środa, 2 lipca 2014

Odcinek 23

Obudził mnie budzik. Już nawet nie pamiętałam, że go nakręcałam... Zmęczona postanowiłam jakoś wyczołgać się z łóżka. Zaczęłam rozglądać się po moim pokoju... Starym, ale jednak kochanym pokoju. Mój wzrok utkwił w jednym miejscu... Pod ścianą leżała gitara. Gitara od Bruna. Podeszłam do niej i delikatnie pociągnęłam za jej struny. Wzięłam ją do ręki. Jakieś dziwne odgłosy... Coś było wewnątrz gitary. Spojrzałam przez otwór, który znajdował się w pudle renesansowym i ujrzałam małą karteczkę. Po pewnym czasie udało mi się wyciągnąć ten mały skrawek papieru. Czyżby był to jakiś list?

Kochana Alice!

Piszę ten list w dzień przed twoim wyjazdem. Spytasz pewnie jak mi się udało schować go do gitary? Phil powiedział mi o tym, że pytałaś o niedrogi hotel. Tak, włamałem się tam... To teraz nieistotne. Chcę jedynie, żebyś wiedziała, że nadal potwornie cię kocham i tęsknię za Tobą bardziej niż myślisz... Może nie powinienem się narzucać? Może byłem dla Ciebie tylko zwykłym człowiekiem, jakimś tam znajomym, którego nigdy nie kochałaś? Jesteś przecież z Mattem... I nie mów, że jest inaczej, Alice. Nie jestem taki głupi na jakiego wyglądam. Po prostu już zrozumiałem, że ludziom nie można ufać.

                                                                                                                     "Twój" Bruno

Zamarłam. On mnie kocha. A to wszystko to tylko i wyłącznie moja wina. On już mi nie zaufa, nigdy przenigdy. Przez moje głupie zachowanie... Wzięłam do ręki telefon, ale nie po to, by zadzwonić do Bruna. Nie wiem co miałabym mu powiedzieć? Że to nie tak jak myśli? Sama bym sobie nie uwierzyła. Zadzwoniłam więc do Matta.
- Halo? - usłyszałam ten jego głos.
- Matt, nie wiem gdzie teraz jesteś, ale nie zbliżaj się do mnie już nigdy.
- Hm... Aktualnie to nadal jestem w Los Angeles, Alice, no i czekam pod twoim hotelem.
- Czekaj sobie, czekaj.
- Czyżbyś była u Bruna?
- Do Bruna się już tym bardziej nie zbliżaj - warknęłam.
- Hm... Czekaj... Mam cię teraz niby posłuchać? Alice, chyba zawiodłaś jego zaufanie. W sumie on i tak cię zdradził, więc po co się nim w ogóle przejmujesz?
- Bo w przeciwieństwie do Ciebie rozumiem znaczenie słowa 'miłość' - rozłączyłam się. Wtedy już na dobre się rozpłakałam. Już po chwili kolejne sygnały telefonu... Bez patrzenia na wyświetlacz odebrałam. - Nie rozumiesz, że masz odczepić się ode mnie i od Bruna!?
- Alice, o co ci chodzi? - usłyszałam w słuchawce zupełnie inny głos... To Johny!
- Johny? Jeny, myślałam, że dzwoni... Nieważne, przepraszam.
- Możesz się spotkać? - spytał. - Słyszę, że jesteś w naprawdę złym stanie.
- Jestem w bardzo złym stanie, Johny. I nikt ani nic tego nie zmieni, przepraszam. - wyszeptałam i rozłączyłam się.
Czułam, że i dziś nie pojawię się u Sashy i u Malie... W takiej sytuacji niepotrzebna mi kolejna kłótnia i tłumaczenie o tym, że z Mattem to nieprawda... Nikt mi już w to chyba nie uwierzy. Postanowiłam iść na spacer, jakoś się dotlenić i rozprostować kości.
Poszłam na malutki rynek. Tam zawsze się coś działo, leciała hawajska muzyka i było po prostu świetnie. Ujrzałam nagle ulicznego grajka. Jego instrument? Gitara klasyczna. Uwielbiałam takich ludzi. Nie widziałam jego twarzy, gdyż była ona przesłonięta full capem. Jednak niezależnie od tego, jakby wyglądał wrzuciłabym mu jakąś niewielką sumę pieniędzy do jego pokrowca na gitarę... Za to, że żyje z pasją. Tak też uczyniłam.
- Dzięki - odezwał się dość znajomy mi głos.
- Zaraz, zaraz... Johny? - zdziwiłam się.
- O, Alice! - odłożył gitarę i spojrzał na moją smutną twarz. Dokładnie się przypatrywał, nic dziwnego... Miałam opuchnięte oczy, byłam cała czerwona.. - Przejdźmy się - poprosił.
Początkowo szliśmy w ciszy... Nagle do moich oczu napływały kolejne łzy. Za dużo o tym wszystkim myślałam. Bez większego zastanowienia przytuliłam się do Johny'ego i zaczęłam rzewnie płakać.
- Alice... Widzę, że jest źle. Błagam, powiedz.
I opowiedziałam mu całą historię... Musiałam się komuś wyżalić. Wspominałam to wszystko tak dokładnie, pamiętałam zupełnie wszystko!
- Przepraszam.. Ja głupi jeszcze cię obejmowałem, sprawiałem pewnie jeszcze większą przykrość... - posmutniał.
- Przecież nie wiedziałeś. - mruknęłam. I teraz to on okazał się być największym wsparciem, największym na naszej planecie. Wtuliłam się w niego... Bez większego uczucia, po prostu po przyjacielsku... Potrzebuję wspierających mnie osób. - Dobrze, że się poznaliśmy...
- Też tak sądzę - uśmiechnął się.
Nagle obok nas przeszedł znajomy mi człowiek w średnim wieku. Oddaliłam się na chwilę od Johny'ego, by przyjrzeć się mężczyźnie. Z trudem powstrzymałam płacz...
- Alice? - zapytał mężczyzna... Dokładniej to Pete Hernandez. - Kupę lat! Jak tam sprawuje się nasza posiadłość? - zaśmiał się.
- Naprawdę dobrze. - uśmiechnęłam się. - A co u pana słychać?
- Jest w porządku - powiedział i spojrzał na Johny'ego. - To twój chłopak?
- Nie, proszę pana, to przyjaciel.
- Uff - zaśmiał się. - Bo nie wiem czy pamiętasz Bruna, znaczy Petera...
- Pamiętam, pamiętam. - przerwałam mu. - Możemy mówić na niego po prostu Bruno? - zachichotałam.
- Haha, oczywiście. A więc Bruno po prostu oszalał na twoim punkcie! No ale wyprowadził się do Los Angeles już parę lat temu... - mówił... Niewtajemniczony w nic.
- Ja wiem... - ugryzłam się w język. Po co ja to powiedziałam!?
- Ty wiesz? - zdziwił się.
- Niedawno wróciłam z Los Angeles... Od Bruna.
- Jesteście razem?
- Byliśmy. - posmutniałam.
A pan Pete Hernandez był kolejną osobą, której postanowiłam się zwierzyć ze wszystkiego... Wygląda jakbym mówiła to wszystkim... Nie jest tak... To już nie wyjdzie poza moich przyjaciół, moją rodzinę i rodzinę państwa Hernandez.
Po wysłuchaniu historii zapadła cisza. Dopiero po chwili odezwał się pan Pete.
- Bruno by cię nie zdradził...
- Też tak uważam - stwierdził Johny.
- Widziałam go z dziewczyną, nie wiem co myśleć... Wmawiał mi, że to jego siostra.
I wtedy pana Hernandez olśniło.
- Bo to była jego siostra! Presley! Przyjechała do niego w odwiedziny, niedawno wróciła... Zresztą sama musisz ją poznać, zapraszam do nas! - zawołał pełen optymizmu. Nie zaprzeczyłam, wręcz przeciwnie...
Byliśmy już w domu państwa Hernandez. Ujrzałam ją... To była ona.
- Alice! - krzyknęła, jakby mnie znała. - Nie jesteśmy patologiczną rodziną, naprawdę,  nie chodzę ze swoim bratem - zaśmiała się szczerze.
Zrobiło mi się lepiej na sercu... Ale przygnębiała mnie jedna rzecz... On już mi nie zaufa. Moje rozkminy przerwał dźwięk telefonu.
- Bruno dzwoni - oświadczyła pani Hernandez, która kazała do siebie mówić Bernie.
Jedna łza już poleciała po moim poliku.
- Jest tu ktoś, z którym warto teraz pogadać, kochanie... - mówiła Bernie do słuchawki, po czym zaczęła się zbliżać w moją stronę. Serce biło mi jak oszalałe.
- Halo? - usłyszałam jego najwspanialszy na świecie głos.

2 komentarze:

  1. Odcinek świetny. Niech ten Matt sie od niej odczepi a nie ciągle uprzykrza jej życie.
    I ta końcówka .♥.
    Dodaj szybko następny :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowity odcinek <3 Nie, nie wytrzymam tygodnia czekając na kolejny, proszę daj szybciej! *.* (oczka kotka z Shrek'a). P.S. Zabiję Matt'a!

    OdpowiedzUsuń