środa, 15 stycznia 2014

Odcinek 10

Dzień moich urodzin już powoli dobiegał końca. Sasha i Malie skombinowały tort i przyniosły mi go. Kochane, przecież one już dały mi wystarczający prezent! Matt nie chciał być gorszy - kupił kwiaty, śliczną (i jak niesamowicie drogą!) bransoletkę i szampan. Potem przez pół godziny namawiał mnie do wzięcia chociaż łyka. Ja zatwardziale próbowałam odmawiać, lecz po wielu namowach postanowiłam, że w dzień 18-stych urodzin rzeczywiście można (a może nawet i powinno się) wziąć chociaż trochę alkoholu do buzi. Szczerze? Nie za bardzo mi smakował. Ech.. Trudno. Oczywiście później obowiązkowo zaśpiewali mi Happy Birthday i postanowili urządzić małą, czteroosobową imprezę. Świetne urodziny. Była już 23, za godzinę już koniec mojego urodzinowego dnia. Nagle usłyszeliśmy pukanie. Głupie uczucie - sami w obcym studio, a tutaj ktoś puka! Postanowiłam wziąć się w garść i otworzyć drzwi. Szczęka mi opadła. Za nimi stał Bruno. W jednej ręce trzymał śliczne, czerwone róże, w drugiej gitarę przyozdobioną wstążką.
- Wszystkiego najlepszego! - zawołał radośnie i przytulił mnie. - Czemu nie mówiłaś, że masz urodziny, hę? - udawał wielce obrażonego. - Dopiero Sasha wysłała mi smsa!
Popatrzyłam na przyjaciółkę i uśmiechnęłam się do niej. Kochana.
- Bruno, jeju, dziękuję! - rzuciłam się mu na szyję. - I tobie naprawdę chciało się tu przyjeżdżać o 23?
- Tak, chciało mi się - zaśmiał się. - Proszę, oto twoja gitara, mam nadzieję, że nie masz tego instrumentu...
Ucichłam. Zaczęłam wspominać dawne lata, w których marzyłam o nauczeniu się grania na gitarze.
- Coś się stało? - zapytał.
- Możemy na chwilę iść do... tamtego pomieszczenia? - spytałam cicho.
- Jasne - odparł nieco zdziwiony.
Weszliśmy. Usiadłam na fotelu nie odrywając wzroku od MOJEJ własnej gitary.
- Ech.. Nietrafiony prezent jak rozumiem?
- Co ty gadasz!? - krzyknęłam. - To moje marzenie nauczyć się grać na gitarze, naprawdę!
- To czemu jesteś smutna?
Znów ucichłam. Jednak postanowiłam opowiedzieć mu parę spraw. W myślach przeniosłam się do 2001, kiedy miałam 14 lat, a moja i Bruna historia dopiero się zaczynała.
- Miałam gitarę... Ale mój tata nie chciał mnie zapisać na lekcje... Ciągle to odkładał. Zaczęłam się uczyć sama, ale... Potem mieliśmy mały kryzys i mój tata sprzedał gitarę... I ta myśl, że znowu mogę ją mieć.. Dziękuję, Bruno - po poliku spłynęła mi jedna, mała łza.
- Nie ma za co - uśmiechnął się. Starał się, żebym zapomniała o tej dawnej sprawie i żyła teraźniejszością. - A umiesz mi coś zagrać?
- Hahaha, nie! - zaśmiałam się. - Nic nie pamiętam, przydałby mi się jakiś nauczyciel. - powiedziałam i spojrzałam na leżącą nieopodal gitarę Bruna. Domyślił się o co chodzi.
- Tak więc witam na pierwszej lekcji gry na gitarze. Nazywam się Peter Hernandez i będę twoim nauczycielem - wygłupiał się. Po chwili pokazał mi podstawy.
Długo tak siedzieliśmy nad tą gitarą, bardzo długo...
- I teraz musisz zrobić chwyt F... To jest ten barowy - Bruno z łatwością poprawnie ustawił palce.
- To jest przecież niemożliwe - dziwiłam się.
Bruno podszedł do mnie, stanął za mną i delikatnie kierował moją ręką. Ustawiał moje palce, lekko mnie obejmując.
- Możliwe - powiedział po chwili.
Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Dziękuję, Bruno. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie.
- Wiem - powiedział i pocałował mnie w policzek. Ten moment zapamiętałam na naprawdę długi czas...

Dochodziła już północ. Bruno nadal siedział z nami, zupełnie nie martwiąc się o swój powrót do domu.
- Hmm... A gdzie będziemy spać? - zapytała nagle Malie, rozglądając się po pomieszczeniu. Co mieliśmy do wyboru? Rozkładana, trzyosobowa sofa. Sprawa się skomplikowała, bo brakowało jednego miejsca. Bruno nagle poszedł do pokoju obok. Było tam jedynie krzesło - niefajnie.
- No cóż, jeden z nas śpi na podłodze - zadeklarowała Sasha i zaśmiała się. - Może Matt?
- Eee.. Zwariowałaś? Nie będę spał na ziemi - ech, nadęty pajac.
- Jeju, jeśli to taki problem to ja mogę spać na podłodze - odezwałam się nagle.
- Nie będziesz spała na podłodze - zaprzeczył Bruno. - Mam pomysł. Może Alice pojedzie ze mną do domu na tę jedną noc? Jutro załatwimy łóżka, ok?
Wszyscy popatrzyli na siebie. Mi oczywiście odpowiadało - dowiem się gdzie on mieszka. Wszyscy po chwili się zgodzili. Wzięłam nierozpakowaną jeszcze walizkę i wyszłam ze studio razem z Brunem.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Po prostu to ciebie najbardziej znam i rozumiesz...
- Spoko, Bruno, dziękuję ci bardzo - uśmiechnęłam się do niego przyjacielsko.
Zjechaliśmy windą na parter. Przed budynkiem stał śliczny, czerwony samochód należący do Bruna.
- Wsiadaj - Bruno otworzył mi drzwi. - Mam nadzieję, że nie wystraszysz się bałaganu, który jest u mnie w domu. - powiedział, po czym zaśmiał się szczerym, doniosłym śmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz