wtorek, 12 sierpnia 2014

A może te głosy będą spełnieniem naszych marzeń?

http://www.gloswielkopolski.pl/plebiscyt/karta/833,bruno-mars,24273,id,t,kid.html głosujemy, mamy naprawdę bardzo dobry start, zobaczcie jak jesteśmy wysoko! można głosować codziennie na każdego kandydata! postarajmy się!

piątek, 8 sierpnia 2014

Odcinek 27

- Nie uwierzysz kogo spotkałam, Johny! Tą laskę, Stephanie! Za kogo ona się uważa!? A wiesz co jest najlepsze!? Zobacz tylko! - w złości rzuciłam młodzieżowy magazyn na kanapę.
Johny milczał. Wygadał Brunowi wszystko, zupełnie wszystko. Czuł się z tym okropnie.
- Alice, przepraszam, że wpuściłem dziś Bruna, ale on mówił, że się pogodzicie i tak dalej...
- Nie chcę go widzieć. Znienawidziłam go, mówię serio.  - mruknęłam. - I nic tego nie zmieni.
- To dobrze, zapomnij o nim już na zawsze.
Bruno próbował się odzywać, wydzwaniał, ale ja miałam dosyć. Nie odbierałam, nie odpisywałam... W sumie przestałam czytać co do mnie pisze.

* * *
- Ciągle siedzisz z tym telefonem - mruknął Phil przyglądając się mu uważnie.
- Alice nie odbiera...
- Alice? A co ze Stephanie?
- Lawrence, nie pomagasz! - warknął.
- Co poradzę, ostatnio tak zamknąłeś się w sobie, że o niczym mi nie mówisz...
- Kocham Alice. Spodobała mi się Stephanie, fakt... Ale... To skomplikowane. Postanowiłem powiedzieć prawdę Steph po koncercie.
- Co jej powiedziałeś?
- Na początku chciała mnie pocałować, odsunąłem się... Po tym jak pocałowaliśmy się z Alice nie chciałem całować żadnej innej kobiety. Uwierzyłem, że... Mamy szanse być razem. Pokłóciłem się ze Stephanie i po prostu ją zostawiłem. Brzmi to chamsko, ale sam zacząłem się zastanawiać czy laska po prostu nie leciała na moją kasę.
- A Alice wie o tym wszystkim?
- Chyba wie o Stephanie, bo się do mnie nie odzywa... Ale ten cały Johny, przyjaciel Alice... On miał jej coś dać... Coś co by nas pogodziło. Chyba jednak jej tego nie dał - posmutniał Bruno.
- Stary, idź do niej.
- Zwariowałeś? Nie chciała mnie widzieć, poza tym za kilka godzin wylot z powrotem do Los Angeles...

* * *
Tak też się stało, Bruno wyjechał, ale mnie teraz już nie bardzo to obchodziło. Każdą wolną chwilę spędzałam z Johny'm, z czasem powoli przestając być przyjaciółmi. Johny był moim ideałem, tak to się stało, że zostaliśmy parą, sama nie wiem kiedy.
- Kochanie, Robby przyjechał od dziadków! - zawołał Johny wchodząc do mojego domu z młodszym braciszkiem.
- Robby! Jak było? Tęskniłam, wiesz? - zaśmiałam się.
- Ja też, ale czemu Johny mówi do ciebie 'kochanie'?
- Jesteśmy razem, braciszku.
- Czyli mam wujka?
- Jeszcze nie - zachichotałam.
- Jeszcze - podkreślił to słowo Johny.
- A ten pan co cię wtedy pocałował na scenie? - musiał zacząć ten temat? Naprawdę musiał?
- Ach, nie wiem o co chodziło... - udawałam przed braciszkiem.
Rozdział z Brunem chciałam uznać za skończony. Dokładnie, CHCIAŁAM... Ale jak już mieliśmy ten dar wpadania na siebie to nie mógł on nagle prysnąć...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek krótki, ale chciałam o sobie przypomnieć :D Nie wiem czy będę jeszcze dodawać tu odcinki, brak weny na to opowiadanie, proszę o zrozumienie XD

sobota, 2 sierpnia 2014

głosujemy na Bruna posłusznie :)

http://www.eska.pl/news/koncerty_2015_w_polsce_kto_powinien_zagrac_sprawdzamy_sile_fanow_glosujcie_sonda/102961 do końca września !

poniedziałek, 28 lipca 2014

kto powinien wystąpić w 2015 roku we Wrocławiu?

http://www.gazetawroclawska.pl/plebiscyt/karta/555,bruno-mars,20637,id,t,kid.html głosujemy na Bruna, kochani:)

Wyniki przekażą od organizatorów koncertów we Wrocławiu!!! czas do 31 lipca

czwartek, 24 lipca 2014

Odcinek 26

Razem z Johny'm byliśmy w moim domu. Zawiozłam Robby'ego do babci, mama z tatą wyjechali na dwudniową imprezę integracyjną. Byłam więc sama, choć w sumie niezupełnie, bo był ze mną Johny. Cały, calutki czas. Przyjaciel niósł mi właśnie herbatę, gdy ja leżałam zapłakana pod kocem.
- Dziękuję - wyszeptałam.
- Bruno to dupek - rzucił, widząc mój stan po opowiedzeniu mu historii z koncertu.
- Nie mów tak, w większości to moja wina.
- Nieprawda Alice... - Johny podał mi chusteczkę do przetarcia łez. - Zresztą nieważne, to skomplikowana historia. Nie przejmuj się nim.
- Łatwo powiedzieć. - westchnęłam.
- Ech, dobra, nie będziesz tu siedzieć w domu, zrozumiano? Idziemy na spacer - zarządził Johny i wstał z fotela.
- Dobrze, ale sama się przejdę... - wyczołgałam się jakoś z kanapy, ubrałam buty i bez słowa wyszłam.
Chciałam na chwilę pobyć sama, porozmyślać nad wszystkim i nad niczym. Kierowałam się w stronę naszego lokalnego centrum, wstępując do paru sklepów. Coś kazało mi wstąpić też do kiosku. Przeglądając gazety mój wzrok zatrzymał się na jakimś młodzieżowym magazynie, gdzie na okładce była.. Byłam ja i Bruno. Całujący się na koncercie. Wzięłam gazetę do ręki z niedowierzaniem, po czym z całej siły rzuciłam nią z powrotem na miejsce. I jak ja mam zapomnieć o Brunie!?
- Niezła akcja, co? - usłyszałam za sobą jakiś głos, niby znany, ale nie miałam pojęcia do kogo należy. Odwróciłam się, po czym zaczęłam kotłować w sobie wszystkie negatywne emocje. Dziewczyna z wczoraj, laska Bruna, niejaka Stephanie stała tuż przede mną. Laska też nieźle się zdziwiła... - To ty!
- Tak, to ja, przepraszam, że weszłam na drogę szczęścia twoją i twojego chłopaka - powiedziałam z niepohamowaną złością.
- Dobra, ale trzymaj się już od niego z daleka. - Stephanie wyglądała na naprawdę bardzo pewną siebie laskę.
- Wiesz czemu mnie pocałował? - postanowiłam jej wszystko wygarnąć. - Bo napisał tą piosenkę dla mnie.
- Bzdury gadasz, byłaś po prostu kolejną głupią faneczką, która liczy na coś więcej. Bruno nawet nie ma pojęcia kim jesteś i nigdy się nie dowie, kochana.
Miałam dość. Kupiłam ten młodzieżowy magazyn i wyszłam ze sklepu.

                                                          *       *       *

Johny został sam w moim domu. Jeszcze nie wiedział jak wielka czeka go niespodzianka. Pukanie do drzwi. Przed domem pojawił się ktoś nieznany Johny'emu. Uśmiech faceta zszedł mu z twarzy po otworzeniu drzwi, zupełnie jakby oczekiwał tu kogoś zupełnie innego.
- Przepraszam, chyba pomyliłem adresy... Nie znasz Alice Green, prawda?
- Znam... I to nawet bardzo dobrze - zaśmiał się Johny. - Poszła na spacer, ale niedługo powinna wrócić. Kim jesteś?
- Jestem... - zamyślił się facet. - Jestem starym dobrym kumplem Alice. Jakiś czas temu pokłóciliśmy się i chciałbym wszystko z nią wyjaśnić.
- Jak się nazywasz? - Johny pragnął rozszyfrować gościa.
- Peter. Peter Hernandez.
Johny nie miał pojęcia, że ten cały Peter to Bruno, natomiast Bruno nie wiedział jeszcze jak wiele Johny wie zarówno o Alice jak i o nim.
- Jakoś nie kojarzę cię z opowieści Alice... Choć wiem o niej serio dużo.
- Dobry przyjaciel, rozumiem? Czy może... Chłopak?
- Przyjaciel, nikt więcej.
- Ech.. Kiedyś też dużo wiedziałem o Alice, mówiła mi o wszystkim.. Potem kontakt się urwał.
Bruno wpadł na dobry pomysł. Udawać 'kumpla', starego dobrego 'kumpla', który wie o niej wszystko i zamierza się dowiedzieć jeszcze więcej.
- Wejdź do środka - zaprosił go Johny i razem usiedli w salonie.
- Co nowego u Alice? - rozsiadł się Bruno.
- Ech.. Głupia sprawa. Słyszałeś tą całą historię z Brunem? Biedna.
Bruna przeszły dreszcze.
- Historia z Brunem? Słyszałem, słyszałem dość wiele, ale nie mam pojęcia co działo się po wyjeździe Alice z Los Angeles...
- Co się działo, człowieku! Serio wiele, pokłócili się, Bruno powiedział, że już jej nie zaufa, a przecież Alice go kocha... Powinien o tym wiedzieć. - z pewnością odparł Johny.
- Kocha? A co z tym Mattem?
- Też wpadłeś w jego pułapkę.
- Co? Jaką pułapkę!?
- Matt owinął sobie wszystkich wokół palca. Jego gierki... Tak naprawdę Alice z Mattem ciągle się kłócili, ona próbowała w końcu uciec od niego... A gdy w okolicy pojawiała się Sasha, Malie lub Bruno mówił do niej 'kochanie' i całował ją.
- Ale przecież oni... - Bruno nie był już tak pewny wszystkiego o Alice.. Może warto jej zaufać? Co jeśli to wszystko co mówi Johny to prawda?
- Oni nie byli razem. Alice kochała tylko Bruna, nie potrafi być teraz z innym facetem... Pamiętam jak ją poznałem... Spodobała mi się, przyznaję. Ta nawet nie chciała myśleć o randkach.
- Alice mnie kocha... - wyszeptał Bruno.
- Co?
- Ee. Alice go kocha... Kocha Bruna.
- Taa.. Ale Bruno jej już nie uwierzy - Johny głęboko westchnął.


Chłopacy pogadali jeszcze chwilę, gdy nagle naszła mnie ochota, żeby zadzwonić do Johny'ego. Jeszcze nie wiedziałam kto właśnie jest u mnie w domu.
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
- Johny, nie uwierzysz co stało się po drodze! Wracam już do domu, zaraz ci wszystko opowiem...
- Alice! Przyjechał jakiś twój kumpel - Johny zmienił temat.
- Kumpel? Jaki kumpel?
- Bardzo mu na tobie zależy.. Podobno kiedyś się pokłóciliście... On naprawdę chcę się pogodzić... Czemu nic mi nie mówiłaś o żadnym Peterze Hernandezie?
Ucichłam. Po prostu nie mogłam się ruszyć.
- Wyrzuć go, proszę.
- Ale Alice...
- Nie chcę go widzieć - powiedziałam w płaczu. Pierwszy raz naprawdę nie chciałam się z nim zobaczyć. Niech wróci do swojej Stephanie.
- Dlaczego?
- Moje gratulacje, Johny. Właśnie poznałeś szanownego Bruno Marsa - wrzasnęłam i rozłączyłam się.
Johny nie mógł uwierzyć.
- Co ja zrobiłem...
- Co zrobiłeś?
- Nie udawaj, możesz już pokazać swoje prawdziwe oblicze Bruna... Wszystko wygadałem.
Bruno zaśmiał się.
- Dziękuję, stary.
- Dziękujesz? Bruno, wynoś się stąd!
- Alice mnie kocha...Uwierzyłem w to. Dzięki tobie, stary. Wszystko się ułoży.
- Nic się nie ułoży, Alice widziała cię ze Stephanie.
- Stephanie? Ale ty nic nie rozumiesz... - Bruno wyglądał na zakłopotanego.
- Czego nie rozumiem? Znalazłeś nową laskę.
- Ale.. Gdybym wiedział, że Alice jeszcze się pojawi nigdy nie zrobiłbym tych rzeczy, które zrobiłem...
Nagle nastała cisza. Bruno szybko wyjął jakiś notes ze swojej torby.
- O co ci chodzi? - Johny nic nie rozumiał.
Bruno szukał czegoś w zeszycie.. Przypomniał sobie co kiedyś w nim zapisał...
- Niecałe 3 lata temu... - zaczął Bruno - gdy widziałem się z Alice... ona... Ona powiedziała te same słowa co ja przed chwilą. Uznałem, że będzie to dobry tekst piosenki... "Gdybym wiedziała, że jeszcze się pojawisz nigdy nie zrobiłabym tych rzeczy"... Tak to było - zaśmiał się Bruno wspominając dawne chwile - Po tym, gdy widziałem ją z Mattem. Mam dokładnie tą samą sytuację co ona... Ona mnie zrozumie - Bruno wyrwał kartkę z zeszytu - Proszę, daj to Alice... Teraz już idę, dzięki za wszystko!
Johny nie miał pojęcia o co chodzi. Nieumyślnie schował kartkę do plecaka, przez co zupełnie o niej zapomniał. Niestety.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Odcinek 25

Rozległ się dzwonek do drzwi. Johny.
- Mogę wejść?
- Jasne wchodź. - zamknęłam za nim drzwi. - Jak tam? - spytałam, kierując się w kierunku kuchni.
- Po staremu. Bruno się odzywał?
Na chwilę ucichłam. "Tak, odzywał się, w radiu" - myślałam, ale nie uznałam, żeby była to konieczna informacja. Nalałam wodę do szklanki.
- Nie - podałam przyjacielowi kubek - Nie odzywał się.
- Zapomnij o nim choć na chwilę...
- Nie potrafię.
Sytuacja z Brunem była nieźle skomplikowana. Pamiętam jak jeszcze niedawno dopiero się poznawaliśmy... Chciałabym tak jeszcze raz, zacząć wszystko od nowa, żeby Matt nie pojawił się w moim życiu.

Przez najbliższe dni jedynym środkiem pocieszenia był Johny. To wspaniałe, że na siebie wpadliśmy, jestem wdzięczna losowi. Przychodził do mnie dzień w dzień.
- Gitara? - zdziwił się wchodząc pierwszy raz do mojego pokoju. - Nie mówiłaś, że grasz.
Spojrzałam na tą piękną gitarę i znów przywołały się wspomnienia z Brunem... Gdy mnie uczył.
- Uczę się. Ale straciłam ostatnio nauczyciela.
- Kto nim był?
- Bruno - odparłam po długiej ciszy. Johny westchnął.
- Słuchaj, Alice... Bruno jest teraz w Los Angeles, wiem, że ciągle o nim myślisz, ale nie jestem pewnien czy jest jeszcze szansa, że się zobaczycie.
- Przecież jest tu rodzina Bruna... Ona nie wyniosła się do Los Angeles tak jak kiedyś myślałam... Bruno ich pewnie odwiedzi. Poza tym... Mamy dar.
- Dar? - Johny skrzywił się.
- Dar wpadania na siebie, Bruno sam tak powiedział.
- Mówił tak?
Mój prawy kącik ust lekko uniósł się do góry.
- Mówił. W radiu. Bruno będzie miał koncert na Hawajach.
- Koncert? Kobieto, co ty wygadujesz - Johny jeszcze nie wiedział jak wyjątkowym człowiekiem jest Bruno, jak wiele potrafi.
- Ma piosenkę z B.o.B. - westchnęłam.

                                                         *    *     *

Minęło parę miesięcy. Sasha wyjechała na jakiś obóz, Malie do dziadków. Zawsze wyjeżdżają w tym samym momencie... Wtedy jedynym środkiem pocieszenia - jak już mówiłam - staje się Johny. Ale to teraz nieważne, nie miałam nawet czasu nad tym myśleć. Robby ciągle mnie pospieszał, nie mogłam się nawet spokojnie wymalować.
- Alice, spóźnimy się, nie rozumiesz?
- Przecież już idę.
Pewnym krokiem ruszyliśmy na przystanek. Zerknęłam jeszcze do torebki, by upewnić się czy wszystko zabrałam - telefon, kluczyki, portfel, woda...Ach, no i bilety! Są. Miejsca tuż pod sceną. Jak szybko został wyprzedany koncert B.o.B. to się w głowie nie mieści... Jakimś cudem zajęliśmy te miejsca.  Przyjechał nasz autobus. Miejsce koncertu nie było na szczęście daleko. Robby wyglądał na niesamowicie podekscytowanego... Zresztą nie powiem, że ja nie byłam. B.o.B. jest świetny, ale... Tu chodzi o kogoś jeszcze. O Bruna. Serce biło mi mocniej, gdy tylko słyszałam to imię. Nagle coś zapikało w mojej kieszeni.
Johny: Cześć, jedziecie już?
Ja: Właśnie wyjechaliśmy.
Johny: Spoko, pamiętaj, że odwiozę was po koncercie do domu!
Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Johny jak zwykle był opiekuńczy i kochany.

Dojechaliśmy na miejsce. Tłum ludzi. Przeciskaliśmy się przez niego pokazując nasze bilety Golden. Plus tego jest taki, że dzięki nim mamy pierwszeństwo. Zajęliśmy miejsca. Wiedziałam już, że Bruno gdzieś tam jest... Szykuje się na występ... Czy myśli o mnie? Może jednak już jego uczucie minęło. On przecież mi nie wybaczy. Może jest teraz sobie szczęśliwy z mieszkanką Los Angeles. Za dużo myślę.
Światła zgasły, zabrzmiała muzyka. Jakiś znany utwór B.o.B. Nagle raper wyskoczył na scenę... Mój podjarany brat wrzasnął z radości. Lubiłam patrzeć, gdy się cieszy. To musiał być dla niego niesamowity urodzinowy prezent, bo niedawno skończył 6 lat.
- Dziękuję wam za przybycie - powiedział B.o.B. tym swoim kochanym głosem. Widać, że uwielbiał śpiewać dla swoich fanów. - Teraz czas na zupełnie nowy kawałek. Nie będę go jednak śpiewać sam - uśmiechnął się.
Zapaliła się jedna lampa. W jej blasku ujrzałam Phila... Tak, tego starego kochanego Phila, wujka Malie! Zasiadł za fortepianem. Kolejna lampa, na widowni totalna cisza.
- Bruno Mars! - wrzasnął raper. Nogi miałam już jak z waty. Wszedł, wszedł na scenę, jego cudowny uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Potrzebna nam będzie jeszcze jedna osoba - powiedział Bruno i przygryzł wargę. Często tak robił, gdy patrzył na ładne dziewczyny... I też na mnie. Uwielbiałam to, to było przeurocze. Nagle spojrzał na mnie. Zamarłam totalnie. Nie mogłam się ruszyć, serce biło mi mocniej. Bruno powoli zbliżał się w moją stronę - Potrzebna nam będzie... Dziewczyna. Śliczna dziewczyna - mówił i po chwili podał mi rękę, bym weszła na scenę.
- Poczekaj tu, Robby! - krzyknęłam pospiesznie, gdy ten patrzył na mnie jak oszołomiony. Potem spojrzałam na Bruna, a on zaczął się bawić moim włosami.
- Dziewczyna - wziął głęboki wdech - dla której zaśpiewamy tę piosenkę.
Rozległa się muzyka. Potem jego cudny głos. Był taki specyficzny. Śpiewał to wczuwając się w każde wypowiedziane słowo. Piosenka była przecudna, kochana. Po chwili zabrzmiał głos B.o.B. Raper przybliżył się do mnie i spojrzał w moje oczy. Uśmiechnął się. Piosenka dobiegała już powoli końca.
- Nothin' on you... - zaśpiewał, po czym przerwał to znaczącą ciszą. Uśmiechnął się do mnie. - Baby... - zanucił takim przecudnym głosem, że nie mogłam mu się oprzeć. I już nie wiedziałam co się dzieje. Bruno się przybliżył. Objął mnie w pasie... I pocałował w usta. Tak, tak, pocałował, na oczach całej widowni. Czułam się, jakbyśmy znowu byli razem. Bruno, błagam, powiedz, że ufasz. Nic jednak nie powiedział.

Koncert dobiegał końca, razem z Robby'm opuszczaliśmy budynek. Wzrokiem szukałam auta Johny'ego. Nagle ujrzałam Bruna... z jakąś laską. Zaczaiłam się za jednym z aut, by podsłuchać ich rozmowę. Robby stanął koło mnie.
- I dlaczego ty ją niby pocałowałeś? Okej, kariera karierą, ale naprawdę nie musisz całować przypadkowych dziewczyn. Wytłumaczysz mi czemu tak się stało?
- Stephanie, zrozum...
- Co mam rozumieć? To wyglądało jak zdrada, Bruno. Obiecaj, że już to się nie powtórzy - laska przybliżyła się do niego, jakby za chwilę mieli się pocałować.
Potem chyba się jeszcze o coś kłócili... Ale ja nie wytrzymałam. Poszłam sobie w poszukiwaniu samochodu Johny'ego. Ale Robby chyba tam jeszcze został. Ja natomiast byłam... Nie wiem czy wkurzona czy smutna. Po prostu płakałam. Tyle było po mnie widać z zewnątrz. Odnalazłam ciemnozielony samochód Johny'ego i weszłam do środka.
- Alice, Alice! - krzyczał za mną braciszek. Biedak, nie miał pojęcia jak ważną dla mnie osobę posłuchał. - Zaczekaj! - wsiadł na tylne siedzenie.
- Płaczesz przez niego? - spytał Johny.
- Nie gadajmy o tym teraz - szepnęłam, wskazując na braciszka.
- Alice, oni gadali o tobie? - zapytał w końcu Robby, jakby od dawna zżerała go ciekawość.
- Nie wiem, może.
- A znasz tych ludzi?
- Nie, Robby, nie znam.
- To czemu ten pan cię pocałował?
Widziałam tylko jak Johny wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- Nieźle chyba było na tym koncercie - stwierdził przyjaciel.
- Tak, jakiś pan pocałował Alice, bo ona poszła na scenę! Do B.o.B., wiesz Johny? - krzyczał Robby.
- Naprawdę? - spojrzał na mnie. - To ci ta Alice ma szczęście - i już nie wiem czy miał być do sarkazm czy co innego. Ja już nic nie wiedziałam.

sobota, 12 lipca 2014

#HappyBirthdayKam

Hejka. Kiedy nowy odcinek? Jeszcze nie wiem :/ ale przybyłam do was, żeby was poinformować, że dziś urodziny Kamerona Whaluma :) Jest też akcja na tt, fajnie by było, gdybyście się włączyli! #HappyBirthdayKam

piątek, 4 lipca 2014

Odcinek 24

- Haloo? - powtórzył Bruno.
- Hej... - szepnęłam jak głupia z nadzieją, że nie rozpozna mojego głosu.
- Co robisz w moim rodzinnym domu? - dało się wyczuć jego zdziwienie.
- To długa historia. - powiedziałam niepewnie. - Znalazłam list.. - zmieniłam nagle temat.
- List?
- Ten w gitarze.
Bruno ucichł.
- Nie ufasz mi? - spytałam.
A Bruno nadal był cicho.
- Nie jestem z Mattem... Wiem, że mi nie wierzysz, ale...
Bruno prychnął, co miało chyba oznaczać 'nie nabierzesz mnie'.
- Oczywiście, nie jesteś z Mattem - zaśmiał się. - Alice, proszę cię...
- Nie wierzysz?
- Nie uwierzę.
- Przyjedź na Hawaje... - powiedziałam... Już nie zwracałam uwagi na to co mówię. To miało zostać w moich myślach, ach! Głupia ja!
- Jasne, zabiorę się z Mattem jednym samolotem - kpił ze mnie.
Po moim poliku spłynęła maleńka łza. Bernie od razu to zauważyła.
- Daj na chwilę słuchawkę, skarbie - wyszeptała. - Bruno? Nie widzisz, że ta dziewczyna cierpi? Nie wierzysz jej? Skarbie, Matt to zwykły pacan i snob. Tak, tak, wiem, że nie widziałam go na oczy, ale Alice płacze. Wcale nie udaje, Bruno! - słyszałam ich rozmowę... On mi już nigdy przenigdy nie zaufa.
Johny podszedł do mnie.
- Bruno to mądry chłopak - próbował mnie pocieszyć.
- Wiem... - odparłam. - Tylko to ja jestem taka głupia.

                                                                      *  *  *

Następny dzień. Byłam już w drodze do domu Sashy. Nie mogę tego przeciągać. Zapukałam do dobrze znanych mi drzwi.
- Tak? - usłyszałam jej głos i po chwili drzwi otworzyły się. - Ach, wróciłaś?
- Sasha, możemy sobie wszystko wyjaśnić?
- A co wyjaśnić? - spytała zdziwiona.
- Wszystko, błagam.
- Wyglądasz na zdenerwowaną... Spieszysz się gdzieś? Może na randkę z Brunem? Ach, nie! Przecież potem to Matt ci się spodobał. Może wolisz już iść?
Serce zaczęło bić mi mocniej.
- Wiesz, że nie potrafiłabym cię zostawić.. Ani ciebie, ani Malie.
- Jednak tak zrobiłaś - przewróciła oczami. - Ech, ale wejdź już, wejdź, pogadamy.
Zadowolona weszłam do środka.
- Zacznijmy od najważniejszej rzeczy... Nie jestem z Mattem. Obie uwierzyłyście w jego gierki.. Bruno też... Zawiodłam wasze zaufanie do końca...
- Matt ci się nie podoba? To czemu gadał takie bzdury?
- No właśnie o tym mówię. Uwierzyłyście w te rzekome bzdury, które były spowodowane tym, że podobam się Mattowi - westchnęłam.
Powoli wyjaśniałyśmy sobie wszystko.. Gdy opowiedziałam historię z Brunem i z jego "zdradą" i moją "zdradą" Sasha wyglądała na zakłopotaną.
- Czemu dałaś mu się pocałować? - spytała po długiej ciszy.
- Nie wiem... Naprawdę nie wiem. Ale Bruno już chyba nigdy mi nie uwierzy - powiedziałam rozpaczliwie i padłam na łóżko Sashy.
- Jakoś z tego wyjdziemy! Ja ci wierzę! Czekaj, zadzwonimy do Malie - uśmiechnęła się Sasha.
Po przybyciu przyjaciółki czas było wyjaśnić wszystko jeszcze raz. Malie słysząc imię 'Matt' zawsze się śmiała.
- O co chodzi, Malie? - spytałam w końcu, gdy to zaczęło być denerwujące.
- Bo nie wiem jak mógł mi podobać się taki dupek - zaśmiała się.
Resztę dnia spędziłyśmy razem... Ten jeden dzień był moją starą codziennością. Oby wszystko się ułożyło.

                                                                *  *  *

Minęło parę dni, tygodni... Sasha i Malie wyjechały, a ja siedziałam w domu pilnując mojego małego 5-letniego brata Robby-ego. Bruno nie dawał żadnych oznak życia... Nie mogłam się jednak teraz narzucać. I chociaż bardzo zaprzyjaźniłam się z rodziną państwa Hernandez to brakowało w niej jednego członka, który jest teraz w Los Angeles i zajmuje się nie wiadomo czym.
- Alice, Alice! - zaczął wołać Robby. - W radiu mówią o B.o.B.! - ucieszył się.
Mój mały braciszek stał się fanem B.o.B., kiedy tylko o nim usłyszał. Uwielbiał jego piosenki. Razem z nim zaczęłam się przysłuchiwać radiu.
- A więc czas na krótki wywiad z B.o.B. i pewnym gościem specjalnym, którego poznacie już niedługo! - rozległ się głos.
- Witajcie - rozległ się pogodny głos rapera.
- A więc co powiesz o swojej nowej trasie koncertowej?
- Hm... Póki co widzę w niej tylko Amerykę... Los Angeles, Las Vegas, wielkie miasta, ale także i wyspy, np. Hawaje!
Robby podskoczył z radości.
- Alice musimy jechać na jego koncert, musimy! - krzyczał.
Wiedziałam, że nie będzie inaczej... Dalej przysłuchiwałam się radiu.
- Mam też dla moich fanów super niespodziankę... Nową piosenkę nagraną z ... A no właśnie, wiecie z kim? Powitajcie go! Bruno Mars!
Zamarłam.
- Hej, jak się macie kochani? - usłyszałam jego pogodny głos.
- Nie jesteś znanym wokalistą, prawda? Czy to źle, że jeszcze o tobie nie słyszałem? - zaśmiał się prowadzący wywiad.
- Nie, to nic złego. To fantastyczne uczucie, że mogę teraz opowiedzieć o piosence, którą napisałem razem z moją wytwórnią... Choć było ich już pełno to ta będzie pierwszą, która ujrzy światło dzienne - zaśmiał się.
- Jak nazywa się utwór?
- Nothin' on you.
- Zdradzisz nam o czym jest? I czy pisałeś go z myślą o szczególnej osobie?
- Piosenka jest o tym, że na świecie jest pełno przepięknych dziewczyn, jednak żadna nie równa się...
- Komu? - zapytał zaciekawiony prowadzący.
- Moja mała tajemnica - zaśmiał się Bruno. - Tak czy siak nikt jej się nie równa i ona nie powinna doszukiwać się jakichkolwiek zdrad. Mogę powiedzieć dziewczynie "hej", ona powie "cześć", ale to nic nie zmieni.
- A więc piosenka jest z myślą o dziewczynie?
- Jak najbardziej. Z myślą o szczególnej dziewczynie, z którą mogłem spędzić niedawno niesamowite chwile w Los Angeles.
- Niedawno... Już jej nie ma?
- Nie ma, ale wiem, że jeszcze kiedyś ją spotkam.
- Skąd ta pewność?
- Mamy jakiś dar wpadania na siebie co jakiś czas - zaśmiał się.
- Nie możemy więc doczekać się hitu! Mam nadzieję, że piosenka zabrzmi też na trasie koncertowej.
- Nie będzie inaczej, Bruno wyrusza w trasę ze mną! - zawołał B.o.B.
Potem wywiad się skończył. Niezwykła, dziewczyna, dar wpadania na siebie co jakiś czas... I czy znów na siebie wpadniemy, Bruno? - myślałam. 'Nothin on you', kochany.

środa, 2 lipca 2014

Odcinek 23

Obudził mnie budzik. Już nawet nie pamiętałam, że go nakręcałam... Zmęczona postanowiłam jakoś wyczołgać się z łóżka. Zaczęłam rozglądać się po moim pokoju... Starym, ale jednak kochanym pokoju. Mój wzrok utkwił w jednym miejscu... Pod ścianą leżała gitara. Gitara od Bruna. Podeszłam do niej i delikatnie pociągnęłam za jej struny. Wzięłam ją do ręki. Jakieś dziwne odgłosy... Coś było wewnątrz gitary. Spojrzałam przez otwór, który znajdował się w pudle renesansowym i ujrzałam małą karteczkę. Po pewnym czasie udało mi się wyciągnąć ten mały skrawek papieru. Czyżby był to jakiś list?

Kochana Alice!

Piszę ten list w dzień przed twoim wyjazdem. Spytasz pewnie jak mi się udało schować go do gitary? Phil powiedział mi o tym, że pytałaś o niedrogi hotel. Tak, włamałem się tam... To teraz nieistotne. Chcę jedynie, żebyś wiedziała, że nadal potwornie cię kocham i tęsknię za Tobą bardziej niż myślisz... Może nie powinienem się narzucać? Może byłem dla Ciebie tylko zwykłym człowiekiem, jakimś tam znajomym, którego nigdy nie kochałaś? Jesteś przecież z Mattem... I nie mów, że jest inaczej, Alice. Nie jestem taki głupi na jakiego wyglądam. Po prostu już zrozumiałem, że ludziom nie można ufać.

                                                                                                                     "Twój" Bruno

Zamarłam. On mnie kocha. A to wszystko to tylko i wyłącznie moja wina. On już mi nie zaufa, nigdy przenigdy. Przez moje głupie zachowanie... Wzięłam do ręki telefon, ale nie po to, by zadzwonić do Bruna. Nie wiem co miałabym mu powiedzieć? Że to nie tak jak myśli? Sama bym sobie nie uwierzyła. Zadzwoniłam więc do Matta.
- Halo? - usłyszałam ten jego głos.
- Matt, nie wiem gdzie teraz jesteś, ale nie zbliżaj się do mnie już nigdy.
- Hm... Aktualnie to nadal jestem w Los Angeles, Alice, no i czekam pod twoim hotelem.
- Czekaj sobie, czekaj.
- Czyżbyś była u Bruna?
- Do Bruna się już tym bardziej nie zbliżaj - warknęłam.
- Hm... Czekaj... Mam cię teraz niby posłuchać? Alice, chyba zawiodłaś jego zaufanie. W sumie on i tak cię zdradził, więc po co się nim w ogóle przejmujesz?
- Bo w przeciwieństwie do Ciebie rozumiem znaczenie słowa 'miłość' - rozłączyłam się. Wtedy już na dobre się rozpłakałam. Już po chwili kolejne sygnały telefonu... Bez patrzenia na wyświetlacz odebrałam. - Nie rozumiesz, że masz odczepić się ode mnie i od Bruna!?
- Alice, o co ci chodzi? - usłyszałam w słuchawce zupełnie inny głos... To Johny!
- Johny? Jeny, myślałam, że dzwoni... Nieważne, przepraszam.
- Możesz się spotkać? - spytał. - Słyszę, że jesteś w naprawdę złym stanie.
- Jestem w bardzo złym stanie, Johny. I nikt ani nic tego nie zmieni, przepraszam. - wyszeptałam i rozłączyłam się.
Czułam, że i dziś nie pojawię się u Sashy i u Malie... W takiej sytuacji niepotrzebna mi kolejna kłótnia i tłumaczenie o tym, że z Mattem to nieprawda... Nikt mi już w to chyba nie uwierzy. Postanowiłam iść na spacer, jakoś się dotlenić i rozprostować kości.
Poszłam na malutki rynek. Tam zawsze się coś działo, leciała hawajska muzyka i było po prostu świetnie. Ujrzałam nagle ulicznego grajka. Jego instrument? Gitara klasyczna. Uwielbiałam takich ludzi. Nie widziałam jego twarzy, gdyż była ona przesłonięta full capem. Jednak niezależnie od tego, jakby wyglądał wrzuciłabym mu jakąś niewielką sumę pieniędzy do jego pokrowca na gitarę... Za to, że żyje z pasją. Tak też uczyniłam.
- Dzięki - odezwał się dość znajomy mi głos.
- Zaraz, zaraz... Johny? - zdziwiłam się.
- O, Alice! - odłożył gitarę i spojrzał na moją smutną twarz. Dokładnie się przypatrywał, nic dziwnego... Miałam opuchnięte oczy, byłam cała czerwona.. - Przejdźmy się - poprosił.
Początkowo szliśmy w ciszy... Nagle do moich oczu napływały kolejne łzy. Za dużo o tym wszystkim myślałam. Bez większego zastanowienia przytuliłam się do Johny'ego i zaczęłam rzewnie płakać.
- Alice... Widzę, że jest źle. Błagam, powiedz.
I opowiedziałam mu całą historię... Musiałam się komuś wyżalić. Wspominałam to wszystko tak dokładnie, pamiętałam zupełnie wszystko!
- Przepraszam.. Ja głupi jeszcze cię obejmowałem, sprawiałem pewnie jeszcze większą przykrość... - posmutniał.
- Przecież nie wiedziałeś. - mruknęłam. I teraz to on okazał się być największym wsparciem, największym na naszej planecie. Wtuliłam się w niego... Bez większego uczucia, po prostu po przyjacielsku... Potrzebuję wspierających mnie osób. - Dobrze, że się poznaliśmy...
- Też tak sądzę - uśmiechnął się.
Nagle obok nas przeszedł znajomy mi człowiek w średnim wieku. Oddaliłam się na chwilę od Johny'ego, by przyjrzeć się mężczyźnie. Z trudem powstrzymałam płacz...
- Alice? - zapytał mężczyzna... Dokładniej to Pete Hernandez. - Kupę lat! Jak tam sprawuje się nasza posiadłość? - zaśmiał się.
- Naprawdę dobrze. - uśmiechnęłam się. - A co u pana słychać?
- Jest w porządku - powiedział i spojrzał na Johny'ego. - To twój chłopak?
- Nie, proszę pana, to przyjaciel.
- Uff - zaśmiał się. - Bo nie wiem czy pamiętasz Bruna, znaczy Petera...
- Pamiętam, pamiętam. - przerwałam mu. - Możemy mówić na niego po prostu Bruno? - zachichotałam.
- Haha, oczywiście. A więc Bruno po prostu oszalał na twoim punkcie! No ale wyprowadził się do Los Angeles już parę lat temu... - mówił... Niewtajemniczony w nic.
- Ja wiem... - ugryzłam się w język. Po co ja to powiedziałam!?
- Ty wiesz? - zdziwił się.
- Niedawno wróciłam z Los Angeles... Od Bruna.
- Jesteście razem?
- Byliśmy. - posmutniałam.
A pan Pete Hernandez był kolejną osobą, której postanowiłam się zwierzyć ze wszystkiego... Wygląda jakbym mówiła to wszystkim... Nie jest tak... To już nie wyjdzie poza moich przyjaciół, moją rodzinę i rodzinę państwa Hernandez.
Po wysłuchaniu historii zapadła cisza. Dopiero po chwili odezwał się pan Pete.
- Bruno by cię nie zdradził...
- Też tak uważam - stwierdził Johny.
- Widziałam go z dziewczyną, nie wiem co myśleć... Wmawiał mi, że to jego siostra.
I wtedy pana Hernandez olśniło.
- Bo to była jego siostra! Presley! Przyjechała do niego w odwiedziny, niedawno wróciła... Zresztą sama musisz ją poznać, zapraszam do nas! - zawołał pełen optymizmu. Nie zaprzeczyłam, wręcz przeciwnie...
Byliśmy już w domu państwa Hernandez. Ujrzałam ją... To była ona.
- Alice! - krzyknęła, jakby mnie znała. - Nie jesteśmy patologiczną rodziną, naprawdę,  nie chodzę ze swoim bratem - zaśmiała się szczerze.
Zrobiło mi się lepiej na sercu... Ale przygnębiała mnie jedna rzecz... On już mi nie zaufa. Moje rozkminy przerwał dźwięk telefonu.
- Bruno dzwoni - oświadczyła pani Hernandez, która kazała do siebie mówić Bernie.
Jedna łza już poleciała po moim poliku.
- Jest tu ktoś, z którym warto teraz pogadać, kochanie... - mówiła Bernie do słuchawki, po czym zaczęła się zbliżać w moją stronę. Serce biło mi jak oszalałe.
- Halo? - usłyszałam jego najwspanialszy na świecie głos.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Dziękuję wam bardzo za wszystko <3 że jesteście tu kochani, wiem, że moje opowiadanie nie jest jakieś genialne, ale dziękuję, bo są osoby, które to czytają :') Już niedługo 3000 wyświetleń c: dziękuję bardzo, a przy okazji zapraszam was tutaj: o moim życiu http://unorthodox.pinger.pl/

Odcinek 22

Przebolałam te dwa dni, starając się unikać Matta i Bruna. Dziś moje ostatnie zajęcia w 'Street Dance'. Trudno będzie mi się pożegnać z tymi dzieciakami... Jednak muszę. Starałam się wymyślić jak najlepszą choreografię, poświęcałam każdą minutę dla nich... Miałam nadzieję, że nie będą patrzeć na zegar, że nie zapytają o Bruna... Ale jednak.
- Będzie dziś Bruno? Spóźnia się! - krzyknęła Meg.
- Nie, dziś go nie będzie - odparłam.
- Dlaczego?
- Nie wiem, miał jakieś ważne plany. Dokończymy choreografię? - uśmiechnęłam się do nich.
- Jakie ważne plany? Alice, dzisiejsza choreografia jest po prostu genialna, Bruno musi ją zatańczyć - zaśmiał się Brandon.
- Przykro mi, ale coś mu chyba wypadło...
- Zadzwoń do niego!
- Nie! - krzyknęłam głośno pod wpływem emocji.
Dzieciaki ucichły.
- Dlaczego? - wyszeptała Emma.
- Ech, was się nie da oszukać - ukucnęłam obok nich. Miałam już zaszklone oczy, wiedziałam, że w każdym momencie mogę wybuchnąć płaczem. W końcu to Bruno, on zawsze tu przychodził, rozśmieszał ich... Ja też się świetnie bawiłam... A teraz jest koniec tego wszystkiego, zwyczajny koniec...
- Alice, co jest? - zapytali.
- Wyprowadzam się z Los Angeles. - szepnęłam.
- Dlaczego?
- To jest długa historia.. Wracam do domu, na Hawaje... Przykro mi dzieciaki, to nasze ostatnie zajęcia.
- Jak to? Jedziesz z Brunem? Wyprowadzacie się razem?
I co miałam powiedzieć..? Czy wyjaśnić im wszystko? Już miałam mówić, gdy nagle ktoś wbiegł do sali... To... Bruno?
- Hej, dzieciaki!
- Bruno - krzyknęli i podbiegli do niego. Znów się śmiali i cieszyli.
- Przepraszam, wiem, że się spóźniłem, ale odwoziłem siostrę na lotnisko.
- Przyjechała do ciebie siostra? Szkoda, że jej nie poznaliśmy...
- Taaa, Alice też nie zdążyła jej poznać - powiedział Bruno i spojrzał na mnie. - Szkoda, że wtedy.. Miałaś tak dużo planów... I nie mogłaś zostać ze mną i Presley... Pogadalibyśmy... Fajnie by było - mówił.
Co on odwala? Ach, że ta jego nowa dziewczyna to niby siostra? Jasne, nie będę już robić ich w konia, niech dzieciaki znają prawdę.
- Ja i Bruno nie jesteśmy już razem - powiedziałam.
Dzieciaki były oszołomione. Bruno spojrzał na mnie, zastanawiając się po co to robię.
- A na Hawaje wyjeżdżam sama. - mówiłam z kamienną twarzą, nic mnie już jakoś nie obchodziło. - Ups, czas się skończył... No trudno, to na razie dzieci, do widzenia, panie Mars. - powiedziałam i szybko opuściłam budynek.
Wróciłam do hotelu, spakowałam się i... Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nagle ktoś zadzwonił na mój telefon. To Bruno.
- Hm?
Cisza, Bruno nic nie mówił.
- No co?
- Chciałem po prostu usłyszeć twój głos... Po raz ostatni.
Dlaczego!? Czemu on mi to robi!? Przecież wie, że nadal go kocham... A może nie wie? Bruno, czemu mi to zrobiłeś!?
- Po co?
- Bo go kocham. Tak jak ciebie. Mam nadzieję, że ułoży ci się z Mattem - powiedział i rozłączył się.
Nie wiedziałam czy mu wierzyć. Tak czy siak on chyba już nigdy nie uwierzy mi. Za dużo razy zawiodłam jego zaufanie...

Nazajutrz. Spakowana ruszyłam na lotnisko... Po kilku godzinach byłam już na rodzinnych Hawajach!! Szybko pobiegłam do domu.
- Mamo! Tato! - krzyknęłam
- Córciu! - zawołali. - Wróciłaś! Co robiłaś tam tak długo? Nie miałaś prawie w ogóle z nami kontaktu.
Opowiedziałam im całą historię. Zupełnie całą. Od momentu, gdy poznałam Bruna, aż do teraz. Byli zdziwieni... Baaardzo zdziwieni.
Po spędzeniu czasu z rodziną postanowiłam iść do Sashy i Malie. Najwyższy czas się zobaczyć. Szłam dobrze znaną mi uliczką. Pamiętam jak często nią chodziłam... Zamyślana nawet nie zauważyłam, gdy na kogoś wpadłam.
- Przepraszam - powiedziałam.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się wysoki brunet z zielonymi oczyma. To chyba nawet na moją rękę. Myślę, że dobrze, że na siebie wpadliśmy. Jestem Johny.
- Alice - zaśmiałam się.
- Słuchaj... Dasz mi swój numer? Wyglądasz na fajną dziewczynę.
- Podrywacz? - skrzywiłam się.
- Nie... Właśnie chodzi o to, że to moja pierwsza sytuacja, gdy proszę o to nowo napotkaną osobę - zachichotał.
- Wolę się przejść i pogadać. Z numerem pomyślę.
Poszliśmy do parku... Nie myślałam o nim jako o chłopaku, w którym miałabym się zakochać, tą część nadal zajmuje Bruno i tylko Bruno...
- Masz chłopaka? - walnął nagle, gdy akurat o tym myślałam.
- Tak.. Znaczy.. Nie. Znaczy... To dziwna sytuacja.
- Chcesz o tym pogadać? - spytał.
- Wolę nie.
Szliśmy dalej i dalej, a ja widziałam jak próbuje mnie objąć.
- Słuchaj... Nie, to nie może tak być. Nie teraz, błagam.
- Może będzie lepiej jak sobie już pójdę - zasmucił się.
- Nie, to nie tak. Johny, ja po prostu przeżywam dziwny, głupi i ciężki okres w moim życiu... Wolałabym, żebyś był wsparciem, przyjacielem, niż... Niż kimś innym.
- Kiedyś powiesz coś innego - zaśmiał cię. - Zdobędę jeszcze twe serce!
- Weź się nie wygłupiaj - uśmiechnęłam się. - Moje serce jest już zdobyte... - mruknęłam.
- Niedługo będzie ponownie! No ale bądźmy jeszcze tymi 'przyjaciółmi' - odparł niechętnie.
Zaśmiałam się serdecznie. W tym momencie to on poprawił mój humor. Zaczęłam podawać mu cyfry.
- Co to za liczba?? - zdziwił się.
- Mój numer, głuptasie!
Tak też minął mi ten wieczór, Johny odprowadził mnie do domu, a z Sashą i Malie postanowiłam spotkać się jutro.
- Dziękuję za ten czas - uśmiechnął się. - Dałaś mi swój numer, szykuj się na sryliard sms-ów - zaśmiał się.
- Będę czekać - spojrzałam na niego radośnie, po czym wróciłam do swojego mieszkania.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Odcinek 21

Biegłam i biegłam... Byle jak najdalej od Bruna, od Matta... Myślałam co teraz robić... Chyba wyjadę z Los Angeles. Z powrotem do rodziny, do Malie, do Sashy... A co ze 'Street Dance'? Muszę się stamtąd zwolnić. Ale czy w ogóle stać mnie na bilet powrotny? I kiedy jest odlot? Nie wiedziałam jak to wszystko ogarnąć. W myślach zaczęłam liczyć wszystkie uzbierane pieniądze i resztę oszczędności, których nie wydałam. Miałam dość sporo kasy! Zajrzałam do kieszeni... Tam jakieś drobniaki.. Hm... Czy było mnie stać na taksówkę? Chyba tak. Zatrzymałam więc jedną z nich i kazałam zawieźć się na lotnisko.
Gdy byłam już na miejscu szybko sprawdziłam cennik. Wylot do Los Angeles wcale nie był taki drogi. Hm... A kiedy odlot? Za 3 dni. Jakoś to wszystko ogarnę... Mam nadzieję.
Wyliczając drobne z mojej kieszeni, okazało się, że stać mnie na jeszcze jedną podróż taksówką. Najpierw postanowiłam udać się do wytwórni 'The Smeezingtons' z nadzieją, że będzie tam Phil i poleci mi jakiś hotel. Otworzyłam drzwi wytwórni.
- Phil? - krzyknęłam.
- Alice? - Phil wychylił się zza drzwi pokoju nagraniowego. - Co jest?
- Wiesz może gdzie jest tu jakiś dobry, tani hotel? Tylko na 3 noclegi.
- A po co ci? - zdziwił się Phil.
- Kuzynka przyjeżdża - skłamałam.
- A Bruno nie zgodzi się, by zamieszkała z wami?
- Em.. To nie tak, chodzi o to, że moja kuzynka woli samotność.
Phil lekko się zdziwił.
- Przy ulicy Blue jest mały hotel.
- Dzięki! Pozdrów Ariego! - powiedziałam i w pośpiechu opuściłam budynek.
Postanowiłam zobaczyć jak wygląda ten hotel. Ulica Blue była całkiem niedaleko... Po 10 minutach byłam już na miejscu. Budynek prezentował się naprawdę świetnie.
- Dzień dobry! - przywitałam się z recepcjonistką.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się kobieta. - W czym mogę pomóc?
- Ile kosztują u państwa 3 noclegi?
Rozmawiałyśmy przez chwilę o ważnych sprawach. Cena wyszła niewielka, nawet razem z wyżywieniem. Wyszłam z hotelu. Teraz tylko muszę przeboleć najgorsze - wejść do domu Bruna...
Gdy byłam już niedaleko znanego i kochanego przeze mnie miejsca, zatrzymałam się. Bruno stał koło domu, widocznie przygnębiony i gadał przez telefon.
- Jest znowu z tym Mattem, nie wiem jak mogłem być taki głupi i nabierać się na to tyle razy - usłyszałam. Bruno podniósł wzrok i wtedy zobaczył mnie. - Oddzwonię - powiedział i odłożył telefon.
- Przyszłam po swoje rzeczy - mruknęłam starając się powstrzymać płacz.
- Idziesz do Matta? - spytał.
- Nie. Do hotelu. Zresztą co cię to obchodzi. Za parę dni i tak już mnie nie zobaczysz, będziesz z tą swoją nową laską i przecież w twoim życiu wszystko się ułoży. Ja teraz muszę odganiać od siebie Matta, uważać na niego na każdym kroku... Mówiłeś, że mi pomożesz, nie pomogłeś, Bruno.
- W czym miałem ci pomóc?
- Mówiłam ci, że boję się tego tajemniczego mężczyzny. Zresztą już żadna z niego tajemnica.
- Zaraz, zaraz... To Matt?
- Tak, to Matt. Ale ty mi już nie uwierzysz. Myślisz, że z nim jestem...
- Alice, po co się oszukiwać?
Spojrzałam na niego i bez słowa weszłam do jego domu, zaczynając pakować swoje rzeczy.
- Czemu odgrywałaś tą szopkę? - Bruno cały czas gadał.
- Jaką szopkę?
- Że mnie kochasz.
I wtedy już nie wytrzymałam. Po moim policzku spłynęło kilka małych łez.
- Przecież ci mówię, że Matt to zwykły drań, oszust... Który cały czas nas śledził. Niby chciał dla mnie dobrze i teraz się zastanawiam czy nie mówił prawdy - kończyłam się pakować.
- Chciał dla ciebie dobrze? W którym momencie?
- W tym. Zdradziłeś mnie, Bruno. On kazał mi od ciebie odejść.
- Alice, co ty gadasz, ja cię nie zdradziłem.
- Wcale - powiedziałam, wzięłam walizkę i wyszłam z jego domu. - Do widzenia, panie Mars - zatrzasnęłam drzwi.



Odcinek dość krótki, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Proszę o komentarze! :))

wtorek, 3 czerwca 2014

Odcinek 20

Za oknem już świt. Leżałam w pustym łóżku dokładnie okryta kołdrą. Przekręciłam się jeszcze parę razy z boku na bok, po czym wstałam. Zeszłam na dół, Bruna nie było. Na stole leżała mała karteczka.
"Byłem dziś potrzebny w studio, wrócę popołudniu"
Cały poranek miałam więc dla siebie. Poszłam do kuchni i... Stanęłam z niedowierzaniem. Zrobił mi śniadanie... Kochany! Kurczę, Bruno to jednak naprawdę wspaniały gość!

Po godzinnym nudzeniu się w domu postanowiłam, że wyjdę na dwór. Przechodziłam sobie uliczkami parku. Po drodze spotkałam... Nie zgadniecie kogo! Brandona i Emmę! Moje małe dzieciaki ze 'Street Dance' razem w parku?
- No witam was! - krzyknęłam. Widocznie się speszyli.
- Em... Hej, Alice - powiedział Brandon i podrapał się po głowie z zakłopotania.
- Wy razem..
- Co? - przerwała mi Emma. - Co my razem?
- No.. Wiecie...
- To nie to co myślisz, Alice.
- To jest dokładnie to co myślę, Brandon - sprzeczałam się z nim. - No przecież nikomu nie powiem, spokojnie - zaśmiałam się.
Gadaliśmy jeszcze chwilę. Dopiero później zorientowałam się, że od dłuższego czasu ktoś nas obserwuje, wysłuchuje każde nasze słowo. To nie mógł być nikt inny jak on. Udawałam, że go nie widzę, tylko od czasu do czasu zerkałam w jego stronę. Zrozumiałam, że muszę teraz uważać na to co mówię.
- Dobra, mam nadzieję, że będzie wam się super układało! - mówiłam z uśmiechem, próbując zakończyć rozmowę i wreszcie poznać tajemniczego mężczyznę.
- No, może kiedyś będziemy tak fantastyczną parą jak ty i Bruno!!
Od tych słów zaczęło się już piekło. Słyszał to wszystko...
- Wy już zawsze powinniście być razem - powiedziała Emma.
- Racja. Będziecie w Los Angeles już na zawsze, prawda? I zawsze będziecie do nas przychodzić na koniec zajęć? - dopytywał Brandon.
- Dzięki wam studio 'Street Dance' ma jakiś sens!
- Dziękuję wam bardzo - przerwałam, zanim powiedzieliby coś jeszcze o moim życiu co mogłoby mi zaszkodzić. - Muszę iść, przepraszam.
Bez wahania poszłam w kierunku domu. Czułam czyjąś obecność za mną. W pewnym momencie już nie wytrzymałam. Stanęłam i obróciłam się... Nikogo nie było.
- To jakiś dobry żart? Wyłaź, tchórzu!
Nagle usłyszałam śmiech.
- Śmieszne! Potwornie! - wrzasnęłam.
- Haha, nawet nie wiesz jak..
Nie wiedziałam nadal kim on jest... i gdzie jest.
- Wyłazisz czy nie?
- Może powiesz po imieniu? Nie kojarzysz mojego głosu?
I wtedy coś zrozumiałam... Ale przecież to niemożliwe...
- Weź wyłaź!
- Śmieszne, że mnie nie poznajesz. Mnie, mojego głosu... Moich pocałunków?
Wtedy byłam już pewna. Nie wiedziałam jak on się tu znalazł, co tu robi... Jednak wiedziałam, że to on.
- Matt!
- Tak, słonko.
- Nie mów tak do mnie. Wyłaź.
I wyszedł.. Ten sam co niedawno był z Malie... Malie! Biedna, jak ja za nią tęsknię! Nie pojechał z nimi na lotnisko czy jak?
- Co ty tu robisz? - spytałam.
- Hm.. Aktualnie to stoję przed najpiękniejszą kobietą na świecie.
- Dlaczego mnie śledzisz, gnojku?
Zaśmiał się.
- Bo nie mogę uwierzyć, że jesteś z tym brzydalem.
Nie wytrzymałam. Przywaliłam mu w twarz.
- Bez agresji, proszę - szepnął, a gdy znowu chciałam go walnąć, zatrzymał moją rękę. - Wiesz, że mogę ci zrobić większą krzywdę. Umowa jest taka - wynosisz się stąd raz na zawsze, a ja zostawiam cię w spokoju.
- Chciałbyś - powiedziałam i zaczęłam biec w stronę domu.
Biegłam i biegłam, aż w końcu znalazłam się pod drzwiami. Bruno był już w środku. Już miałam otworzyć drzwi, gdy nagle w jego domu ujrzałam... Jakąś kobietę... Gadali ze sobą, śmiali się... Łzy napłynęły mi do oczu. Usiadłam na ławce koło domu. Po chwili ujrzałam Matta. Szedł w moim kierunku, zajrzał do okna domu Bruna i zaśmiał się serdecznie.
- Haha, już cię zdradził - oznajmił chamsko.
- Matt, idź sobie.
- Alice, czy ty nie widzisz, że próbuję ci pomagać na każdym kroku? Mówiłem, żebyś go zostawiła. Wróć do mnie, Alice...
- Pff.. Nigdy - wrzasnęłam.
On zbliżył się do mnie, kazał mi wstać. Spojrzał w moje oczu, położył ręce na moich ramionach... Ja znów nie mogłam się oprzeć jego spojrzeniu... Matt przygryzł wargę.
- Co mówiłaś? Że do mnie nie wrócisz? Jesteś pewna tej decyzji?
- Y.. Nie, znaczy... TAK! Jestem! - mówiłam, już sama nie wiedziałam co.. Był zbyt przystojny.
- Hm... Powinnaś mieć stuprocentową pewność... Wiem jak to załatwić - powiedział szarmancko i pocałował mnie.
- Ej! Co tu się dzieje!? Alice? Matt, ty... Ty... Alice, jak mogłaś!!! - usłyszałam. To Bruno... Obok niego stała ta dziewczyna!!
- To ja zmykam, kochanie - powiedział Matt i ulotnił się. Chciał, żebyśmy wyglądali jak para! KRETYN!
- Kochanie? Alice, zaufałem ci tyle razy... - szeptał Bruno.
- Tak!? Ty mi!? Może przedstawisz mi swoją nową koleżaneczkę, co?
- Alice, przecież to jest..
- No twoja nowa dziewczyna, super! Do widzenia, panie Mars, mam nadzieję, że będziecie świetną parą! - wrzasnęłam i cała zapłakana uciekłam jak najdalej.

niedziela, 18 maja 2014

Odcinek 19

Otworzyłam oczy. Nie wiedziałam gdzie byłam, chyba nadal w szafie. Zamkniętej szafie. Dookoła było ciemno, a ja czułam jakiś sznur na moich rękach i jakąś przepaskę przewiązaną przez moje usta. Próbowałam coś z siebie wykrztusić, jednak daremnie. Potem próbowałam wstać... Ale moje nogi były do czegoś przywiązane! Chyba do jakiegoś taboretu... Co jest grane?
Nagle usłyszałam krzyk:
- Alice! Alice, gdzie jesteś?
Wydałam z siebie jakiś odgłos, jednak mało słyszalny przez tą przepaskę. Jednak wystarczająco słyszalny, by ktoś zareagował. Drzwi szafy otworzyły się.
- Alice, kochanie! - Bruno szybko odwiązywał poszczególne sznurki. - Co się stało?
- Nie mam pojęcia - wykrztusiłam, prawie że płacząc.
Wyszliśmy, Bruno mnie objął.
- Chodź... - powiedział, kierując się w stronę drzwi.
- Zaczekaj - mruknęłam. Zauważyłam, że jakaś kartka leży na stoliku nocnym. - Co to?

"Alice, raz na zawsze wynieś się z Los Angeles, bo jak nie to wiedz, że to nie skończy się dobrze"

Ogarnął mnie strach.
- Alice...
- Bruno, nie wiem co teraz zrobić. Nie chcę stąd wyjeżdżać. Ale boję się go, ok?
- Skąd wiesz, że to on, facet? - zdziwił się.
- Już od pewnego czasu widzę kogoś znajomego. Ma męską sylwetkę. Ciągle się na mnie gapi... Nie wiem kto to, zawsze jest dość daleko. Pierwszy raz zobaczyłam go, gdy patrzyłam przez okno z twojego domu...  Potem coraz częściej go widywałam. Boję się, że on nadal może być... Tutaj. Na imprezie.
- Obejrzymy gości, wszystko będzie dobrze - uśmiechał się Bruno. - Obronię cię.
Ulżyło mi trochę, jednak nie do końca. Nurtowała mnie jedna sprawa - kto to może być?

Po tym jak Phil i Ari przejrzeli gości, byłam już spokojna. Żaden z nich nie przypominał tego gościa. Wręczyłam Brunowi prezent, impreza odbywała się dalej.
- A teraz czas na prezent wieczoru! - wrzasnął Phil.
Wszyscy wyszli na dwór. Przed domem Bruna stał śliczny samochód.
- To dla mnie? - krzyknął Bruno. - Ale odjazd! Alice, przejedziesz się ze mną? - I nie czekając na moją odpowiedź (którą z pewnością znał) wziął mnie ze sobą do środka.
Jechaliśmy przez miasto. Było cudownie, jak zawsze z nim... Gdy nagle... Znów ujrzałam znajomą sylwetkę. Stała w parku, znów zwrócona w naszą stronę.
- Bruno, to on! - wrzasnęłam.
Mars szybko wyhamował.
- Gdzie!? - krzyknął.
Szybko wskazałam palcem na faceta, a on w tym czasie zaczął uciekać.
- Nie daruję mu - powiedział Bruno stanowczo i wysiadł z auta.
Biegłam razem z nim, szukając gdzie schował się tajemniczy gość. Nigdzie go jednak nie było.
- Bruno, wracajmy! Nie znajdziemy go, chodź!
- Pójdę z tym na policję - krzyknął na tyle głośno, że każdy to usłyszał. Może również ten facet, ukryty gdzieś niedaleko nas. Pociągnęłam go w drogę powrotną.
Wróciliśmy do domu...
- Jak podobała ci się impreza? - spytałam, by nie było już tej ponurej atmosfery.
- Była super... Tylko ten gość... Nie daje mi spokoju... Czemu wcześniej o nim nie powiedziałaś?
- Nie wiem, przepraszam. Zapomnijmy o tym teraz - wyszeptałam i wtuliłam się w niego. - Kocham cię, Bruno.
- Ja ciebie też, Alice.
- Wszystkiego najlepszego - uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję na lepsze, bezpieczniejsze jutro.

-------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że odcinek się podobał. Dość krótki, wiem. Muszę nabrać wprawy :D Do zobaczenia ;)

Przepraszam!

Cześć, potwornie długo mnie nie było. Ale wiedzcie, że nie zapomniałam o tym blogu ani o tym opowiadaniu! Tym bardziej motywują mnie pozytywne komentarze :) Myślałam sobie "Hm... Czas napisać nowy odcinek", ale ciągle mi to umykało. Poza tym było teraz tyle nauki, przepraszam! Wiedzcie, że niedługo pojawią się nowe odcinki, mam sporo pomysłów, będzie ok :) Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnieliście :)

wtorek, 18 marca 2014

Odcinek 18

Przepraszam za tak długą nieobecność, ale szkoła i te sprawy. Teraz mam rekolekcje, więc postaram się coś jeszcze dodać ;)

Minęło parę zajęć, a moi mali podopieczni z "Street Dance" bardzo zżyli się z Brunem. Brązowooki przychodził zawsze na 5 minut przed końcem i wystarczyło, że spóźnił się minutę i już...
- A gdzie wujek Bruno? - zapytała Emma. Tak, tak, przeszli już z nim na "wujka".
- Za chwilę będzie - mruknęłam i chciałam dokończyć z nimi układ. Niestety, moja kochana gromadka się zbuntowała i powiedziała, że nic nie zatańczy, dopóki Bruno się nie zjawi. Wzięłam do ręki komórkę i wykręciłam dobrze znany mi numer. Parę sygnałów i..
- Bruno, gdzie jesteś? Dzieciaki powiedziały, że nic nie zatańczą, dopóki wujek się nie zjawi, ratunku!
- Haha, spokojnie, już jadę - zaśmiał się uroczo i się rozłączył.
- Kiedy Bruno przyjdzie? - zapytał Brandon, najstarszy z nich. Uważał, że nazywanie Bruna "wujkiem" jest dziecinne.
- Już jedzie, chodźcie, przećwiczymy układ jeszcze raz - namawiałam ich, ale nic z tego.
Nagle do środka wszedł, a może raczej wbiegł, zasapany Bruno. W ręku trzymał... bukiet róż.
- Przepraszam za spóźnienie - zaczął.
- Wujek! - wrzasnęli wszyscy. Meg podbiegła do niego pierwsza i go przytuliła.
- Tak, to ja - zaśmiał się.
- Dziękuję, że zawsze przychodzisz tutaj, w ogóle bez waszej dwójki przychodzenie do studia byłoby nudne - stwierdziła Meg, a wszyscy potaknęli.
- Nie ma sprawy - powiedział Bruno i podszedł do mnie. - To dla ciebie - wyszeptał i podał mi bukiet kwiatów.
- Z jakiej to okazji? - zdziwiłam się.
- Bez okazyjnie - uśmiechnął się.
Urodziny Bruna coraz bliżej, właściwie już jutro. Razem z Philem i Arim składaliśmy się na nowy samochód dla niego. Obecny już trochę szwankował. Do tego kupiłam mu koszulę w kratę, kapelusz i trampki. To jego styl, mam nadzieję, że mu się spodoba.
Wróciliśmy do domu Bruna, ale zanim się obejrzałam, już dostałam telefon.
- Halo?
- Hej, Alice. Tu Phil. Auto Bruna przyjechało, chcesz je zobaczyć? - szeptał, jakby bojąc się, że Bruno to usłyszy.
- Jasne, niedługo przyjadę - powiedziałam i zaczęłam się ubierać.
- Dokąd idziesz? - spytał Bruno.
- Phil dzwonił. Zostawiłam szal w studio - skłamałam.
- Czekaj, podwiozę cię.
- Nie, nie. Potrzebuję się przejść - nie czekając na jego odpowiedź szybko wyszłam.
Stałam przed budynkiem, w którym mieściło się studio. Usłyszałam nagle dźwięk klaksonu.
- I co? - zapytał Ari siedzący za kierownicą pięknego, zielonego auta.
- Wow, jest naprawdę super! - zachwyciłam się.
Zostałam jeszcze na chwilę z chłopakami, ustaliłam co i jak w związku z jutrzejszymi urodzinami. Muszę upilnować Bruna tak, żeby nigdzie nie wychodził od 15:30. To impreza niespodzianka, bo Bruno miał w planie wyprawić urodziny jakiś czas później w lokalu. My chyba jednak odrobinę go zaskoczymy.
Wracając z powrotem do domu znów widziałam kogoś znajomego. Gapił się na mnie. Stał gdzieś daleko, znów nie widziałam jego twarzy, ale wiedziałam, że to on. Szybko zaczęłam biec do domu. Bałam się go, nie byłam pewna kto to.
- Jesteś, nareszcie! - uśmiechnął się Bruno i zdjął ze mnie płaszcz.
- Przepraszam, że tak długo...
Usiedliśmy razem na kanapie. Bruno ciągle się na mnie patrzył. Gdy to robił to znaczyło, że nurtowała go jakaś sprawa związana ze mną.
- O co chodzi? - spytałam.
- Alice... Ty nie wyjedziesz z Los Angeles, prawda? - spytał, drapiąc się po głowie ze zmieszania.
- Nie, już nigdy - uśmiechnęłam się i zbliżyłam do niego. Bruno objął mnie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. W ten oto sposób zasnęłam i obudziłam się dopiero rano.
Byłam w łóżku. Bruno mnie zaniósł, to takie słodkie. Wyjęłam rzeczy z szafy i przy okazji na jej dno włożyłam prezent urodzinowy Bruna. Mój plan to udawać, że nie pamiętam o jego urodzinach. Zeszłam na dół.
- Cześć - uśmiechnęłam się.
- Hej - pocałował moje czoło. - Jak się spało?
- Bardzo dobrze - zawołałam.
Bruno wydawał się smutny... Biedak, niech już będzie 15:30, bo nie wytrzymam udając, że zapomniałam.
- Dzień spędzimy dziś w domu? - zapytałam.
- W sumie to chciałem...
- Noga mnie coś strasznie boli. I brzuch - przerwałam mu. Musiałam skłamać.
- Dobra, to kiedy indziej.
Te godziny strasznie mi się dłużyły. Jednak w końcu nadszedł upragniony czas.
Dzwonek do drzwi.
- Kto to? - zdziwił się Bruno.
- Nie wiem, otwórz.
- Hej, stary! Najlepszego! - zawołał Phil i go uścisnął. Za nim wkroczyli: Urbana - żona Phila, Ari i jego dziewczyna, znajomi z miasta, niektórzy krewni, oprócz bliższej rodziny Bruna, która przyjedzie do niego później.
- Co się dzieję? - zmieszał się Bruno.
- Impreza. W twoim domu tak na marginesie. - zaśmiał się Phil.
Po chwili wszyscy dobrze się bawili. Spokojnie opowiedziałam Bruno'wi o moim planie. Kamień spadł mi z serca, nie czułam się już podle. Poszłam do góry, gdzie był mój prezent dla Bruna. Weszłam do wielkiej szafy, tak wielkiej, że spokojnie mogłam się tam cała zmieścić. Prezent był ukryty gdzieś w kącie. Szukając tego usłyszałam, że ktoś wszedł. Nie wiedziałam kto to.
- Bruno to ty?
Cisza. Nikt nie odpowiadał.
- Co jest gran... - zaczęłam, lecz już nie dokończyłam. Poczułam jakiś cios na moim ciele, nie wiedziałam co się dzieje. Po chwili nastała ciemność.

wtorek, 4 marca 2014

Inne fajne opowiadania, do których zachęcam :)

Hej :) To bardzo miłe, że wy czytacie moje opowiadanie, dziękuję wam po raz setny (komentarze wskazane!). Ale muszę wam powiedzieć, że ja też czytam różne opowiadania o Brunie. Najbardziej wciągnęły mnie te tutaj:
http://somewhere-in-brooklyn-ff.blogspot.com/ - dopiero się zaczyna, ale mnie bardzo wciągnęło i wgl świetnie wymyślone, cudownie napisane, naprawdę...
http://iwus2107.pinger.pl/ - jeśli chcecie być na bieżąco to musicie się naprawdę wysilić :D to opowiadanie też strasznie mnie wciągnęło i jest po prostu genialne moim zdaniem! gratuluję świetnego pomysłu :)

poniedziałek, 3 marca 2014

Odcinek 17

W Los Angeles było naprawdę niesamowicie. Moje życie przebiegało dość spokojnie, napisałam też kartkę do rodziców, że przyjadę niedługo ich odwiedzić. Może Bruno pojedzie ze mną, tata się zdziwi jak go zobaczy. Nagle zadzwonił telefon.
- Pani Alice Green? - usłyszałam głos.
- Tak, przy telefonie.
- Studio "Street Dance". Chciałabym panią poinformować o tym, że dostała pani pracę i będzie pani uczyć hip-hopu dla dzieci od 10 do 14 lat. Czy mogłaby się pani zjawić u nas jutro o godzinie 13:30?
- Tak, oczywiście - ucieszyłam się. - Dziękuję bardzo, do widzenia!
- Do widzenia!
Och, świetnie, to będzie coś cudownego. Szczęśliwa ogarnęłam trochę dom i poszłam do wytwórni do chłopaków. Z pokoju nagraniowego usłyszałam śmiechy i krzyki. Weszłam do środka.
- Co jest.. - zaczęłam, po czym wybuchłam śmiechem. Ci moi "dorośli mężczyźni" puszczali bańki mydlane. - Dzieciaki - krzyknęłam.
- A co? Sugerujesz, że jesteśmy za starzy na takie zabawy? - odezwał się Phil i wypuścił bańki prosto na moją twarz.
- Skądże, myślę, że to idealne zajęcie dla was. Ponoć miała tu powstać wytwórnia... - usiadłam na fotelu koło Bruna, a on mnie objął.
- I będzie, właśnie świętujemy! - odezwał się Ari. - Nasza wytwórnia dostała zezwolenie na produkcję, niedługo zjadą tu się same gwiazdy, zobaczysz!
Hm.. Same gwiazdy? Już nie mogłam się doczekać. Ach, moi producenci kochani.
- Bruno, słuchaj, dzwonili do mnie ze studia, powiedzieli, że mam pracę i mam się tam zjawić jutro o 13:30.
- Wow, to super - uśmiechnął się i zamrugał tymi pięknymi oczami. - Czemu nic nie mówiłaś, że tańczysz?
- Nie wiem... Tak jakoś.
- Ech.. Kiedyś mnie nauczysz - machnął ręką.
Wielkimi krokami zbliżały się 21. urodziny Bruna. W Ameryce nie znaczyło to nic innego jak wkroczenie w dorosłość, bycie pełnoletnim. Szykowało się coś naprawdę magicznego i niezwykłego. Nie wiedziałam tylko co mam mu kupić.

Następny dzień. Miałam dziś mieć moje pierwsze zajęcia w studio. Mój kochany Bruno zarządził, że zawsze będzie mnie tam zawoził i czekał aż skończę. Z nim nie dało się dyskutować - zarządził i już! Założyłam jakiś stary T-shirt, leginsy i przewiązałam sobie w pasie czerwoną koszulę Bruna. One były takie śliczne...
Weszłam na salę i czekałam na pierwsze osoby. Po chwili wszyscy zaczęli się schodzić. 13-letnia Emma, 14-letni Brandon, 12-letni Max, 12-letnia Meg i 11-letnia Jane. Pierwsze zajęcia, nowa szkółka... Nie mogłam spodziewać się tłumu.
- Hej kochani - kucnęłam obok nich - Jestem Alice.
- Dzień dobry, pani Alice - powiedzieli chórem jak w jakiejś szkole, a ja zaczęłam się śmiać.
- Błagam, mówcie mi po prostu Alice, nie jestem żadną panią - uśmiechnęłam się.
Więc zaczęły się moje pierwsze zajęcia. Widać, że niektórzy z nich byli naprawdę doświadczeni. Nagle ktoś zapukał do drzwi. To Bruno.
- Skarbie, o której kończysz? - zapytał na wejściu, a dzieciaki (o ile mogłam je tak nazwać, bo wcale nie byli o wiele młodsi ode mnie!) wyczuły, że coś iskrzy i zaczęły coś szeptać.
- Za 5 minutek mam koniec zajęć... - westchnęłam.
- To super... Mogę... Mogę tu zostać? - spytał. No świetnie, będę musiała przed nim tańczyć!
- Hm... Nie wiem czy możesz... Nie wiem czy się zgodzą... - spojrzałam na nich z nadzieją, że powiedzą, że się wstydzą czy coś.
- Tak, niech twój chłopak zostanie, Alice! - krzyknęła Jane, a Bruno uroczo się zaśmiał.
- Właśnie Alice, niech twój chłopak zostanie - powtórzył Bruno i pocałował mój policzek.
- Dobra, słuchajcie, to jest Bruno - przedstawiłam go.
- Hej panie Bruno! - krzyknęli, znów tak jak w szkole.
Bruno nie powstrzymał śmiechu.
- Bez "panie" będzie brzmiało lepiej - zasugerował.

Zajęcia niebawem dobiegły końca. Wracając ze studia miałam znów to głupie wrażenie, że mijaliśmy kogoś znajomego. Jednak nie przyjrzałam się i poszliśmy dalej.
- Pięknie tańczysz - powiedział Bruno.
Uśmiechnęłam się mimo woli. Czułam, że nie jesteśmy jak inne pary, nie zależy nam wyłącznie na tym głupim całowaniu się, przytulaniu i czego dusza jeszcze zapragnie. Nadal zachowywaliśmy się jak ci przyjaciele, tylko tacy miłośni przyjaciele. Kochałam go, nie wiem co bym bez niego zrobiła.
Wróciliśmy do domu, usiadłam na kanapie, a Bruno gdzieś poszedł. Brązowooki nie pojawiał się, dlatego postanowiłam sprawdzić co u niego. Weszłam do sypialni, a tam zastałam go z gitarą.
- Just the way you are - zaśpiewał cicho. Ten głos został w mojej pamięci, miałam ciarki na całym ciele. Jeju, jaki on miał wokal! Nigdy nie słyszałam jak śpiewa. - Em... Hej - widać, że się speszył, w pośpiechu schował nuty i teksty.
- Piszesz piosenkę? - usiadłam koło niego.
- Em.. Tak...
- Zaśpiewaj mi, proszę - uśmiechnęłam się i zrobiłam minę "błagającego spaniela".
- Może kiedyś, jak ją skończę - schował gitarę.
- Szykuje się hit - powiedziałam w zamyśleniu.
- Pff... Jasne. Alice, jestem producentem, nie piosenkarzem.
- Ale przecież pięknie śpiewasz, chciałbyś się tym zajmować, zobaczysz, że jeszcze usłyszy o tobie cały świat!
Bruno spojrzał na mnie dziwacznie i wybuchł głośnym śmiechem.
- Jasne - krzyknął z nutką ironii.

niedziela, 2 marca 2014

Witam <3 Dziękuję wszystkim, którzy czytają moje opowiadanie i komentują :) to serio motywuje, dziękuję :D Przy okazji pragnę was poinformować, że dziś moje urodzinki :))

piątek, 28 lutego 2014

Odcinek 16

Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Zeszłam na dół do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę. W domu było jakoś podejrzliwie zimno... Ach, tak, zostawiliśmy uchylone okno, super. Przypomniałam sobie jak pierwszy raz tu byłam i zobaczyłam pokój pełen koszul i kapeluszy. Czyżby to były te drzwi? Lekko nadusiłam klamkę, a moim oczom znów ukazał się ten niesamowity widok. Z racji tego, że było mi strasznie zimno, postanowiłam wziąć jedną z koszul Bruna. Nie chciałam iść do góry, bo bym go obudziła. Mam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko.
- Co jest? - usłyszałam jego głos, a później kroki na schodach. - Czemu tak szybko wstałaś? - spojrzał na mnie z przymrużonymi ze zmęczenia oczami - To moja koszula?
- Em.. Tak, jest śliczna - uśmiechnęłam się. - Było mi zimno, przepraszam.
Bruno zaśmiał się ukazując szereg swych doskonale białych zębów. Po chwili przystąpił do robienia śniadania. Wszystko robił w dziwnym zamyśleniu...
- Bruno, wszystko ok? -  zapytałam zaciekawiona.
Bruno przerwał przyrządzanie śniadania i spojrzał na mnie tymi swoimi brązowymi oczyma.
- Nie wiem.. Chyba nie.
- Dlaczego?
Cisza. Bruno ciągle się na mnie gapił.
- Alice, nie możemy udawać tych całych "przyjaciół" - wywarł nacisk na ostatnim słowie. - To bez sensu. Nie możemy spróbować?
Nie mogłam uwierzyć jego słowom.
- A co jeśli to nie wypali, a my potem już do końca życia nie będziemy się do siebie odzywać? - posmutniałam.
- Alice, nie myśl teraz o tym, pomyśl o nas. Nie mogę tego ukrywać, ty też to widzisz.. Alice.. Ja cię po prostu kocham.
Wzruszyłam się. Tak niesamowicie się wzruszyłam. On mnie kocha? Tak, on mnie kocha.
- Spróbujmy - uśmiechnęłam się.
I tak oto zyskałam najwspanialszą miłość na świecie.

Minęło popołudnie, a ja szukałam ofert pracy w komputerze. Jaki miałam pomysł? Szczerze, myślałam o nauczycielce tańca. Tak, tańczę, czego wam chyba jeszcze nie mówiłam, właściwie zajmuję się tym już od 8 lat. Kocham to. Kiedyś już wspominałam o tym, że Sasha (ach, jak ja za nią tęsknię!) tańczy wprost genialnie! Właściwie to ona namówiła mnie do tego, za co jej już zawsze będę wdzięczna. Sasha od ponad roku uczy w niewielkiej szkółce na Hawajach 'Aloha'. Pamiętam jak często przychodziłam do niej, żeby zobaczyć jak uczy... Bo sama - nie wiem czemu - nie zrobiłam w sprawie tańca nic szczególnego. Myślę, że czas spróbować.
Nagle poczułam ręce na moich ramionach.
- Co robisz? - spytał.
- Szukam pracy - westchnęłam.
Bruno zaczął przyglądać się monitorowi komputera.
- Taniec? Nie wiedziałem, że tańczysz...
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz - ucałowałam jego policzek. - Ech, no ale nigdzie nie widzę wolnych miejsc...
- Hm.. Niedaleko nas dopiero co otworzono nową szkołę tańca.. "Street dance" czy jakoś tak to się zwało... - zamyślił się Bruno.
- O, to super! Zaprowadzisz mnie tam?
- Dla ciebie wszystko - ech, ten komplemenciarz.
Razem z Brunem poszliśmy w to nieznane miejsce. W środku zastałam całkiem sympatyczną panią.
- Dzień dobry! Chciałabym ubiegać się o pracę jako nauczyciel tańca - zaczęłam.
- Proszę za mną - uśmiechnęła się kobieta i zaprowadziła mnie do gabinetu.
Zaczęła się rozmowa wstępna o mnie, o moim doświadczeniu, bla, bla, bla... Gdy powiedziałam, że tańczę już 8 lat Bruno spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Pewnie miał żal, że nic mu nie mówiłam.
- Rozumiem, rozumiem... - powiedziała kobieta.
- Więc jak będzie? - spytałam.
- No mam nadzieję, że super, bo pracę pani z pewnością u nas dostanie! Będziemy dzwonić.
Uśmiechnęłam się i przyzwoicie opuściłam gabinet. Dopiero po wyjściu zaczęłam skakać z radości jak jakaś nienormalna.
- Słyszysz, dostanę pracę! - cieszyłam się.
Bruno złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Musimy to jakoś uczcić - zawołał.
Bruno prowadził mnie w jakieś nieznane mi miejsce. Byliśmy w centrum miasta, nie było nigdzie żadnego parku... Co on kombinował?
- Zamknij oczy - powiedział.
- Ale dlacze...
- Proszę, zamknij - przerwał mi.
Posłusznie wykonałam jego polecenie i nagle poczułam jak Bruno bierze mnie na ręce.
- Aaa, Bruno, co ty robisz? - śmiałam się, ale moje oczy nadal były zamknięte.
- Zobaczysz...
Chyba jechaliśmy windą na jakieś wysokie piętro. Nie wiedziałam o co chodzi. Nagle poczułam, że winda się otwiera.
- Nie podglądaj! - polecił mi.
Wyszliśmy gdzieś, to nie było żadne pomieszczenie, byliśmy na dworze.
- Dobra, otwórz - rzekł Bruno.
Nie mogłam uwierzyć. Piękny taras, przyozdobiony kolorowymi kwiatami, na środku stolik z postawioną na nim świeczką.
- Gdzie my jesteśmy? - zdziwiłam się.
- Kiedyś prawie codziennie tu przychodziłem i tak jakoś... Rozmyślałem nad wszystkim - Bruno zbliżył się do barierek podziwiając widoki, ja zrobiłam to samo. Co widziałam? Środek miasta, wszystko oświetlone.. Tu było ślicznie.
- A kiedy zdążyłeś ustawić to wszystko? - spojrzałam na stolik.
- Mmm... To będzie już moja mała tajemnica - uśmiechnął się i odsunął dla mnie krzesło. Stolik póki co był pusty, nie wiedziałam czy nagle pojawi się tu jedzenie czy co on jeszcze wykombinuje. Widziałam tylko jak pisał do kogoś sms'a. Nagle usłyszałam dźwięk jego sygnału, Bruno spoglądnął na wiadomość i uśmiechnął się.
- Bruno, o co chodzi? - patrzyłam na niego.
I nagle ni stąd, ni zowąd drzwi windy się otworzyły, z nich wyszedł gość ubrany w garnitur niosący dwa talerze spaghetti.
- Chodzi o to, że cię kocham - uśmiechnął się Bruno. - Smacznego! - dodał po chwili, a mnie zamurowało.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Odcinek 15

Wracałam do studia w zamyśleniu. Jedynym plusem tego co się stało to chyba to, że Matt jedzie razem z nimi. Cicho weszłam do wytwórni. Zobaczyłam go. Siedział na kanapie i się uśmiechał.
- Nienawidzę cię! - wrzasnęłam.
- Wiem, słońce - wstał z kanapy, zbliżając się do mnie i usiłując pocałować mój policzek. Odsunęłam jego twarz i weszłam do pokoju nagraniowego.
- Bruno! - powiedziałam i zaczęłam płakać.
- Co jest? - odwrócił się i odłożył gitarę.
- Straciłam je! Jadą, jadą beze mnie. Bruno, nie wiem co robić, gdzie się podziać...
- Przecież możesz mieszkać u mnie - przytulił mnie.
- No co ty, muszę sama na siebie pracować, może przedłużę pobyt w hotelu...
- Zwariowałaś? Zostajesz ze mną - uśmiechnął się.
Spojrzałam na niego pełna radości.
- Dziękuję - szepnęłam.
Postanowiłam, że do jutra zostanę w studiu i prześpię się na kanapie. Dziewczyny miały przynieść mi rzeczy, nie sądzę, że uwierzą we wszystko co zamierzam im powiedzieć... Matt gdzieś zniknął - nareszcie. Bruno powiedział, że zostanie ze mną, na co ja zaprzeczyłam, ale on i tak postawił na swoim. Głupek, ale co ja bym bez niego zrobiła?
Nadszedł następny dzień, rano ktoś zapukał do drzwi. Wstałam z kanapy. To Sasha i Malie.
- Twoje rzeczy - wręczyły mi walizkę - Pa - chciały zamknąć drzwi, ale włożyłam nogę miedzy drzwi, a futrynę.
- Czekajcie, dajcie sobie wszystko wyjaśnić, nie możemy się tak pożegnać... Wiecie, chyba to nawet lepszy pomysł, pojadę z wami... Choć wiecie, że bardzo będę tęsknić za Brunem...
- Pff... - prychnęła Malie. - Po tym wszystkim co nam zrobiłaś? Nie dzięki... - przyjaciółka przymknęła drzwi i razem z Sashą opuściły studio.
- Przykro mi - Bruno popatrzył na mnie smutno, a ja tylko cicho westchnęłam.
Pojechaliśmy do domu Bruna, a ja powiedziałam, że jak najszybciej postaram się zdobyć jakąś pracę. Spędziliśmy cały dzień razem: poszliśmy do parku, spotkaliśmy się z resztą The Smeezingtons, a na koniec zamierzaliśmy obejrzeć film. Usiadłam na kanapie, a Bruno przemierzał swoje szafki w poszukiwaniu jakiejś dobrej komedii.
- Bruno.. Myślisz, że jeszcze kiedyś spotkam Sashę i Malie? - spytałam cicho.
- Na pewno - chłopak dalej był zwrócony w stronę regałów z płytami DVD.
Stanęłam przy oknie i zaczęłam patrzeć na okolicę. Zatłoczone ulice, mocno świecące lampy, świetlne reklamy, wysokie budynki... Po prostu Los Angeles. Los Angeles, czyli miasto, którego miałam stać się teraz mieszkańcem. Patrzyłam na ludzi i nagle jakbym zobaczyła kogoś znajomego. Nie wiem kto to był, na dworze totalna ciemność, widać tylko czarne sylwetki. Tak czy siak ten "znajomy" zatrzymał się na chwilę przed naszym domem, spojrzał na mnie, a po pewnym czasie poszedł dalej.
- Oglądamy? - usłyszałam głos Bruna.
- Jasne - uśmiechnęłam się, starając się zapomnieć o tym co przed chwilą się stało.
Usiedliśmy na kanapie, wspólnie oglądając komedię.
- Chcesz coś zjeść? - zapytał Bruno po pewnym czasie.
- A z chęcią - odpowiedziałam.
Bruno poszedł do kuchni i zaczął robić tosty, ja w tym czasie, korzystając z okazji. wyłożyłam się na długości całej kanapy.
- Proszę, oto tos... Ej, co jest!? - Bruno spojrzał na mnie podejrzliwie. - Weź się przesuń, co?
- Nie - zawołałam z radością.
Bruno nachylił się nade mną.
- Co powiedziałaś?
- Że nie - uśmiechnęłam się, po czym wzięłam wielki zamach i sprawiłam, że to ja nachylałam się teraz nad Brunem. On jednak szybko to zmienił.
- Bruno przestań - zaczęłam się śmiać, a on zbliżył do siebie nasze twarze i złączył nasze usta w pocałunek.
- Nie przestanę - powiedział cicho.

niedziela, 23 lutego 2014

Odcinek 14

Nie wiedziałam co powiedzieć... Patrzyłam na niego, on na mnie...
- Ech... Alice, przepraszam... Nie, nie chcę niszczyć tej przyjaźni, nie wiem czemu to zrobiłem...
- Życie... Emocje - zacytowałam jego własne słowa.
Uśmiechnął się.
- Przepraszam, bo prawie zepsułbym przyjaźń przez te całe 'emocje'...
Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? Kocham go czy może po prostu najzwyczajniej w świecie go potrzebowałam? Potrzebowałam jako przyjaciela. Czym właściwie jest to co łączy mnie z Brunem? - myślałam idąc w milczeniu obok niego.

Minęło parę dni, a ja i Bruno bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Spędzaliśmy ze sobą jak najwięcej czasu jako ci przyjaciele co bardzo mnie cieszyło. Na powitanie dawaliśmy sobie buziaka w policzek, zawsze szliśmy trzymając się za ręce, słysząc tylko szepty innych ludzi, którzy nazywali nas 'dobraną parą'. Na takie słowa zawsze wybuchaliśmy śmiechem.
Wracaliśmy właśnie z jednego spaceru z parku kierując się prosto do studia. W pomieszczeniu byli już wszyscy: Sasha, Phil, Ari i ci tulący się do siebie Malie i Matt. Nie mogłam uwierzyć, że nadal są razem. Zawsze patrzyłam na to z obrzydzeniem. Ech, Malie, dlaczego ty mu wierzysz?
- No nareszcie! - zawołała Sasha. - Musimy wrócić do hotelu i się spakować!
- Spakować? - spojrzałam dziwacznie na przyjaciółkę. - Gdzie jedziemy?
Malie z Sashą popatrzyły na siebie i zaczęły się śmiać.
- Do domu, idioto - powiedziała Malie chichocząc.
Te trzy słowa sprawiły, że coś pękło w moim sercu. Do domu? I znów wrócę do szarej rzeczywistości bez Bruna? Jak to będzie niby wyglądać? A potem może znowu wydarzy się cud i go spotkam? Wątpię.
- Halo, Alice? - Sasha wyrwała mnie z zamyśleń. - Wszystko gra?
- E... Tak, jasne, znaczy.. Znaczy nie do końca - westchnęłam.
- Chcesz tu zostać, prawda?
Spojrzałam na przyjaciółkę.
- A wy nie chcecie?
- Alice, musimy wracać...
- Nie! Ja nigdzie nie jadę! - krzyknęłam.
- Alice, no co ty...
- Nie rozumiesz jak wiele znaczy dla mnie zostać tu z nimi w Los Angeles? - wskazałam na chłopaków.
- Proszę bardzo, jak tak ci na NICH zależy to tu zostań! - wypowiedziała Sasha w złości i kierowała się do wyjścia.
- Sasha! - zaczęłam ją gonić.
Widziałam tylko jak na moich oczach Sasha wsiada do taksówki, która szybko odjeżdża z piskiem w stronę hotelu. Zaczęłam biec za nimi. Hotel nie był daleko, dlatego więc w krótkim czasem znalazłam się przed wejściem do niego. Zmęczona pobiegłam pod drzwi naszego pokoju.
- Sasha, otwórz! - dobijałam się.
- Nie, po co? Zostań tu z Brunem.
- Sasha...
- Co? - drzwi lekko się uchyliły, a w drzwiach stanęła zapłakana przyjaciółka. - Daję ci ostatnią szansę... Na kim bardziej ci zależy? Na nas czy na nim?
Miałam wybierać pomiędzy najlepszymi przyjaciółmi - super. Milczałam, nie wiedziałam co powiedzieć. Z Sashą przyjaźnię się dłużej, ale to na Bruna czekałam kilka lat...
- Rozumem, że już wybrałaś - Sasha zamknęła mi drzwi przed nosem - Twoje rzeczy przyniesiemy ci z Malie dziś wieczorem do studia.
- A gdzie będę spać? - zdziwiłam się.
- Nie wiem, ale myślę, że coś znajdziesz, skoro podjęłaś swoją jakże dorosłą decyzję.
Na nic byłam tu teraz potrzebna. Sasha mi nie otworzy nawet, gdybym powiedziała, że jadę z nimi. Za bardzo ją znam. Wyszłam przed hotel, a tam zobaczyłam zapłakaną Malie.
- Malie, przepraszam was, naprawdę was przepraszam... Błagam, musicie mi wybaczyć.. Nie wiem kogo wybrać, nie umiem wybierać pomiędzy przyjaciółmi..
Malie wciąż płakała patrząc mi prosto w oczy.
- Jak mogłaś...
- Malie, zrozum...
- Jak mogłaś spotykać się z Mattem nic mi o tym nie mówiąc...
Stanęłam jak wryta. Nie wierzę, że on był w stanie zrobić coś takiego.
- Malie, co ty wygadujesz, nic takiego nie było...
- Powiedział mi to, Alice. Zerwał ze mną.
- Malie, mówiłam ci, że on nie zachowuje się wobec ciebie fair, nie wierzyłaś mi, pamiętasz?
- A teraz nie mogę uwierzyć, że to ty się z nim spotykasz... Jak mogłaś?
- Malie, to nieprawda! - tłumaczyłam się, ale ta tylko minęła mnie i poszła do hotelu.
Wróciłam piechotą do studia, nie wierząc w to wszystko co zaszło.

niedziela, 16 lutego 2014

DZIĘKUJĘ :)

Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń na moim blogu :) Dziękuję też osobom, które czytają moje opowiadanie <3 Może niedługo wstawię nową część, ale jeśli czytasz to zostaw po sobie ślad w komentarzu, chcę zobaczyć ilu mam czytelników :P to dużo dla mnie znaczy, niedługo akcja się bardziej rozkręci, bo mam pomysł na dalsze odcinki ;)

wtorek, 11 lutego 2014

Odcinek 13

Przepraszam, że tak długo nic nie pisałam, ale nie miałam weny ani czasu xD na szczęście teraz mam ferie, więc spokojnie mogę to nadrobić :3

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Razem z Sashą i Malie wróciłyśmy do studia. Nie chciałam teraz mówić o tym co się stało...  Całą drogę przebyłyśmy w milczeniu.
 Weszłyśmy do środka, a tam zastałyśmy uradowanego Phila. Próbowałam udawać równie szczęśliwą co on, nie mieszać go w moje i Bruna sprawy.
- Dziewczyny! Gdzie byłyście? - spytał.
- Pojechałyśmy po Alice - powiedziała Sasha.
- Ach, tak, słyszałem o historii z brakiem miejsc... Naprawdę bardzo was przepraszam... Gdzie nocowałaś, Alice?
Jakoś nie chciałam powiedzieć tego Philowi... Czułam, że ten temat będzie drążony przez następne 15 minut, a może i więcej. W rozmyśleniach wyprzedziła mnie Sasha.
- U Bruna - zawołała przyjaciółka.
- U Bruna? - Phil uniósł jedną brew. - A dlaczego on cię nie odwiózł? Właściwie gdzie on jest? Przecież już powinien tu być...
Usłyszeliśmy nagle trzask drzwi i ciężkie oddechy. To Bruno wbiegł do pokoju zdyszany.
- Jestem, jestem... Przepraszam za to małe spóźnienie...
- O! Bruno! Może ty mi wszystko wyjaśnisz, bo Alice jakoś niechętnie do tego podchodzi. Słuchaj, nocowała u ciebie? Czemu nie przyjechaliście razem tylko dziewczyny musiały ją odwozić? I jeszcze przyjechałeś później... W ogóle masz jakieś zaczerwienione oczy... Alice też! Nie wiem czy to od płaczu czy od zaspania...
- Od zaspania - krzyknęliśmy z Brunem jednocześnie.
- Ha ha, jak zgodnie - zaśmiał się Phil. - Dobra, nie będę już drążył tematu.
Spojrzałam na Bruna, on na mnie i nastała głupia cisza. Nagle do pokoju wszedł Matt, popatrzył na mnie i głupio się uśmiechnął.
- Hm... Jakaś sprawa tkwi pomiędzy wami, prawda? - Phil szybko to wyczuł... Aż zbyt szybko. - Ale już się nie mieszam. W ogóle to mam dla was świetną wiadomość!
- Jaką? - zapytała zaciekawiona Malie.
- Znalazłem pokój hotelowy, nie musicie już tu spać!
- Wow, to super! - ucieszyłam się.
- Na recepcji powiedziano mi, że możecie być około 7 wieczorem już dzisiejszego dnia. Póki co spakujcie się i tego... Zobaczymy jak to z tym będzie - uśmiechnął się Phil i razem z Arim poszli do swojego pokoiku, w którym wszystko tworzono. Bruno poszedł do łazienki. Nic innego nam nie pozostało jak spakować się do końca. Ja na szczęście byłam już prawie gotowa po nocy spędzonej poza studiem. Jeszcze tylko moja gitara i róże, które dostałam od Bruna. Były one w specjalnej salce wytwórni The Smeezingtons. Oby nikomu nie przeszkodziło, jeśli wejdę tam na chwilę. Ruszyłam w kierunku drzwi, ale nagle ktoś poklepał mnie po ramieniu. Bruno.
- Śliczny list - powiedział.
- To sarkazm czy...
- Mówię serio. Mam nadzieję, że uda nam się spotkać jeszcze dzisiejszego dnia - zawołał i wszedł do salki. Ruszyłam za nim. Wzięłam do rąk SWOJĄ gitarę i kierowałam się do wyjścia.
- Zapomniałaś o czymś - usłyszałam głos Bruna. Odwróciłam się i ujrzałam go trzymającego w ręce śliczne róże - no chyba, że po prostu chcesz, żebym po raz kolejny ci je wręczył - uśmiechnął się.
- Tak, właśnie tego chciałam - zaśmiałam się cicho.
Bruno uklęknął, wystawił przed siebie bukiet i schylił głowę.
- Alice, czy zechcesz przyjąć ten oto prezent od samego Bruno Marsa z wytwórni The Smeezingtons? - zapytał najpoważniejszym głosem jakim tylko się dało (z pewnością mówię tak, bo nigdy nie słyszałam go mówiącego poważnym głosem).
- Zaraz, zaraz... Bruno Mars? Jakaś nowa ksywka?
- Oczywiście, a chcesz wiedzieć skąd wziął się przydomek Mars? - zapytał i wstał.
- No skąd?
- Bo w szkole średniej dziewczyny mówiły mi, że jestem nie z tego świata - powiedział i, chcąc wyglądać jak najbardziej sexy, oparł się jedną ręką o krzesło na kółkach. Ono jednak szybko odjechało, po czym Bruno wywrócił się tuż przed moją twarzą. Cicho zachichotałam.
- Jestem tylko ciekawa czy mówiły to w sposób pozytywny czy też negatywny - uśmiechnęłam się i wzięłam kwiaty z jego rąk. Wróciłam z powrotem do pokoju, w którym miałam wszystkie rzeczy. Nigdzie nie widziałam dziewczyn... Ale za to na kanapie siedział Matt.
- Co tam, kochana? Chciałoby się mieć znowu tak wspaniałego chłopaka jak ja, co? - ponownie wcielił się w swą rolę.
- Matt, oni nas nie słyszą, daruj sobie ten teatrzyk!
- Uff... To dobrze. Choć w sumie jakby się zastanowić to ja nie do końca udaję. - Matt wstał z kanapy.
- Co? - patrzyłam na niego zdziwiona.
- Podobasz mi się, Alice. I chyba dobrze o tym wiesz.
- Super, a co z Malie?
- A właśnie, czas z nią zerwać... Malie! - krzyknął Matt usiłując ją zawołać.
- Ile razy już ci mówiłam, że jesteś dupkiem? - spojrzałam na niego.
Matt zaśmiał się. Nagle do pokoju weszły Sasha z Malie.
- Ktoś mnie wołał? - spytała Malie.
- Nie, nie... - mówiłam. Nie chciałam, żeby to wszystko odbyło się w ten sposób. - Spakowałyście się już? - szybko zmieniłam temat.
- Tak, już dawno... - westchnęła Sasha.
Malie usiadła na kanapie koło Matta. Ten, jakby nigdy nic, objął ją i przysunął koło siebie. Nie mogłam w to uwierzyć... Miałam go dość!
- Malie, błagam! Nie możesz z nim być, to totalny dupek, idiota!! On udaje, wiem, że tego nie widzisz, ale on udaje! Wprost genialny aktor! - wrzasnęłam.
- Hę? Ktoś tu się robi chyba zazdrosny... - Matt zaczynał na nowo kolejną śpiewkę.
- Matt, ogarnij się! Malie, musisz mi uwierzyć, proszę! On wmówił Brunowi, że jest moim chłopakiem, pocałował mnie... Pocałował mnie, rozumiesz?
Malie milczała. Nie ogarniała tej sytuacji... Zresztą nie dziwię się.
- Pocałowałem? Haha, Alice.. Nie rozśmieszaj mnie - w ogóle nie było widać, że kłamie. Był bardziej wiarygodny ode mnie...
- Alice... O co chodzi... - wyszeptała cicho Malie. Była lekko zagubiona. - Proszę, skończ... Przecież gdyby to była prawda to by ze mną zerwał...
W sumie racja... Zerwałby... A to i tak było w jego planach... Oby Malie niedługo dowiedziała się prawdy, bo teraz raczej mi nie uwierzy.
- Alice, wiem, że kiedyś byłaś we mnie szaleńczo zakochana, ale myślałem, że to już przeszłość...
- Ja w tobie? Matt, skończ udawać!
Zdenerwowana postanowiłam wyjść na chwilę na dwór. Usiadłam na ławce przed budynkiem.
- Heeej! - usłyszałam gdzieś z góry. To Bruno wyglądał przez okno. Nagle szybko się schował - dziwne.
Nie minęła chwila, a drzwi wejściowe od budynku otworzyły się. Bruno usiadł koło mnie.
- Co jest?
- Jestem wkurzona... Matt to zbyt dobry aktor. Sposób w jaki traktuje Malie jest okropny - założyłam ręce na siebie. - I na dodatek wszyscy wierzą w wersję Matta! Wszyscy!
Bruno objął mnie ramieniem.
- Ja wierzę tobie - powiedział cicho.
Spojrzałam na niego.
- Ssserio? Ale rano...
- Przepraszam za rano.
- Ty przepraszasz? To ja cię przepraszam... - wyszeptałam.
- Za co, jeśli to wszystko to była nieprawda?
Umilkłam na chwilkę.
- Zaczął mnie całować... A ja nic... Nie wiem czemu. - powiedziałam cicho, tak cicho jak nigdy.
Bruno westchnął.
- Życie... Emocje. - czy Bruno aż tak mnie rozumie czy udaje?
Uśmiechnęłam się do niego.
- Tak, to chyba to.
- Może się przejdziemy? Tu obok jest ładny park - zaproponował nagle Bruno.
Początkowo szliśmy w ciszy, ale już po chwili było zupełnie inaczej. Zachowywaliśmy się jak starzy, dobrzy przyjaciele... Co chwilę się śmialiśmy, nawet z jakichś błahostek. Lecz nagle...
- Alice... A właściwie to Matt dobrze całuje? - powiedział ni stąd, ni zowąd Bruno.
- Hm... A dlaczego o to pytasz? - zdziwiłam się.
Bruno nagle zatrzymał się, spojrzał w moje oczy i zbliżył się. Objął moją twarz... Znów byliśmy tak blisko ja wtedy... Ale tym razem nie przeszkodził nam zupełnie nikt. Ani Matt, ani Sasha, ani Malie, ani Phil czy też Ari. To się nareszcie wydarzyło!
- Bo chciałbym wiedzieć, który z nas robi to lepiej...

sobota, 18 stycznia 2014

Odcinek 12

Obudziłam się rano. Bruno siedział na łóżku i patrzył się na mnie.
- Co jest? - spytałam.
- Nic... - powiedział cicho. Był już ubrany - piękna dżinsowa koszula, czarne spodnie i kapelusz. - Zrobiłem ci śniadanie - dodał po chwili.
- Ooo, dziękuję. Jesteś kochany - wyszeptałam i szybko poszłam do łazienki, by się ubrać.
Po chwili zeszłam na dół, a tam zobaczyłam co? Stół przykryty białym, dekoracyjnym obrusem, po nim porozrzucane płatki czerwonych róż, dwa talerze naprzeciw siebie, po środku wazon z kwiatami.
- Może być jajecznica? - Bruno znowu zaszedł mnie od tyłu.
Milczałam. Choć nie byliśmy parą, on robił wszystko bym była szczęśliwa. Jego przyszła dziewczyna to farciara.
- Halo? Alice? - Bruno zaczął machać mi ręką przed twarzą.
- E.. Jasne.. - nadal wpatrywałam się na pięknie udekorowany stół.
- Odwieźć cię dziś do studia? Poprosiłem Phila, by załatwił łóżka... - mówił, przyrządzając pyszne dania.
- Naprawdę mógłbyś? Nie sprawia ci to kłopotu? Mogę przecież poprosić Sashę, Malie lub Matta, żeby po mnie przyjechali...
- No co ty? Przecież to żaden problem - uśmiechnął się. Był niesamowicie kochany, pomocny, romantyczny... Jak już mówiłam - jego przyszła dziewczyna to totalna farciara!
Zjedliśmy śniadanie, pomogłam Brunowi zmywać... On jednak nie postanawiał zachowywać powagi. Wziął szklankę, nalał do niej wody i oblał mnie nią!!
- Bruno?! Co ty zrobiłeś!? - wrzasnęłam, a on zaczął się śmiać. Nie chciałam mu tego darować. Szybko wzięłam inną szklankę i zrobiłam to samo. Bruno zdjął z głowy kapelusz, który cały był przesiąknięty wodą.
- Ach, tak? - powiedział. - A masz! - sypnął na mnie mąkę.
I tak właśnie zaczęła się bitwa na jedzenie i... nie tylko. Zachowywaliśmy się jak małe dzieci.
- Dobra, Bruno, dosyć! - zawołałam po chwili. - Mam totalnie rozmyty makijaż.. Pójdę się umyć... - powiedziałam.
Gdy już miałam iść, on zatrzymał mnie i położył ręce na moich ramionach.
- Alice.. No co ty... To zabawa.. Poczekaj jeszcze chwilę... Z makijażem czy bez - ty zawsze będziesz ślicznie wyglądać!
Po moim poliku popłynęła maleńka łza. Łza szczęścia oczywiście.
- Bruno.. Jeszcze nikt nie powiedział mi tak pięknych sł...
- Nic nie mów - przerwał mi i zbliżył się do mnie. Nasze twarze już prawie się dotykały. On otworzył usta, ja zrobiłam to samo... Już ich dotknęłam... I w końcu...
- Hej, przyjechałem po Alice! - usłyszałam głos. Momentalnie chciałam się odsunąć od Bruna, on jednak nadal mnie trzymał. Co prawda nie miał już otworzonych ust, a nasze twarze nie były tak blisko... Ech... A już myślałam, że on serio mnie pocałuje! Przecież było już tak blisko!! I to nie pierwszy raz!!! Zawsze ktoś nam przerywał, nie mogłam się z tym pogodzić... Ale tym razem nie odsunęliśmy się od siebie. Bruno patrzył w moje oczy, a ja w jego oczy... W jego śliczne, okrągłe, czekoladowe oczy...
Z zamyśleń wyrwała mnie czyjaś ręka, która odsunęła mnie od Bruna.
- Alice, chodź, jedziemy! - próbował mnie pociągnąć w stronę wyjścia. Po głosie rozpoznałam, że to Matt, ale tak naprawdę nawet na niego nie spojrzałam. Cały czas gapiłam się na Bruna.
- Alice! - ten krzyk Matta był znaczący. Nie przejął mnie jednak. - Dosyć tego! - Matt przyciągnął mnie do siebie. Nie było już możliwości nie spojrzeć na niego. Byliśmy od siebie zaledwie o kilka centymetrów. - Zastanów się kogo kochasz - powiedział i odepchnął mnie.
- Matt.. O czym ty gadasz? - zdziwiłam się.
- Zrywam z tobą, Alice...
- Przecież my nie byliśmy razem...
Matt spojrzał na mnie. Był świetnym aktorem - wymyślił to perfekcyjnie. Udawał, że byliśmy razem, żeby Bruno zrozumiał, że jestem jakąś kłamczuchą? Świetny, genialny plan...
- Jak to nie? A wtedy, kiedy cię pocałowałem? Mniej więcej w ten sposób... - podszedł do mnie, objął dłońmi moją twarz i... pocałował mnie... znowu. Ach, Matt cudownie całuje... Co ja gadam!? To kompletny dupek! Ale czemu się nie wyrwałam...? Czemu go nie odepchnęłam...?
Po chwili odsunął się, spojrzał jeszcze raz na mnie i wyszedł z mieszkania. Odwróciłam się w stronę Bruna. On patrzył na mnie, a po chwili zaśmiał się sarkastycznie.
- Urocze - stwierdził.
- Bruno, ty nic nie rozumiesz...
- Nic nie rozumiem? - patrzył na mnie jak na idiotkę. - Wszystko rozumiem... Nie mam ci tego za złe... Tylko nie rozumiem jak można nie przyznawać się do własnego chłopaka... - powiedział i poszedł schodami na górę.
Po moim poliku spłynęła jedna mała łza.. Potem druga... I trzecia. Zadzwoniłam do Sashy.
- Halo? - odezwał się ktoś po drugiej stronie.
- Sasha.. Przyjedźcie po mnie z Malie.. - powiedziałam zapłakanym głosem.
- Alice? Co się stało? - zapytała przerażona.
- Teraz to nieważne... Błagam, przyjedźcie..
Podałam dziewczynom adres i czekałam na nie. Bruno cały czas był do góry, nie chciałam prosić go o to, żeby mnie odwiózł... Ech, co ten Matt zrobił!? Kompletny idio... Zaraz... To przecież też moja wina. Pozwoliłam się mu całować. Dlaczego?
Nie chciałam zostawić Bruna bez żadnego pożegnania. Wzięłam małą kartkę oraz długopis i szybko zapisałam te słowa, które chciałabym mu w tym momencie powiedzieć. Po chwili dziewczyny przyjechały, a ja zostawiłam liścik na stole. Wyszłam. Ciągle myślałam o słowach, które tam napisałam.

Kochany Bruno!
Wiem co myślisz... Nie przyznaję się do własnego chłopaka. Uważasz mnie za totalną kłamczuchę... Ale to wszystko to nieprawda. Bruno, nie kocham Matta. Nigdy nie byliśmy razem... Zapytasz pewnie dlaczego pozwoliłam się mu całować... Dobre pytanie, na które sama nie znam odpowiedzi. To raczej pod wpływem emocji czy czegoś takiego..
A teraz proszę: spotkajmy się gdzieś... Może i w liście wyjaśniłam wszystko, ale potrzebuję z Tobą pogadać... Daj znak
Alice

czwartek, 16 stycznia 2014

Odcinek 11

Nagle Bruno zatrzymał auto. Szybko z niego wysiadł i, za nim się obejrzałam, otworzył drzwiczki samochodu od mojej strony. Zupełnie jakbym była w limuzynie, a Bruno byłby moim szoferem.
- Jesteśmy na miejscu, madame - znów śmiał się z całej tej sytuacji.
Dom Bruna był śliczny... Duży, z ogrodem. Byłam ciekawa jak wygląda w środku.
- Wow - powiedziałam. Bruno zaprowadził mnie do środka. - Mieszkasz sam? - zapytał po chwili.
- Ta... - odparł i zapalił światło. Dom był ślicznie umeblowany, przestronny, dwupiętrowy. Bruno wskoczył na kanapę i położył się na niej. Nie wiedziałam trochę co robić.
- Chcesz coś zjeść? - usłyszałam nagle jego głos.
- Nie...
- A pić?
- Też nie...
- To co tak stoisz? Chodź tu!
Usiadłam na fotelu koło Bruna. On spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Wiesz... W sumie to nawet nie zapytałam jak tam po tej umowie z Mottown... - zaczęłam.
- Ech... Szkoda gadać. Ta umowa nic mi nie dała! No może nie licząc tego, że poznałem Phila i razem z Ari'm wpadliśmy na pomysł założenia wytwórni... A u ciebie co tam?
- W sumie nic takiego. Poznałam Malie, której wujkiem jest Phil... Pamiętam ten dzień... To był właśnie ten niezapomniany dzień, w którym... Ech... Matt mnie pocałował, a ty to wszystko widziałeś... I ucie... - nie dokończyłam. Zaczęłam się nad czymś zastanawiać.
- Co? - zdziwił się Bruno.
- Dlaczego wtedy sobie poszedłeś? Tak bez słowa ani nic?
Bruno ucichł. Spojrzał na mnie z głupim grymasem.
- No co? Wytłumacz mi.. Nawet się nie pożegnałeś.
- Em.. Przełożyli godziny samolotu, przepraszam... - Bruno usiadł na kanapie i poklepał o nią, co miało znaczyć nic innego, żebym usiadła koło niego. Oczywiście po chwili tak uczyniłam. Bruno wyciągnął obie ręce na szerokość kanapy.
- Zostajesz już na zawsze w tym Los Angeles? - zapytałam po chwili.
- Raczej tak, a ty?
- Nie wiem... To miał być tylko wyjazd urodzinowy i...
W tym momencie Bruno spojrzał na mnie i patrzył tak przez dłuższą chwilę. Czułam się niezręcznie.
- I ten.. tego.. o czym ja mówiłam... - powiedziałam zakłopotana.
- O wyjeździe urodzinowym - Bruno przybliżył się do mnie. Nastała głupia cisza... Znowu. Patrzyłam mu w oczy, a on mi. Nagle zadzwonił telefon.
- E... To pewnie do mnie - wstałam szybko z kanapy i poszłam odebrać komórkę. - Halo?
- No hej, Alice.. Dojechałaś tam? Bruno nic ci nie zrobił? - usłyszałam głos Sashy.
- Jest ok, Sasha, nie martw się o mnie...
- Ach, rozumiem.. Potrzebujecie chwilę prywatności...
- Co ty gadasz?
- Nic, nic, pa! - rozłączyła się.
Wróciłam do salonu, lecz Bruna tam nie było. Dziwne. Postanowiłam, że rozejrzę się po domu. Kuchnia, łazienka, sypialnia... A to co? Podeszłam do jednych z drzwi i otworzyłam je. Garderoba? Po lewej stronie kilkanaście, a może i kilkadziesiąt koszul w kratę, po prawej stronie masa kapeluszy zawieszonych na haczykach... Chciałabym mieć taką garderobę. Przede mną dżinsowe kurtki, marynarki, kamizelki, koszule... To było cudowne. Pod ścianą kilka par trampek. Obok jeszcze półka z innymi rzeczami. Wpatrywałam się w to... Wpadłam w jakiś trans. Nagle poczułam czyjeś ręce na moich ramionach.
- Bu! - to Bruno, no bo kto inny.
- Pfff... Nie wystraszyłeś mnie - odparłam. Bruno zaczął udawać wielce smutnego. Ach, ten mój kochany głupek.
- Jasne, jasne, wmawiaj sobie... Z resztą kto pozwolił ci tu wejść? - teraz udawał nadętego pajaca. Trochę takiego Matta, ale w przystojniejszej wersji.
Zaśmiałam się.
- Masz najwspanialsze rzeczy do ubioru na świecie - pochwaliłam go.
- Wiem - odparł. - Ej, chodźmy już spać, zmęczony jestem... - dodał po chwili.
- A gdzie będę spać? - spytałam zaciekawiona.
- Może w sypialni? - odpowiedział, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- No dobra, a ty gdzie?
- No też w sypialni...
- Ale że w jednym łóżku? - zdziwiłam się.
- Jakiś problem, Alice? Jak chcesz mogę iść na kanapę, no ale jako kumple myślałem, że to nic takiego...
- Bo to nic takiego - uśmiechnęłam się. Byłam nawet zadowolona z tego wszystkiego.
 Poszłam do łazienki, wykąpałam się, ubrałam piżamę. Bruno był już w sypialni i leżał na łóżku, jakby nad czymś rozmyślał.
- O czym tak myślisz? - zapytałam nagle.
- Alice... - powiedział cicho, prawie bezgłośnie.
- Co jest?
- Czemu nie zostajesz w Los Angeles?
Westchnęłam. Usiadłam koło Bruna na łóżku i popatrzyłam na niego.
- Nie mogę...
- Dlaczego?
- Na Hawajach jest cała moja rodzina, a tu zostałabym sama... Malie i Sasha z pewnością nie planują się tu przeprowadzać...
- Nie zostałabyś sama...
- Bruno, nie mogę...
Bruno ucichł. Odwrócił głowę tak, żebym na niego nie patrzyła. Poszedł cicho do garderoby zdejmując po drodze kapelusz. Zanim z powrotem wszedł do sypialni, szybko zgasił światło, jak gdyby zależało mu, żebym go nie widziała.
- Co się dzieje, Bruno? - powiedziałam i szybko zapaliłam małą lampkę. Widziałam jak po twarzy Bruna spada kilka małych łez.
- Alice... Błagam cię... Zostań - wyszeptał.

środa, 15 stycznia 2014

Odcinek 10

Dzień moich urodzin już powoli dobiegał końca. Sasha i Malie skombinowały tort i przyniosły mi go. Kochane, przecież one już dały mi wystarczający prezent! Matt nie chciał być gorszy - kupił kwiaty, śliczną (i jak niesamowicie drogą!) bransoletkę i szampan. Potem przez pół godziny namawiał mnie do wzięcia chociaż łyka. Ja zatwardziale próbowałam odmawiać, lecz po wielu namowach postanowiłam, że w dzień 18-stych urodzin rzeczywiście można (a może nawet i powinno się) wziąć chociaż trochę alkoholu do buzi. Szczerze? Nie za bardzo mi smakował. Ech.. Trudno. Oczywiście później obowiązkowo zaśpiewali mi Happy Birthday i postanowili urządzić małą, czteroosobową imprezę. Świetne urodziny. Była już 23, za godzinę już koniec mojego urodzinowego dnia. Nagle usłyszeliśmy pukanie. Głupie uczucie - sami w obcym studio, a tutaj ktoś puka! Postanowiłam wziąć się w garść i otworzyć drzwi. Szczęka mi opadła. Za nimi stał Bruno. W jednej ręce trzymał śliczne, czerwone róże, w drugiej gitarę przyozdobioną wstążką.
- Wszystkiego najlepszego! - zawołał radośnie i przytulił mnie. - Czemu nie mówiłaś, że masz urodziny, hę? - udawał wielce obrażonego. - Dopiero Sasha wysłała mi smsa!
Popatrzyłam na przyjaciółkę i uśmiechnęłam się do niej. Kochana.
- Bruno, jeju, dziękuję! - rzuciłam się mu na szyję. - I tobie naprawdę chciało się tu przyjeżdżać o 23?
- Tak, chciało mi się - zaśmiał się. - Proszę, oto twoja gitara, mam nadzieję, że nie masz tego instrumentu...
Ucichłam. Zaczęłam wspominać dawne lata, w których marzyłam o nauczeniu się grania na gitarze.
- Coś się stało? - zapytał.
- Możemy na chwilę iść do... tamtego pomieszczenia? - spytałam cicho.
- Jasne - odparł nieco zdziwiony.
Weszliśmy. Usiadłam na fotelu nie odrywając wzroku od MOJEJ własnej gitary.
- Ech.. Nietrafiony prezent jak rozumiem?
- Co ty gadasz!? - krzyknęłam. - To moje marzenie nauczyć się grać na gitarze, naprawdę!
- To czemu jesteś smutna?
Znów ucichłam. Jednak postanowiłam opowiedzieć mu parę spraw. W myślach przeniosłam się do 2001, kiedy miałam 14 lat, a moja i Bruna historia dopiero się zaczynała.
- Miałam gitarę... Ale mój tata nie chciał mnie zapisać na lekcje... Ciągle to odkładał. Zaczęłam się uczyć sama, ale... Potem mieliśmy mały kryzys i mój tata sprzedał gitarę... I ta myśl, że znowu mogę ją mieć.. Dziękuję, Bruno - po poliku spłynęła mi jedna, mała łza.
- Nie ma za co - uśmiechnął się. Starał się, żebym zapomniała o tej dawnej sprawie i żyła teraźniejszością. - A umiesz mi coś zagrać?
- Hahaha, nie! - zaśmiałam się. - Nic nie pamiętam, przydałby mi się jakiś nauczyciel. - powiedziałam i spojrzałam na leżącą nieopodal gitarę Bruna. Domyślił się o co chodzi.
- Tak więc witam na pierwszej lekcji gry na gitarze. Nazywam się Peter Hernandez i będę twoim nauczycielem - wygłupiał się. Po chwili pokazał mi podstawy.
Długo tak siedzieliśmy nad tą gitarą, bardzo długo...
- I teraz musisz zrobić chwyt F... To jest ten barowy - Bruno z łatwością poprawnie ustawił palce.
- To jest przecież niemożliwe - dziwiłam się.
Bruno podszedł do mnie, stanął za mną i delikatnie kierował moją ręką. Ustawiał moje palce, lekko mnie obejmując.
- Możliwe - powiedział po chwili.
Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Dziękuję, Bruno. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie.
- Wiem - powiedział i pocałował mnie w policzek. Ten moment zapamiętałam na naprawdę długi czas...

Dochodziła już północ. Bruno nadal siedział z nami, zupełnie nie martwiąc się o swój powrót do domu.
- Hmm... A gdzie będziemy spać? - zapytała nagle Malie, rozglądając się po pomieszczeniu. Co mieliśmy do wyboru? Rozkładana, trzyosobowa sofa. Sprawa się skomplikowała, bo brakowało jednego miejsca. Bruno nagle poszedł do pokoju obok. Było tam jedynie krzesło - niefajnie.
- No cóż, jeden z nas śpi na podłodze - zadeklarowała Sasha i zaśmiała się. - Może Matt?
- Eee.. Zwariowałaś? Nie będę spał na ziemi - ech, nadęty pajac.
- Jeju, jeśli to taki problem to ja mogę spać na podłodze - odezwałam się nagle.
- Nie będziesz spała na podłodze - zaprzeczył Bruno. - Mam pomysł. Może Alice pojedzie ze mną do domu na tę jedną noc? Jutro załatwimy łóżka, ok?
Wszyscy popatrzyli na siebie. Mi oczywiście odpowiadało - dowiem się gdzie on mieszka. Wszyscy po chwili się zgodzili. Wzięłam nierozpakowaną jeszcze walizkę i wyszłam ze studio razem z Brunem.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Po prostu to ciebie najbardziej znam i rozumiesz...
- Spoko, Bruno, dziękuję ci bardzo - uśmiechnęłam się do niego przyjacielsko.
Zjechaliśmy windą na parter. Przed budynkiem stał śliczny, czerwony samochód należący do Bruna.
- Wsiadaj - Bruno otworzył mi drzwi. - Mam nadzieję, że nie wystraszysz się bałaganu, który jest u mnie w domu. - powiedział, po czym zaśmiał się szczerym, doniosłym śmiechem.