sobota, 11 stycznia 2014

Odcinek 8

Hej, mam nadzieję, że są tu jacyś czytelnicy ;p tak czy siak teraz odcinki opowiadań będą trochę dłuższe i numerowane :))

Wstałam wcześnie rano. Zaczęłam się zastanawiać na czym właściwie teraz stoję. Bruno wyjechał podpisywać ten kontrakt z Mottown, Matt wyznał mi miłość, poznałam Malie i wyznałam Sashy całą prawdę. Dużo się działo i nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Co z Mattem? Stwierdziłam, że teraz choć na chwilę zupełnie zapomnę o chłopcach i zajmę się przyjaźnią. Zadzwoniłam do Malie i Sashy prosząc, żebyśmy spotkały się w parku. Czas poznać ze sobą dziewczyny, bo może być z nas zgrana paczka przyjaciółek.
Około 12 byłyśmy w parku.
- Sasha, to Malie, Malie, to Sasha - zapoznałam je.
- Hej, skąd znasz Alice? - zapytała Sasha, udając wielce zazdrosną. W rzeczywistości z pewnością ucieszyła się na widok Malie.
- Spotkałam ją całkiem niedawno, była bardzo smutna, no to postanowiłam zabrać ją na lody - zaśmiała się Malie. Ona zawsze była pełna dobrego humoru.
Chwilę spędziliśmy na gadaniu o tym jak to jestem wspaniała i fajna, a ja słuchałam tego z dużym rozbawieniem co chwilę im zaprzeczając. Czułam, że to będzie wieloletnia przyjaźń.

I tak przez dłuższy czas miałyśmy tylko siebie. Nie w głowie nam chłopcy ani miłość. No dobra, może nie licząc mnie, bo niestety co noc myślałam o Brunie. Cały czas nie traciłam nadziei, że go spotkam. Prawda jest taka, że ta nadzieja trwała wyjątkowo długo, gdyż od poprzedniego spotkania minęły prawie dwa lata. Tak, kolejne dwa lata. W tym czasie zbliżała się moja 18-stka. Czułam, że Malie i Sasha knują jakiś plan, by znów ten dzień był niezapomniany. W końcu tylko ja z dziewczyn nie byłam jeszcze pełnoletnia.

                                                                 *  *  *

W końcu nadszedł ten dzień. Obudził mnie sygnał telefonu. Wyświetlał mi się napis 'Malie'. Szybko odebrałam komórkę.
- Halo? - zawołałam zaspana. Była dopiero 8 rano, sobota.
- Wyjdź przed dom, szybko! - krzyknęła Malie i rozłączyła się.
Szybko ubrałam się, otworzyłam drzwi. Za nimi stała Malie - uśmiechnięta jak zawsze.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęła.
- Dziękuję, ale po co tak wcześnie?
- A bo... - zaczęła przyjaciółka. - Mam dla ciebie super niespodziankę! Skoro jesteś już pełnoletnia to tak właściwie możesz robić co chcesz, prawda?
- No tak, rodzice już w wieku 17 lat wyrobili mi dowód osobisty, więc już nawet od dziś mogę iść sobie na kurs jazdy samochodem bez niczyjej zgody - zawołałam wesoło.
- No tak, na kurs, ale kobieto - ty już sama możesz podróżować, możesz kupić mieszkanie... - ciągnęła Malie.
- Teoretycznie tak, jeśli miałabym tyle kasy - stwierdziłam.
- No tak, racja... Albo po prostu gdybyś powiedzmy... Dostała od kogoś bilet na samolot w prezencie urodzinowym czy coś...
Rozumiałam o co chodzi. Dziewczyny kupiły mi bilet..? Ale dokąd i po co?
- O co chodzi, Malie? - spytałam zaciekawiona.
- O to, że lecimy do Los Angeles! Rozumiesz? Tam mieszka mój wujek! - wrzasnęła.
- Ale jak to? Kiedy?
- Dzisiaj.
- Ale moi rodzice...
- Oni już wiedzą.
- No a kiedy się spakuję?
- Hm... Sasha cię spakowała już wczoraj, gdy u ciebie byłyśmy. Nie zauważyłaś, że masz jakoś mniej rzeczy w szafie?
- Wariatki! - krzyknęłam.
- Może i tak. No ale przyznaj - kto nie chciałby polecieć do Los Angeles? - zaśmiała się.
Nie mogłam uwierzyć. Takiego prezentu się nie spodziewałam! Malie kazała mi się szybko ubrać i wziąć jakieś rzeczy, o których Sasha mogła zapomnieć. Pożegnałam się szybko z rodzicami i... Pojechałam z Sashą i Malie na lotnisko... Wszystko działo się tak szybko i nierealnie.
Dojechałyśmy i oddałyśmy bagaże.
- Poczekajmy jeszcze chwilę tutaj, bo... Leci z nami mój chłopak - zaczęła niepewnie Malie.
- Masz chłopaka!? - wrzasnęłyśmy równocześnie z Sashą.
- Tak, już od trzech miesięcy... Przepraszam, że nic nie mówiłam.
- Malie, no weź.. Czemu nam go nie przedstawiłaś? - dziwiłam się.
- Przepraszam... O! Idzie tu!
W tym momencie znieruchomiałam. Nie mogłam uwierzyć, że jej chłopak to...
- Matt! - wrzasnęłam na cały głos. Wszyscy na lotnisku dziwnie się na mnie spojrzeli.
- Oj, niedobrze... - wyszeptała Sasha.
- Wy się znacie? - zdziwiła się Malie.
- Oczywiście, że tak - Matt zachowywał się tak, jakbyśmy byli starymi, dobrymi kumplami, a przecież nie byliśmy.
Długo pewnie byśmy jeszcze dyskutowali na ten temat, gdyby nie to, że nasz samolot odlatuje już za niecałą godzinę. Szybko ruszyliśmy na odprawę na lotnisku.
Później wsiadaliśmy już do samolotu. Prawie wszystkie miejsca były już zajęte, więc rozeszliśmy się. Nagle znalazłam dwa wolne miejsca.
- Sasha, chodź tutaj! - zawołałam, będąc pewna, że Malie woli usiąść ze swoim chłopakiem. Jednak to Matt szybko podbiegł do mnie i usiadł ze mną. Zdziwiłam się.
- No siema! - powiedział i próbował mnie objąć. Szybko zatrzymałam jego rękę.
- Nie wolisz usiąść z Malie? - spytałam.
- Ach, no skoro już jest tu wolne miejsce to chyba mogę usiąść z tobą, prawda?
Matt zachowywał się dziwnie. Bałam się, że on nadal czuje coś do mnie. Starałam się zachowywać jak byśmy byli kumplami. Starymi, dobrymi kumplami.

Po pewnym czasie dojechaliśmy na miejsce. Los Angeles wyglądało na piękne. Byłam ciekawa jak wygląda mieszkanie wujka Malie.
- To co? Gdzie mieszka twój wujek? - zapytałam nie mogąc się doczekać.
- Ach, właśnie, bo ja nie mówiłam wam, że on jest producentem muzycznym, no i teraz jest gdzieś w swojej wytwórni.
- Wow, Malie, masz niezłe znajomości! - krzyknęła podekscytowana Sasha.
- Właśnie, kochanie! Czemu nic nie mówiłaś? - Matt objął Malie i pocałował ją w policzek.
- Ach, tak jakoś wyszło. Zresztą, to jeszcze nie jest wytwórnia... Mój wujek wraz z dwójką nowo poznanych ludzi planuje ją dopiero założyć. Zaczynają dopiero tworzyć teksty i w ogóle... Planują się nazwać The Smeezingtons. Tak, tak, muj wujaszek ma duże ambicje, ale jest jeszcze bardzo młody, więc pewnie więcej tam głupich zabaw niż pracy - zaśmiała się Malie.
Tak więc ruszyliśmy do tej pseudo-wytwórni. Mieściła się ona w wielkim budynku, który mógł mieć z dziesięć pięter. Wsiedliśmy do windy, a Malie kliknęła guzik z napisem 'Piętro 7'. Wysiadając z windy, zastaliśmy niesamowicie długi korytarz z wielką ilością pokoi. Na jednych z drzwi widniał napis 'The Smeezingtons'. Malie weszła pewnie do środka.
- Hej, wujku! To ja, Malie!
- Malie, kochana! - zawołał łysawy, o ciemnej karnacji mężczyzna.
- To moi przyjaciele, no i mój chłopak... - przedstawiła nas.
- Phillip Lawrence, wujek Malie - przywitał się z nami.- Możecie mi mówić Phil - zaśmiał się w tak bardzo podobny sposób do Malie.
Phil wyglądał na naprawdę bardzo fajnego gościa. Pokazał nam swoją wytwórnię, a już po chwili otworzył jakieś drzwi.
- To moi fantastyczni współzałożyciele! Słuchajcie, oto w tym momencie możecie zobaczyć The Smeezingtons w komplecie!
W pokoju było jeszcze dwóch innych gości. Jeden siedział przy biurku, prawdopodobnie pisząc tekst piosenki. Wstał i przywitał się z nami.
- Ari Levine, miło mi! - uśmiechnął się.
Drugi siedział odwrócony, komponując coś na gitarze. Nie widziałam jego twarzy. Miał założone dżinsy i czerwoną koszulę w kratę. Zza jego czarnego kapelusza, zwanego fedorą, wystawały ciemne, krótkie włosy, które swobodnie opadały na śniadą skórę.
- Ej, Bru, a ty się nie przywitasz? - zawołał nagle Phil.
Zaraz, zaraz... Bru? Czy to możliwe, żeby był to skrót od Bruno? Rzeczywiście, przecież od tyłu wyglądał do niego bardzo podobnie... Nie miał jedynie wielkiego afro.
- Tak, sorry, po prostu za bardzo skoncentrowałem się na gi... - odwrócił się, spojrzał na mnie i momentalnie przerwał. To była jego twarz, udało mi się ją rozpoznać... To on... - Alice? - zapytał cicho.
- Bruno?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz