabym mieć taką garderobę. Przede mną dżinsowe kurtki, marynarki, kamizelki, koszule... To było cudowne. Pod ścianą kilka par trampek. Obok jeszcze półka z innymi rzeczami. Wpatrywałam się w to... Wpadłam w jakiś trans. Nagle poczułam czyjeś ręce na moich ramionach.
- Bu! - to Bruno, no bo kto inny.
- Pfff... Nie wystraszyłeś mnie - odparłam. Bruno zaczął udawać wielce smutnego. Ach, ten mój kochany głupek.
- Jasne, jasne, wmawiaj sobie... Z resztą kto pozwolił ci tu wejść? - teraz udawał nadętego pajaca. Trochę takiego Matta, ale w przystojniejszej wersji.
Zaśmiałam się.
- Masz najwspanialsze rzeczy do ubioru na świecie - pochwaliłam go.
- Wiem - odparł. - Ej, chodźmy już spać, zmęczony jestem... - dodał po chwili.
- A gdzie będę spać? - spytałam zaciekawiona.
- Może w sypialni? - odpowiedział, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- No dobra, a ty gdzie?
- No też w sypialni...
- Ale że w jednym łóżku? - zdziwiłam się.
- Jakiś problem, Alice? Jak chcesz mogę iść na kanapę, no ale jako kumple myślałem, że to nic takiego...
- Bo to nic takiego - uśmiechnęłam się. Byłam nawet zadowolona z tego wszystkiego.
 Poszłam do łazienki, wykąpałam się, ubrałam piżamę. Bruno był już w sypialni i leżał na łóżku, jakby nad czymś rozmyślał.
- O czym tak myślisz? - zapytałam nagle.
- Alice... - powiedział cicho, prawie bezgłośnie.
- Co jest?
- Czemu nie zostajesz w Los Angeles?
Westchnęłam. Usiadłam koło Bruna na łóżku i popatrzyłam na niego.
- Nie mogę...
- Dlaczego?
- Na Hawajach jest cała moja rodzina, a tu zostałabym sama... Malie i Sasha z pewnością nie planują się tu przeprowadzać...
- Nie zostałabyś sama...
- Bruno, nie mogę...
Bruno ucichł. Odwrócił głowę tak, żebym na niego nie patrzyła. Poszedł cicho do garderoby zdejmując po drodze kapelusz. Zanim z powrotem wszedł do sypialni, szybko zgasił światło, jak gdyby zależało mu, żebym go nie widziała.
- Co się dzieje, Bruno? - powiedziałam i szybko zapaliłam małą lampkę. Widziałam jak po twarzy Bruna spada kilka małych łez.
- Alice... Błagam cię... Zostań - wyszeptał.

środa, 15 stycznia 2014

Odcinek 10

Dzień moich urodzin już powoli dobiegał końca. Sasha i Malie skombinowały tort i przyniosły mi go. Kochane, przecież one już dały mi wystarczający prezent! Matt nie chciał być gorszy - kupił kwiaty, śliczną (i jak niesamowicie drogą!) bransoletkę i szampan. Potem przez pół godziny namawiał mnie do wzięcia chociaż łyka. Ja zatwardziale próbowałam odmawiać, lecz po wielu namowach postanowiłam, że w dzień 18-stych urodzin rzeczywiście można (a może nawet i powinno się) wziąć chociaż trochę alkoholu do buzi. Szczerze? Nie za bardzo mi smakował. Ech.. Trudno. Oczywiście później obowiązkowo zaśpiewali mi Happy Birthday i postanowili urządzić małą, czteroosobową imprezę. Świetne urodziny. Była już 23, za godzinę już koniec mojego urodzinowego dnia. Nagle usłyszeliśmy pukanie. Głupie uczucie - sami w obcym studio, a tutaj ktoś puka! Postanowiłam wziąć się w garść i otworzyć drzwi. Szczęka mi opadła. Za nimi stał Bruno. W jednej ręce trzymał śliczne, czerwone róże, w drugiej gitarę przyozdobioną wstążką.
- Wszystkiego najlepszego! - zawołał radośnie i przytulił mnie. - Czemu nie mówiłaś, że masz urodziny, hę? - udawał wielce obrażonego. - Dopiero Sasha wysłała mi smsa!
Popatrzyłam na przyjaciółkę i uśmiechnęłam się do niej. Kochana.
- Bruno, jeju, dziękuję! - rzuciłam się mu na szyję. - I tobie naprawdę chciało się tu przyjeżdżać o 23?
- Tak, chciało mi się - zaśmiał się. - Proszę, oto twoja gitara, mam nadzieję, że nie masz tego instrumentu...
Ucichłam. Zaczęłam wspominać dawne lata, w których marzyłam o nauczeniu się grania na gitarze.
- Coś się stało? - zapytał.
- Możemy na chwilę iść do... tamtego pomieszczenia? - spytałam cicho.
- Jasne - odparł nieco zdziwiony.
Weszliśmy. Usiadłam na fotelu nie odrywając wzroku od MOJEJ własnej gitary.
- Ech.. Nietrafiony prezent jak rozumiem?
- Co ty gadasz!? - krzyknęłam. - To moje marzenie nauczyć się grać na gitarze, naprawdę!
- To czemu jesteś smutna?
Znów ucichłam. Jednak postanowiłam opowiedzieć mu parę spraw. W myślach przeniosłam się do 2001, kiedy miałam 14 lat, a moja i Bruna historia dopiero się zaczynała.
- Miałam gitarę... Ale mój tata nie chciał mnie zapisać na lekcje... Ciągle to odkładał. Zaczęłam się uczyć sama, ale... Potem mieliśmy mały kryzys i mój tata sprzedał gitarę... I ta myśl, że znowu mogę ją mieć.. Dziękuję, Bruno - po poliku spłynęła mi jedna, mała łza.
- Nie ma za co - uśmiechnął się. Starał się, żebym zapomniała o tej dawnej sprawie i żyła teraźniejszością. - A umiesz mi coś zagrać?
- Hahaha, nie! - zaśmiałam się. - Nic nie pamiętam, przydałby mi się jakiś nauczyciel. - powiedziałam i spojrzałam na leżącą nieopodal gitarę Bruna. Domyślił się o co chodzi.
- Tak więc witam na pierwszej lekcji gry na gitarze. Nazywam się Peter Hernandez i będę twoim nauczycielem - wygłupiał się. Po chwili pokazał mi podstawy.
Długo tak siedzieliśmy nad tą gitarą, bardzo długo...
- I teraz musisz zrobić chwyt F... To jest ten barowy - Bruno z łatwością poprawnie ustawił palce.
- To jest przecież niemożliwe - dziwiłam się.
Bruno podszedł do mnie, stanął za mną i delikatnie kierował moją ręką. Ustawiał moje palce, lekko mnie obejmując.
- Możliwe - powiedział po chwili.
Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Dziękuję, Bruno. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie.
- Wiem - powiedział i pocałował mnie w policzek. Ten moment zapamiętałam na naprawdę długi czas...

Dochodziła już północ. Bruno nadal siedział z nami, zupełnie nie martwiąc się o swój powrót do domu.
- Hmm... A gdzie będziemy spać? - zapytała nagle Malie, rozglądając się po pomieszczeniu. Co mieliśmy do wyboru? Rozkładana, trzyosobowa sofa. Sprawa się skomplikowała, bo brakowało jednego miejsca. Bruno nagle poszedł do pokoju obok. Było tam jedynie krzesło - niefajnie.
- No cóż, jeden z nas śpi na podłodze - zadeklarowała Sasha i zaśmiała się. - Może Matt?
- Eee.. Zwariowałaś? Nie będę spał na ziemi - ech, nadęty pajac.
- Jeju, jeśli to taki problem to ja mogę spać na podłodze - odezwałam się nagle.
- Nie będziesz spała na podłodze - zaprzeczył Bruno. - Mam pomysł. Może Alice pojedzie ze mną do domu na tę jedną noc? Jutro załatwimy łóżka, ok?
Wszyscy popatrzyli na siebie. Mi oczywiście odpowiadało - dowiem się gdzie on mieszka. Wszyscy po chwili się zgodzili. Wzięłam nierozpakowaną jeszcze walizkę i wyszłam ze studio razem z Brunem.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Po prostu to ciebie najbardziej znam i rozumiesz...
- Spoko, Bruno, dziękuję ci bardzo - uśmiechnęłam się do niego przyjacielsko.
Zjechaliśmy windą na parter. Przed budynkiem stał śliczny, czerwony samochód należący do Bruna.
- Wsiadaj - Bruno otworzył mi drzwi. - Mam nadzieję, że nie wystraszysz się bałaganu, który jest u mnie w domu. - powiedział, po czym zaśmiał się szczerym, doniosłym śmiechem.

Odcinek 9

Stałam i wpatrywałam się w niego. Nie mogłam uwierzyć, że znów się spotkaliśmy. Bruno popatrzył jednoznacznie na Phila.
- Em... No to może pokażę wam resztę naszego studio.. Em.... No chodźcie - zaczął niepewnie. - Ty też Ari...
Nie wiedziałam jeszcze o co chodzi Brunowi. Też chciałam iść za Philem, lecz Bruno chwycił moją dłoń.
- Zaczekaj... - szepnął.
Phil, Ari, Sasha i Malie powoli udali się do wyjścia. Matt został. Stał oparty o ścianę z założonymi rękoma. Wiedział, że nadal kocham Bruna.
- Hej... - powiedział Bruno i spojrzał w moje oczy.
- Cześć - odpowiedziałam i powoli zaczęliśmy się do siebie przybliżać.
- No siema! - krzyknął Matt, objął mnie i z szerokim uśmiechem spojrzał na Bruna.
- Wy nadal jesteście razem? - w głosie Bruna wyczułam niemałe zdziwienie.
- Nie, my nigdy nie by...
- Oczywiście, że tak - przerwał mi Matt i zaśmiał się.
Co on gada? Przecież on jest z Malie...
- Ech, tak, rozumiem. Fajnie, że znowu się spotkaliśmy, Alice - próbował uśmiechnąć się przekonująco, poprawił kapelusz i wyszedł z pomieszczenia.
- Co ty zrobiłeś!? - wrzasnęłam.
Matt zaśmiał się.
- Nic takiego.
- A co z Malie, hę?
- A no tak... Zerwę z nią - Matt traktował tą sprawę zupełnie obojętnie.
- Dupek - krzyknęłam i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych.
Dołączyłam do Phila, Ariego, Sashy i Malie. Siedzieli sobie na fotelach i gadali. Bruno też tam był - stanął pod ścianą. Zajęłam miejsce koło swoich przyjaciółek. Po chwili do pokoju wszedł Matt. Przewróciłam oczami.
- To co, wujku? Może zaprowadzisz nas do swojego mieszkania? - zapytała Malie.
Phil podrapał się po głowie i spojrzał zakłopotany na Ariego i Bruna.
- Ech.. Malie... Nie powiedziałem wam o jednej sprawie.... - zaczął.
- Jakiej?
- Niestety, obecnie prawie wszystkie fundusze wydaję na to studio i... Nie dam rady pomieścić czwórki dodatkowych ludzi w moim mieszkaniu. Jeśli nie macie nic przeciwko to... Będziecie nocować tutaj. Przepraszam, że nic nie powiedziałem...
Spojrzeliśmy po sobie. Chyba nikomu jakoś specjalnie to nie przeszkadzało. Uśmiechnęliśmy się. Studio miało stać się naszym drugim domem.

                                                                 *  *  *
Robiło się już późno. Ari i Phil udali się do swoich domów. Bruno został.
-Yghm - chrząknął znacząco. - Alice, możesz na chwilę?
Poszłam za Brunem. Widziałam, że Matt już chce ruszyć za nami, jednak Sasha zatrzymała go. Dziękuję ci, kochana!
Bruno zabrał mnie do pomieszczenia, w którym go na początku ujrzałam. Usiadł, wziął swoją gitarę do ręki i bezmyślnie ciągnął za pojedyncze struny.
- O co chodzi, Bruno? - zapytałam ciekawa.
- Wy serio jesteście razem? - na jego twarzy pojawił się grymas zakłopotania.
Usiadłam koło niego.
- Nigdy nie byliśmy razem - przejechałam ręką po wszystkich strunach jego gitary.
Bruno zaśmiał się sarkastycznie.
- Kogo chcesz oszukać, Alice? Przecież widziałem, jak się całowaliście!
Spojrzałam na niego zakłopotana. Co miałam zrobić? Wyjawić mu całą prawdę?
- Nie rozumiesz, Bruno... To Matt... To on się we mnie zakochał.
- To po co chodziłaś z nim na randki? - spytał z zaciekawieniem.
No właśnie... Po co ja się godziłam, żeby to nazywało się "randki"? Wszystko dlatego, żeby Bruno nie dowiedział się, że go kocham. Bez sensu, wszystko pomieszałam.
- Nie wiem czemu się godziłam - odparłam. - Nie chciałam, żeby to były randki, rozumiesz?
- Mam uwierzyć? - zapytał.
- Hm... A czemu nie spędzasz czasu z Sashą? Nie zagadałeś nawet do niej. Przecież tak długo się nie widzieliście - zrobiłam dokładnie to samo co on mi. Zaczęłam rozumieć, że prawda może być zaskakująca: może on serio nie kochał Sashy i...? Nie, nie... To niemożliwe.
Bruno milczał.
- No dalej, słucham! - powiedziałam.
- Bo nigdy jej nie kochałem...
- To czemu umawiałeś się z nią na randki?
Oboje próbowaliśmy sobie jakoś dopiec, choć oboje zaczynaliśmy rozumieć całą prawdę. Ja nie kochałam Matta, Bruno nie kochał Sashy.
Nastała głupia, drętwa cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Patrzyłam na niego, on na mnie, zastanawiając się kto pierwszy wykona ruch.
- Gdybym wiedziała, że jednego dnia się pojawisz to... Nigdy nie zrobiłabym tych rzeczy - mruknęłam.
Bruno wstał nagle, wziął notes i zaczął coś zapisywać.
- Co robisz?
- Zapisuję to co powiedziałaś... To nawet niezły tekst na piosenkę. Jak będę sławny to to wykorzystam - zaśmiał się i pokazał mi język.
Zaczęłam się śmiać.
- Tak, jak będziesz sławny - zachichotałam.
- Nie wierzysz we mnie? - zapytał i uniósł jedną brew.
- Hmm... Niekoniecznie - droczyłam się z nim.
On ukazał szereg swoich białych zębów.
- No dobra, to ja lecę... - powiedział. - Fajnie mieć taką przyjaciółkę jak ty, Alice.
Tak, tak, przyjaciółkę - to mi na razie stuprocentowo powinno wystarczyć.
- Wiem, fajnie mieć taką przyjaciółkę jak ja - zaśmiałam się. - A dokąd idziesz?
- Do domu.
- A gdzie mieszkasz?
- Hm... Daleko stąd.
- No Bruno, powiedz!
Nastała chwilowa cisza.
- Nie - znów wystawił język i uciekł. Wariat. Ale i tak go kocham.

sobota, 11 stycznia 2014

Odcinek 8

Hej, mam nadzieję, że są tu jacyś czytelnicy ;p tak czy siak teraz odcinki opowiadań będą trochę dłuższe i numerowane :))

Wstałam wcześnie rano. Zaczęłam się zastanawiać na czym właściwie teraz stoję. Bruno wyjechał podpisywać ten kontrakt z Mottown, Matt wyznał mi miłość, poznałam Malie i wyznałam Sashy całą prawdę. Dużo się działo i nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Co z Mattem? Stwierdziłam, że teraz choć na chwilę zupełnie zapomnę o chłopcach i zajmę się przyjaźnią. Zadzwoniłam do Malie i Sashy prosząc, żebyśmy spotkały się w parku. Czas poznać ze sobą dziewczyny, bo może być z nas zgrana paczka przyjaciółek.
Około 12 byłyśmy w parku.
- Sasha, to Malie, Malie, to Sasha - zapoznałam je.
- Hej, skąd znasz Alice? - zapytała Sasha, udając wielce zazdrosną. W rzeczywistości z pewnością ucieszyła się na widok Malie.
- Spotkałam ją całkiem niedawno, była bardzo smutna, no to postanowiłam zabrać ją na lody - zaśmiała się Malie. Ona zawsze była pełna dobrego humoru.
Chwilę spędziliśmy na gadaniu o tym jak to jestem wspaniała i fajna, a ja słuchałam tego z dużym rozbawieniem co chwilę im zaprzeczając. Czułam, że to będzie wieloletnia przyjaźń.

I tak przez dłuższy czas miałyśmy tylko siebie. Nie w głowie nam chłopcy ani miłość. No dobra, może nie licząc mnie, bo niestety co noc myślałam o Brunie. Cały czas nie traciłam nadziei, że go spotkam. Prawda jest taka, że ta nadzieja trwała wyjątkowo długo, gdyż od poprzedniego spotkania minęły prawie dwa lata. Tak, kolejne dwa lata. W tym czasie zbliżała się moja 18-stka. Czułam, że Malie i Sasha knują jakiś plan, by znów ten dzień był niezapomniany. W końcu tylko ja z dziewczyn nie byłam jeszcze pełnoletnia.

                                                                 *  *  *

W końcu nadszedł ten dzień. Obudził mnie sygnał telefonu. Wyświetlał mi się napis 'Malie'. Szybko odebrałam komórkę.
- Halo? - zawołałam zaspana. Była dopiero 8 rano, sobota.
- Wyjdź przed dom, szybko! - krzyknęła Malie i rozłączyła się.
Szybko ubrałam się, otworzyłam drzwi. Za nimi stała Malie - uśmiechnięta jak zawsze.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęła.
- Dziękuję, ale po co tak wcześnie?
- A bo... - zaczęła przyjaciółka. - Mam dla ciebie super niespodziankę! Skoro jesteś już pełnoletnia to tak właściwie możesz robić co chcesz, prawda?
- No tak, rodzice już w wieku 17 lat wyrobili mi dowód osobisty, więc już nawet od dziś mogę iść sobie na kurs jazdy samochodem bez niczyjej zgody - zawołałam wesoło.
- No tak, na kurs, ale kobieto - ty już sama możesz podróżować, możesz kupić mieszkanie... - ciągnęła Malie.
- Teoretycznie tak, jeśli miałabym tyle kasy - stwierdziłam.
- No tak, racja... Albo po prostu gdybyś powiedzmy... Dostała od kogoś bilet na samolot w prezencie urodzinowym czy coś...
Rozumiałam o co chodzi. Dziewczyny kupiły mi bilet..? Ale dokąd i po co?
- O co chodzi, Malie? - spytałam zaciekawiona.
- O to, że lecimy do Los Angeles! Rozumiesz? Tam mieszka mój wujek! - wrzasnęła.
- Ale jak to? Kiedy?
- Dzisiaj.
- Ale moi rodzice...
- Oni już wiedzą.
- No a kiedy się spakuję?
- Hm... Sasha cię spakowała już wczoraj, gdy u ciebie byłyśmy. Nie zauważyłaś, że masz jakoś mniej rzeczy w szafie?
- Wariatki! - krzyknęłam.
- Może i tak. No ale przyznaj - kto nie chciałby polecieć do Los Angeles? - zaśmiała się.
Nie mogłam uwierzyć. Takiego prezentu się nie spodziewałam! Malie kazała mi się szybko ubrać i wziąć jakieś rzeczy, o których Sasha mogła zapomnieć. Pożegnałam się szybko z rodzicami i... Pojechałam z Sashą i Malie na lotnisko... Wszystko działo się tak szybko i nierealnie.
Dojechałyśmy i oddałyśmy bagaże.
- Poczekajmy jeszcze chwilę tutaj, bo... Leci z nami mój chłopak - zaczęła niepewnie Malie.
- Masz chłopaka!? - wrzasnęłyśmy równocześnie z Sashą.
- Tak, już od trzech miesięcy... Przepraszam, że nic nie mówiłam.
- Malie, no weź.. Czemu nam go nie przedstawiłaś? - dziwiłam się.
- Przepraszam... O! Idzie tu!
W tym momencie znieruchomiałam. Nie mogłam uwierzyć, że jej chłopak to...
- Matt! - wrzasnęłam na cały głos. Wszyscy na lotnisku dziwnie się na mnie spojrzeli.
- Oj, niedobrze... - wyszeptała Sasha.
- Wy się znacie? - zdziwiła się Malie.
- Oczywiście, że tak - Matt zachowywał się tak, jakbyśmy byli starymi, dobrymi kumplami, a przecież nie byliśmy.
Długo pewnie byśmy jeszcze dyskutowali na ten temat, gdyby nie to, że nasz samolot odlatuje już za niecałą godzinę. Szybko ruszyliśmy na odprawę na lotnisku.
Później wsiadaliśmy już do samolotu. Prawie wszystkie miejsca były już zajęte, więc rozeszliśmy się. Nagle znalazłam dwa wolne miejsca.
- Sasha, chodź tutaj! - zawołałam, będąc pewna, że Malie woli usiąść ze swoim chłopakiem. Jednak to Matt szybko podbiegł do mnie i usiadł ze mną. Zdziwiłam się.
- No siema! - powiedział i próbował mnie objąć. Szybko zatrzymałam jego rękę.
- Nie wolisz usiąść z Malie? - spytałam.
- Ach, no skoro już jest tu wolne miejsce to chyba mogę usiąść z tobą, prawda?
Matt zachowywał się dziwnie. Bałam się, że on nadal czuje coś do mnie. Starałam się zachowywać jak byśmy byli kumplami. Starymi, dobrymi kumplami.

Po pewnym czasie dojechaliśmy na miejsce. Los Angeles wyglądało na piękne. Byłam ciekawa jak wygląda mieszkanie wujka Malie.
- To co? Gdzie mieszka twój wujek? - zapytałam nie mogąc się doczekać.
- Ach, właśnie, bo ja nie mówiłam wam, że on jest producentem muzycznym, no i teraz jest gdzieś w swojej wytwórni.
- Wow, Malie, masz niezłe znajomości! - krzyknęła podekscytowana Sasha.
- Właśnie, kochanie! Czemu nic nie mówiłaś? - Matt objął Malie i pocałował ją w policzek.
- Ach, tak jakoś wyszło. Zresztą, to jeszcze nie jest wytwórnia... Mój wujek wraz z dwójką nowo poznanych ludzi planuje ją dopiero założyć. Zaczynają dopiero tworzyć teksty i w ogóle... Planują się nazwać The Smeezingtons. Tak, tak, muj wujaszek ma duże ambicje, ale jest jeszcze bardzo młody, więc pewnie więcej tam głupich zabaw niż pracy - zaśmiała się Malie.
Tak więc ruszyliśmy do tej pseudo-wytwórni. Mieściła się ona w wielkim budynku, który mógł mieć z dziesięć pięter. Wsiedliśmy do windy, a Malie kliknęła guzik z napisem 'Piętro 7'. Wysiadając z windy, zastaliśmy niesamowicie długi korytarz z wielką ilością pokoi. Na jednych z drzwi widniał napis 'The Smeezingtons'. Malie weszła pewnie do środka.
- Hej, wujku! To ja, Malie!
- Malie, kochana! - zawołał łysawy, o ciemnej karnacji mężczyzna.
- To moi przyjaciele, no i mój chłopak... - przedstawiła nas.
- Phillip Lawrence, wujek Malie - przywitał się z nami.- Możecie mi mówić Phil - zaśmiał się w tak bardzo podobny sposób do Malie.
Phil wyglądał na naprawdę bardzo fajnego gościa. Pokazał nam swoją wytwórnię, a już po chwili otworzył jakieś drzwi.
- To moi fantastyczni współzałożyciele! Słuchajcie, oto w tym momencie możecie zobaczyć The Smeezingtons w komplecie!
W pokoju było jeszcze dwóch innych gości. Jeden siedział przy biurku, prawdopodobnie pisząc tekst piosenki. Wstał i przywitał się z nami.
- Ari Levine, miło mi! - uśmiechnął się.
Drugi siedział odwrócony, komponując coś na gitarze. Nie widziałam jego twarzy. Miał założone dżinsy i czerwoną koszulę w kratę. Zza jego czarnego kapelusza, zwanego fedorą, wystawały ciemne, krótkie włosy, które swobodnie opadały na śniadą skórę.
- Ej, Bru, a ty się nie przywitasz? - zawołał nagle Phil.
Zaraz, zaraz... Bru? Czy to możliwe, żeby był to skrót od Bruno? Rzeczywiście, przecież od tyłu wyglądał do niego bardzo podobnie... Nie miał jedynie wielkiego afro.
- Tak, sorry, po prostu za bardzo skoncentrowałem się na gi... - odwrócił się, spojrzał na mnie i momentalnie przerwał. To była jego twarz, udało mi się ją rozpoznać... To on... - Alice? - zapytał cicho.
- Bruno?

piątek, 10 stycznia 2014

Od tego pamiętnego dnia już codziennie spotykałam się z Malie, jednak dziś nadszedł dzień, w którym czas było spotkać się z Sashą. Nie mogłam tego uniknąć, zresztą nawet nie chciałam tego unikać. Sasha to moja najlepsza przyjaciółka, a nie miałam z nią kontaktu od dnia, w którym ustalaliśmy spotkanie w parku. Jestem strasznie ciekawa jak Sasha zareagowała na to, gdy po przyjściu w wyznaczone miejsce nie zastała tam nikogo... No chyba, że Bruno postanowił się z nią spotkać, a przecież to bardzo możliwe. Co dziwne, nie miałam żadnego nieodebranego połączenia od przyjaciółki. Codziennie sprawdzałam telefon i codziennie mówiłam sobie, że czas się spotkać z Sashą, jednak za każdym razem szłam gdzieś z Malie. Dziś muszę do niej pójść! Muszę! I chyba już najwyższy czas powiedzieć całą prawdę o Brunie...

Przyszłam pod jej dom. Po chwili Sasha otworzyła mi i spojrzała na mnie dziwacznie.
- Mogę wejść? - zapytałam.
- Możesz...  - odpowiedziała odrobinę gderliwie.
- Słuchaj, przepraszam, że nie spotkałam się wtedy w parku, bo... Bo nie mogłam. Miałam ważne plany - skłamałam.
Sasha popatrzyła na mnie i wybuchła sarkastycznym śmiechem.
- Hehe, tak, tak, ważne plany, czyli całowanie się z Mattem? - powiedziała ironicznie.
- Co? - zdziwiłam się.
- Nie udawaj. Bruno przyszedł pod mój dom, opowiedział co widział i... Poszedł. Rozumiesz? Poszedł sobie. Bez żadnego pożegnania.... Dlaczego? Przecież on wiedział o waszym związku! Co w tym dziwnego, że się pocałowaliście? I dlaczego spotkanie się nie odbyło? Przecież kochacie się w sobie, tak? Przecież my to wiemy, nie musicie się ukrywać...
Zrobiło mi się strasznie głupio. Sasha nadal żyła w przekonaniu, że kocham Matta...
- Słuchaj, Sasha, musimy sobie coś wyjaśnić.. - zaczęłam niepewnie. - Nie kocham Matta. Rozumiesz? Kocham Bruna. Kocham go od momentu, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, czyli od ponad dwóch lat. Niestety, z każdym dniem coraz bardziej traciłam nadzieję, że go zobaczę. Byłam pewna, że już nigdy się nie spotkamy i nie będziemy razem. Dlatego choć trochę starałam się o nim zapomnieć... Spodobał mi się Matt... Ale tylko spodobał. A gdy poszliśmy na tą imprezę i zobaczyłam Bruna to... Zupełnie zapomniałam o Macie. Nie mogłam jednak przy nim powiedzieć, że go kocham, bo on z pewnością nie czuje tego co ja. Gdy tylko powiedziałaś mi, że Bruno się tobie spodobał i ty mu też to chciało mi się beczeć. Ale nie chciałam, żeby nasza przyjaźń się rozpadła, nie chciałam, żebyśmy kłóciły się o chłopaka, dlatego udawałam, że się cieszę... Nie chciałam jednak bawić się uczuciami Matta i chciałam mu powiedzieć prawdę, jednak on sam mnie rozgryzł. Myślałam, że między nami ok, będziemy przyjaciółmi... Jednak on wyznał mi, że mnie kocha i pocałował mnie. Bruno to wszystko widział, po czym nie wiem dlaczego poszedł sobie... Może to odrobinę skomplikowane, może mnie znienawidzisz za to, że o niczym nie wiedziałaś, ale ja po prostu robiłam to dla naszej przyjaźni - kończąc ostatnie zdanie prawie się pobeczałam.
Sasha spojrzała na mnie, po czym przytuliła mnie.
- Przepraszam.. Nie wiedziałam... - mówiła. - A ja głupia chciałam cię spiknąć z Mattem, mogłaś powiedzieć od razu!
- Nie mogłam - wyszeptałam.
- Ale nie rozumiem jednego... Dlaczego Bruno sobie poszedł? Bez pożegnania? O co chodziło?
Tu Sasha trafiła w mój czuły punkt. Jedyna rzecz, której nie rozumiałam w tej łamigówce.
- Nie mam pojęcia - przyznałam.
- Może on czuł to samo co ty? - Sasha z zamyśleniem rozważała nad tą możliwością.
- Co? Przecież to niemożliwe - zaśmiałam się. - Przecież powiedział ci, że mu się podobasz, byliśmy na tej podwójnej randce i w ogóle...
- A co jeśli Bruno miał dokładnie taki sam plan jak ty? - Sasha nadal filozofowała nad swoją teorią. - Może gdy dowiedział się, że kochasz Matta nie chciał wyjawiać swoich uczuć i zaczął spotykać się ze mną?
- Jasne, jasne, Sasha, to tak na pewno nie było!
- Może wkrótce się dowiemy - zaśmiała się.
No właśnie - wkrótce. A kiedy to wkrótce nadejdzie? Mam czekać kolejne dwa lata? A może już nie spotkam Bruna... Nie, nie! Nie mogę tak myśleć! Spotkam go - na pewno. Teraz w to nie zwątpię.
Jak dobrze, że pogodziłam się z Mattem. Teraz każde nasze spotkanie nabierze większego sensu. Zresztą, tych spotkań nie będzie już wiele... Z tego co pamiętam Bruno wyjeżdża z Honolulu już pojutrze. I co wtedy? Znów głupie oczekiwanie na cud? Dziwnym trafem znów go spotkam?
          
                                                                   *  *  *

 Następny dzień rano. Szybko zadzwoniłam do Sashy z prośbą o ustalenie dzisiejszego spotkania. Sasha obdzwoniła Matta i Bruna i ustaliliśmy, że o 11.30 będziemy w pobliskim parku. Szybko uszykowałam się do wyjścia, chwyciłam pospiesznie torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami i wybiegłam z domu. Na miejscu był tylko Matt. Przywitałam się - zupełnie na luzie, bez urazu, ucieszona faktem, że między nami wszystko jest wyjaśnione. Chwilę pogadaliśmy, ale nagle Matt zaczął zachowywać się dziwnie. Ciągle się na mnie gapił. Krępujące. Chciałam, żeby jak najszybciej Sasha z Brunem się pojawili, ale... niestety - nigdzie ich nie było. Matt zaczął się do mnie powoli zbliżać, ja zrobiłam jednoznaczny krok w tył. On znów się przybliżał... O co mu chodzi?
- Alice... Wiem, że tak naprawdę podoba ci się Bruno, ale... zrozum - nie mogę bez ciebie żyć - wyznał Matt. Serce podskoczyło mi do gardła... Jak to? Nic nie odpowiedziałam - nie miałam pojęcia co zrobić. Matt cały czas się zbliżał - Alice, ja muszę... Muszę...
- Co musisz? - zapytałam wystraszona.
On podbiegł do mnie, chwycił mnie i zaczął całować prosto w usta.
- Matt! Puść mnie! - mówiłam. Daremnie. On nie ustępował. Dopiero po chwili znacząco go odepchnęłam. Zapadła głupia cisza.
- Przepraszam - powiedział nagle.
Nie wiedziałam co zrobić... Pójść sobie? Już się odwróciłam i miałam ruszać w drogę powrotną, gdy nagle zobaczyłam, że kilka metrów od nas stoi Bruno... Wszystko widział. Co on sobie pomyśli?!
- Bruno... - zaczęłam niepewnie. On odwrócił się i poszedł. Chciałam go zatrzymać, chciałam za nim pobiec... Jednak nie zrobiłam tego. Zaczęłam beczeć i najzwyczajniej w świecie uciekłam.
Szłam w kierunku mojego domu - z rozmazanym makijażem, cała czerwona i załzawiona. Ludzie patrzyli na mnie dziwnie, jednak nie obchodziło mnie to. Zaczęłam nad wszystkim rozmyślać: Jak długo Bruno tam stał? Dlaczego sobie poszedł? I czy słyszał jak Matt mówił, że Bruno mi się podoba? Nie mogłam znaleźć odpowiedzi na te pytania. Chwilowo byłam zupełnie zamknięta w sobie, nie dostrzegałam otaczającego mnie świata - same myśli i odruchowe ruszanie nogami w dobrze znanym mi kierunku. Byłam tak zamyślona, że już po chwili wpadłam na jakąś dziewczynę. W tym momencie wróciłam do świata żywych.
- Ojejku, przepraszam - powiedziałam.
- Nic się nie stało - dziewczyna uśmiechnęła się. Była pogodna, wesoła, wyglądała, jakby była w moim wieku. - Jestem Malie - przywitała się.
- Alice - odpowiedziałam.
- Coś się stało? - spytała, patrząc na moją załzawioną twarz.
Nie chciałam od tak powiedzieć o wszystkim nowo poznanej osobie. Przetarłam łzy.
- Nieważne... To dość osobista sprawa... - wyszeptałam.
- Może to złamane serce? Jeśli tak to chodźmy na lody - z pewnością pomogą.. A jeśli to nie złamane serce to... To też chodźmy na lody - zaśmiała się dziewczyna - ja stawiam.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie. Razem z Malie ruszyłyśmy do pobliskiej lodziarni. Bałam się, że zaraz zmusi mnie do opowieści co się takiego stało, jednak dziewczyna nic o tym nie wspominała. Jakby zupełnie zapomniała o tym, że spotkała mnie smutną i przygnębioną.
- Fajnie, że się spotkałyśmy - zaczęła Malie. - Mam nadzieję, że jakoś utrzymamy ze sobą kontakt, bo wyglądasz na bardzo fajną laskę.
- I nawzajem - zaśmiałam się i wzięłam do ust małą porcję lodów truskawkowych.

czwartek, 9 stycznia 2014

Następny dzień - sobota. Obudziłam się z nieco skwaszonym humorem. Nie widziałam ani Bruna, ani Sashy. Kolejny raz postanowiłam zadzwonić do mojej przyjaciółki w celu zapytania czemu nie odbierała. Kilka sygnałów i... o!
- Hej, Alice. Co tam u ciebie? - usłyszałam jakoś niezwykle wesoły głos Sashy.
- No w porządku, czemu wczoraj nie odbierałaś?
Nagle nastała głupia cisza.
- Możemy się spotkać i to przedyskutować?
- No ok... Coś się stało? - zapytałam zdenerwowana.
- Musimy po prostu pogadać. Za godzinę będę pod twoim domem!
Rozłączyła się. Muszę przyznać, że troszeczkę się przestraszyłam. Co się stało?
Po godzinie była u mnie Sasha. Weszła z nieudolną próbą uśmiechnięcia się. Coś nie grało.
- To co? Czemu wczoraj spotkanie się nie odbyło? - zapytałam ciekawa.
Sasha nie odzywała się. Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem i cicho wyszeptała:
- Odbyło się...
Ach, tak? Sasha poszła na randkę z Brunem!? Moja najlepsza przyjaciółka umówiła się sam na sam z chłopakiem, który mi się podoba? Już chciałam jej wywrzeszczeć w twarz co o tym myślę, no ale przecież... Nie mogłam. Sasha o niczym nie wie. To przez mój głupi błąd, kiedy powiedziałam, że Matt mi się podoba. Po co ja to zrobiłam?
- Umówiłaś się z Peterem? - zapytałam udając, że nic się nie stało.
- Tak... A wiesz, że on ma ksywkę Bruno? - próbowała obrócić wszystko w żart. Czuła się nieswojo, widziałam to.
- Tak, wiem. Bruno ci się podoba, hę?
- Tak i to nawet nie wiesz jak bardzo! A co najlepsze - ja chyba mu też! - wykrzyknęła uradowana. - Co ty na to, żebyśmy wybrali się dziś na podwójną randkę? Ja i Bruno razem z tobą i Mattem?
W tym momencie chciałam się pobeczeć jak małe dziecko. Co miałam powiedzieć? "Sorry, oszukałam cię, Matt mi się nie podoba, to Bruno jest moją miłością"? Pfff.. A potem z przyjaciółek zmienić się we wrogów? Nie mogłam do tego dopuścić. Jedyne co - strasznie żal było mi Matta. Przecież to nie jego wina, a ja właśnie igram z jego uczuciami... Co ja narobiłam!?
- Nie wiem czy to dobry pomysł... - powiedziałam.
- Dlaczego? To wprost genialny pomysł - przyjaciółka objęła mnie. - Czekaj, zadzwonię do Matta i wszystko mu powiem! - i nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, a ta wyszła z pokoju i wykręciła numer Matta.
Po chwili wróciła z uśmiechem na twarzy mówiąc, że Matt się zgodził. Przy okazji zadzwoniła do Bruna i jego też zafascynował ten pomysł. Wszyscy byli szczęśliwi, oprócz mnie... A tego nie dało się już odkręcić. Postanowiłam, że będę się zachowywać jakby to była moja paczka kumpli. Może Matt stwierdzi, że nie pasujemy do siebie i wszystko się jakoś ułoży?

Poszliśmy na kręgle. Zarezerwowaliśmy tor, wzięliśmy buty i takie tam. Na razie było całkiem normalnie. Dopiero po chwili zobaczyłam co dla Sashy znaczy "gość mi się podoba".
- Może zrobimy tak: Ja i Bruno przeciwko Mattowi i Alice? - uśmiechnęła się.
- Może być - powiedział Bruno.
Gra zaczęła się. Sasha rzucała pierwsza i... strąciła wszystkie kręgle! Za jednym razem! Podbiegła do Bruna i przytuliła go. A ja patrzyłam na tą scenę z niewyobrażalną zazdrością. Graliśmy tak i graliśmy, gdy nagle Sasha (jak to Sasha) powiedziała, że musi iść do łazienki poprawić swój makijaż. Dla niej sprawdzanie jak wygląda co pół godziny było całkowicie normalne. Tymczasem nadszedł mój rzut. Wzięłam kulę, rzuciłam i... usłyszałam okropny dźwięk. To Bruno nadepnął celowo na mój tor, bym nie zdobyła punktów. Zaczął się ze mnie śmiać, ale ja nie zamierzałam odpuścić. Tuż po mnie był jego rzut. Zrobiłam dokładnie to samo.
- Ej... To nie fair! - zaśmiał się.
- Po prostu robię to co ty!
Bruno chwilę patrzył na mnie, a po chwili chwycił mnie tak, że nie mogłam się wyrwać.
- Hej! Co ty robisz! - śmiałam się.
- Mam jeszcze jeden rzut! Nie pozwolę ci go zepsuć!
Próbowałam się uwolnić, ale nie udawało mi się to. Bruno był zbyt silny. Nagle potknęłam się i oboje upadliśmy na ziemię. Bruno wybuchł śmiechem, a ja tuż za nim.
- Zadowolona? - Bruno popatrzył w moje oczy. Od dłuższego czasu oboje nie zwracaliśmy na nic uwagi - ani na Matta, ani na Sashę. Bruno powoli zaczął przybliżać swoją twarz do mojej, ja robiłam to samo... I nagle...
- Hej, co się dzieje? - usłyszeliśmy głos Sashy, która właśnie wracała z łazienki. Momentalnie się od siebie odsunęliśmy. - Czemu leżycie na ziemi? - Sasha spojrzała na nas dziwnie.
- Przewróciłam się - powiedziałam.
- A ja próbowałem pomóc jej wstać - dodał Bruno i oboje podnieśliśmy się z ziemi.
- A, to ok. A gdzie Matt?
Rozejrzeliśmy się. Nigdzie go nie było... Pewnie widział to wszystko i uznał mnie za jakąś okropną podrywaczkę. Tego się właśnie obawiałam.
- Pójdę go poszukać - zawołałam.
- Ej, zostań... - powiedział Bruno, prawie że błagalnie.
Oj, Bruno, gdybyś ty wiedział jak ja chciałabym zostać z tobą w tym momencie. Ale czułam się podle i musiałam jakoś naprawić całą sytuację. Pożegnałam się z nimi i opuściłam kręgielnie. Pospiesznie wybrałam numer Matta w komórce.
- Halo? - usłyszałam głos.
- Matt, przepraszam... - zaczęłam.
- Oj, Alice, nie przepraszaj, ja wszystko rozumiem - powiedział.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Bruno ci się podobał już od początku - zaczął. - Ale Sashy też. Nie chciałaś psuć przyjaźni, dlatego udawałaś, że to ja ci się podobam... - gdy wypowiadał te słowa czułam się jak jakaś zdrajczyni.
- Tak, tak właśnie było i czuję się po prostu okropnie... - powiedziałam niemal płacząc.
- Nie czuj się tak! To jest właśnie miłość! A ta twoja jest wyjątkowo silna i ja to widzę - Matt okazał się świetnym przyjacielem. Rozumiał wszystko dokładnie. Podziękowałam mu i pożegnałam się. Teraz spokojnie,  bez większego poczucia winy mogłam wracać do domu.

środa, 8 stycznia 2014

I co miałam teraz zrobić? Powiedzieć Sashy o tym, że zakochałam się w chłopaku, którego widziałam tylko 1 dzień!? I to jeszcze przy Brunie? Znalazłam się w kropce.
- No w rzeczywistości co?
- No nic. No tak, Matt mi się podoba, tyle. Ale... Nie gadajmy już o tym - skłamałam. Nie wiedziałam jeszcze, że właśnie te słowa zupełnie zmienią moje życie.
- To super, jutro z nim pogadamy i pogodzicie się - uśmiechnęła się do mnie. - Oczywiście ci pomogę.
- Nie musisz - próbowałam z tego wybrnąć. Matt to Matt - jest fajny, ale to nie to samo co Bruno.
- Oj, wiesz, że i tak ci pomogę. A tak w ogóle skąd znasz... - popatrzyła na Bruna - Petera? Tak ci było, prawda?
- Prawda - zaśmiał się, pokazując swoje śliczne białe zęby. - Ach, no Alice mieszka teraz w tym domu co ja kiedyś - uśmiechnął się i poklepał mnie po przyjacielsku. - Ale widzieliśmy się tylko raz, jakieś 2 lata temu.
Popatrzył na mnie.
- Przepraszam, że popsułem ci randkę z chłopakiem - powiedział, żyjąc w świadomości, że chodzę z Mattem.
Zaśmiałam się.
- To nie mój chłopak, a to nie była randka. Niczego nie popsułeś - uśmiechnął się do mnie, ja do niego, a już po chwili przytuliliśmy się. Tak "po przyjacielsku", bo przecież wyszło na to, że Bruno to tylko mój kolega, kocham Matta, a Sasha zaraz znowu nas spiknie.
- Wiecie, zostaję jeszcze kilka dni w Honolulu, a później podpisuję ten cały kontrakt i... bla, bla, bla - mówił Bruno - Co wy na to, żeby lepiej się poznać przez ten czas?
- Jasne! To co? Może dasz nam swój numer telefonu? Będziemy w kontakcie - Sasha zwróciła się do Bruna i puściła mu oczko. On zaśmiał się tak uroczo jak zwykle.
Już po chwili wymieniliśmy się numerami telefonów, a Bruno powiedział, że zadzwoni do nas jeszcze dziś, by ustalić jutrzejsze spotkanie. W końcu jutro już piątek! Zapowiadało się wspaniałe popołudnie w towarzystwie Bruna i Sashy.
Po chwili rozeszliśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną. Wracałam z Sashą na początku w ciszy. Dopiero po chwili coś do mnie doszło.
- O nie...
- Co się stało? - spytała Sasha.
- Przecież mój telefon jest u pani od fizyki... Jak Br... - dotarło do mnie, że przecież Sasha nie zna jego ksywki - Peter się ze mną skontaktuje?
- Nie martw się, powiem ci wszystko jutro w szkole - uspokoiła mnie. Ale i tak czułam się głupio. Już dziś nie usłyszę Bruna, a Sasha tak.
Jechaliśmy jeszcze chwilę, gdy nagle znaleźliśmy się na moim przystanku. Wysiadłam.
- Do jutra! - krzyknęłam i w pośpiechu udałam się do domu.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Następnego dnia. Wstałam wcześnie i dowiedziałam się od mamy, że dziś nie pójdę do szkoły, ponieważ ona ma bardzo ważne spotkanie w pracy, a ja muszę popilnować mojego małego brata. Pomyślałam - spoko, mój weekend się już zaczął, a na dodatek, gdy tylko mama wróci do domu będę mogła spotkać się z Brunem i Sashą.
Było około 15, Sasha już dawno skończyła lekcję. Ja - jak jakaś idiotka czekałam na durny znak, by dowiedzieć się gdzie i kiedy się spotykamy. Przecież nadal nie miałam telefonu! Wybiegłam z domu zostawiając mojego brata na chwilę samego i pobiegłam do szkoły po komórkę. Na szczęście nie miałam daleko i nie martwiłam się o kochanego braciszka. Poszłam do pani od fizyki, ta spojrzała na mnie z tajemniczym uśmieszkiem i wręczyła mi komórkę. Szybko zadzwoniłam do Sashy. Nie odbierała. Głupia ja zostawiłam też kartkę z zapisanym numerem Bruna. Wkurzona udałam się do wyjścia ze szkoły, gdy nagle ktoś poklepał mnie w ramię. To Matt. Tylko jego tu jeszcze brakowało.
- Hej... Możemy sobie wyjaśnić wczorajszą sprawę? - zapytał, już zupełnie nierozzłoszczony, cichy, spokojny.
- Spieszę się - odparłam.
- To zajmie tylko chwilę, proszę!
Stanęłam przed nim, z założonymi rękoma i miną "no dalej, mów o co chodzi, bo nie mam czasu na pogaduchy".
- Kim był ten chłopak, z którym tańczyłaś?
- Stary znajomy, którego nie widziałam od wieków.
- Znajomy czy może ktoś więcej?
- Matt...
- Przepraszam. Po prostu zależy mi na tobie. - mówiąc to zaczął się do mnie zbliżać. Czułam, że chce mnie pocałować, dlatego odsunęłam się.
- Matt, muszę iść, przepraszam. - i nie zważając na jego odpowiedź ruszyłam ku wyjściu. Nagle odwróciłam się z zapytaniem - Widziałeś dziś może Sashę?
- Tak, nawet z nią gadałem.
- Pytała o mnie czy coś podobnego.
- Nie, jakoś sobie nie przypominam.
- Trudno. Dzięki, papa! - uśmiechnęłam się i poszłam.
Co się dzieje z Sashą? Nie odbiera telefonów... Co z naszym spotkaniem?
Wróciłam do domu i zaczęłam szukać karteczki z numerem telefonu Bruna... Nigdzie jej nie ma! I właśnie w tym momencie kompletnie załamana położyłam się na łóżko. Spotkania chyba jednak nie będzie.