piątek, 10 stycznia 2014

Jak dobrze, że pogodziłam się z Mattem. Teraz każde nasze spotkanie nabierze większego sensu. Zresztą, tych spotkań nie będzie już wiele... Z tego co pamiętam Bruno wyjeżdża z Honolulu już pojutrze. I co wtedy? Znów głupie oczekiwanie na cud? Dziwnym trafem znów go spotkam?
          
                                                                   *  *  *

 Następny dzień rano. Szybko zadzwoniłam do Sashy z prośbą o ustalenie dzisiejszego spotkania. Sasha obdzwoniła Matta i Bruna i ustaliliśmy, że o 11.30 będziemy w pobliskim parku. Szybko uszykowałam się do wyjścia, chwyciłam pospiesznie torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami i wybiegłam z domu. Na miejscu był tylko Matt. Przywitałam się - zupełnie na luzie, bez urazu, ucieszona faktem, że między nami wszystko jest wyjaśnione. Chwilę pogadaliśmy, ale nagle Matt zaczął zachowywać się dziwnie. Ciągle się na mnie gapił. Krępujące. Chciałam, żeby jak najszybciej Sasha z Brunem się pojawili, ale... niestety - nigdzie ich nie było. Matt zaczął się do mnie powoli zbliżać, ja zrobiłam jednoznaczny krok w tył. On znów się przybliżał... O co mu chodzi?
- Alice... Wiem, że tak naprawdę podoba ci się Bruno, ale... zrozum - nie mogę bez ciebie żyć - wyznał Matt. Serce podskoczyło mi do gardła... Jak to? Nic nie odpowiedziałam - nie miałam pojęcia co zrobić. Matt cały czas się zbliżał - Alice, ja muszę... Muszę...
- Co musisz? - zapytałam wystraszona.
On podbiegł do mnie, chwycił mnie i zaczął całować prosto w usta.
- Matt! Puść mnie! - mówiłam. Daremnie. On nie ustępował. Dopiero po chwili znacząco go odepchnęłam. Zapadła głupia cisza.
- Przepraszam - powiedział nagle.
Nie wiedziałam co zrobić... Pójść sobie? Już się odwróciłam i miałam ruszać w drogę powrotną, gdy nagle zobaczyłam, że kilka metrów od nas stoi Bruno... Wszystko widział. Co on sobie pomyśli?!
- Bruno... - zaczęłam niepewnie. On odwrócił się i poszedł. Chciałam go zatrzymać, chciałam za nim pobiec... Jednak nie zrobiłam tego. Zaczęłam beczeć i najzwyczajniej w świecie uciekłam.
Szłam w kierunku mojego domu - z rozmazanym makijażem, cała czerwona i załzawiona. Ludzie patrzyli na mnie dziwnie, jednak nie obchodziło mnie to. Zaczęłam nad wszystkim rozmyślać: Jak długo Bruno tam stał? Dlaczego sobie poszedł? I czy słyszał jak Matt mówił, że Bruno mi się podoba? Nie mogłam znaleźć odpowiedzi na te pytania. Chwilowo byłam zupełnie zamknięta w sobie, nie dostrzegałam otaczającego mnie świata - same myśli i odruchowe ruszanie nogami w dobrze znanym mi kierunku. Byłam tak zamyślona, że już po chwili wpadłam na jakąś dziewczynę. W tym momencie wróciłam do świata żywych.
- Ojejku, przepraszam - powiedziałam.
- Nic się nie stało - dziewczyna uśmiechnęła się. Była pogodna, wesoła, wyglądała, jakby była w moim wieku. - Jestem Malie - przywitała się.
- Alice - odpowiedziałam.
- Coś się stało? - spytała, patrząc na moją załzawioną twarz.
Nie chciałam od tak powiedzieć o wszystkim nowo poznanej osobie. Przetarłam łzy.
- Nieważne... To dość osobista sprawa... - wyszeptałam.
- Może to złamane serce? Jeśli tak to chodźmy na lody - z pewnością pomogą.. A jeśli to nie złamane serce to... To też chodźmy na lody - zaśmiała się dziewczyna - ja stawiam.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie. Razem z Malie ruszyłyśmy do pobliskiej lodziarni. Bałam się, że zaraz zmusi mnie do opowieści co się takiego stało, jednak dziewczyna nic o tym nie wspominała. Jakby zupełnie zapomniała o tym, że spotkała mnie smutną i przygnębioną.
- Fajnie, że się spotkałyśmy - zaczęła Malie. - Mam nadzieję, że jakoś utrzymamy ze sobą kontakt, bo wyglądasz na bardzo fajną laskę.
- I nawzajem - zaśmiałam się i wzięłam do ust małą porcję lodów truskawkowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz